ZSRR straszył, szantażował i groził, potem musiał ustąpić. Były szef MON o genezie traktatu INF i "nowej zimnej wojnie"

Rosja albo łamie albo wypowiada traktaty rozbrojeniowe. Nie mamy kontroli nad tym, gdzie jest rosyjskie uzbrojenie i jakie ono jest – mówi portalowi PolskieRadio24.pl były szef MON Janusz Onyszkiewicz. Zdaniem byłego szefa MON, wracamy do ”głębokiej zimnej wojny z Rosją” w wymiarze wojskowym.

2019-02-01, 18:00

ZSRR straszył, szantażował i groził, potem musiał ustąpić.  Były szef MON o genezie traktatu INF i "nowej zimnej wojnie"
Prezydent USA Ronald Reagan i przywódca ZSRR Michaił Gorbaczow podczas podpisania traktatu INF 8 grudnia 1987 roku. Foto: PAP/EPA/Handout

USA ogłosiły rozpoczęcie formalnego procesu wycofywania się traktatu INF o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu. USA postawiły Rosji ultimatum – w ciągu 60 dni miała wrócić do przestrzegania traktatu. Termin upływa 2 lutego. Decyzję USA w związku z łamaniem traktatu INF przez Rosję wspiera cały Sojuszu Północnoatlantycki. "Stany Zjednoczone podjęły decyzję w odpowiedzi na znaczące zagrożenie dla euroatlantyckiego bezpieczeństwa, które stwarza Rosja potajemnie testując, produkując i rozmieszczając nowe systemy rakietowe 9M729" - czytamy w oświadczeniu Rady Północnoatlantyckiej NATO".

Dwukrotny minister obrony narodowej (w l. 1992–1993 i 1997–2000), były poseł i eurodeputowany Janusz Onyszkiewicz zaznaczył w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, że ZSRR w przeszłości został zmuszony do podpisania traktatu INF w sprawie pocisków średniego zasięgu. Musiał przystać na warunki Waszyngtonu, bo USA uzyskały nad nim przewagę strategiczną, rozmieszczając swoje pociski w Europie

Rosja, jak mówił były szef MON, łamie traktat INF jeśli chodzi o systemy Iskander, jak też pociski manewrujące, które mogą być odpalane również z lądu. - Rosjanie ukryli fakt, że rakiety Iskander, rozmieszczane w okręgu kaliningradzkim, mogące przenosić głowice jądrowe, mają większy zasięg niż deklarowane 500 km.  Ponadto, naprawdę jaskrawym dowodem na złamanie traktatu było przystosowanie przez Rosję rakiet manewrujących, które mogą mieć zasięg 2,5 tysiąca km do wystrzeliwania z wyrzutni lądowych, czego traktat INF absolutnie zabrania. Porozumienie zakazuje bowiem nie tylko posiadania, ale też rozpracowywania takiego rodzaju broni – stwierdził.

Zapraszamy do przeczytania wywiadu.

REKLAMA

PolskieRadio24.pl: Prezydent USA Donald Trump zapowiedział, że USA wycofają się z traktatu rozbrojeniowego o pociskach średniego i pośredniego zasięgu (INF), jeśli Moskwa nie zacznie w końcu przestrzegać traktatu.  Rosja na początku grudnia dostała 60-dniowe ultimatum.  Jakie jest znaczenie tej decyzji, jak rozumieć jej kontekst?

Były minister obrony narodowej Janusz Onyszkiewicz: Wiele mówi o tym geneza traktatu INF Zakazuje on posiadania rakiet średniego i pośredniego zasięgu, także zdolnych do przenoszenia broni jądrowej, o zasięgu między 500 a 5000 km.

Wszystko zaczęło się w czasach zimnej wojny. ZSRR rozmieścił takie właśnie rakiety na zachodniej flance Układu Warszawskiego a więc w NRD, a także w zachodniej części ZSRR. Tym samym ZSRR mógł dokonać uderzenia jądrowego na wszystkie kraje europejskie. Rakiety te jednak nie były w stanie sięgnąć USA, zatem potencjalnie mogło to stworzyć pokusę dla Waszyngtonu, by na tego rodzaju atak nie odpowiedzieć strategicznymi międzykontynentalnymi rakietami (co z kolei by wymusiło analogiczną odpowiedź ze strony ZSRR).

Europa poczuła się wówczas dodatkowo zagrożona. Pojawiły się obawy, czy w Europie nie będzie narastała wątpliwość  co do tego, czy w odpowiedzi na jądrowy atak na Europę USA zaryzykują wymianę ciosów z ZSRR przy pomocy rakiet międzykontynentalnych. Bo  jeśli  nie zaryzykują, to Europa odniesie porażkę.

To spowodowało, że USA wprowadziły na wyposażenie sił zbrojnych w Europie rakiety o zasięgu kilku tysięcy kilometrów. Te jednak ze względu na ich ulokowanie w Europie, obejmowały swoim zasięgiem sporą cześć Związku Radzieckiego.

REKLAMA

Tym samym USA i NATO uzyskały przewagę strategiczną. To zaś sprawiło, że za rządów Michaiła Gorbaczowa w  wyniku  zmiany radzieckiej polityki i odwilży zdecydowano się na opcję zerową, czyli całkowitą likwidację tych rakiet po obu stronach. Chodziło o rakiety o zasięgu 500- 5000 km, które byłyby wystrzeliwane ze stanowisk lądowych. Porozumienie nie dotyczyło rakiet podobnego zasięgu, które mogłyby być wystrzeliwane z okrętów albo samolotów.

Traktat trwał przez długi czas, chociaż w kuluarowych rozmowach strona rosyjska podnosiła problem związany z utrzymaniem strategicznej równowagi z Chinami.

Chiny weszły w posiadanie takich rakiet, inne kraje takie jak Indie czy Izrael zresztą też, bo ich nie obowiązywały ograniczenia. Myślę jednak, że Rosja naruszyła to porozumienie z zupełnie innych powodów.

Jeśli Rosja nie przestrzega traktatu, druga strona na tym traci.

Są bardzo dobre powody by sądzić, że rakiety Iskander, rozmieszczane w okręgu kaliningradzkim, mogące przenosić głowice jądrowe, mają większy zasięg niż deklarowane 500 km. Ale naprawdę jaskrawym dowodem na złamanie traktatu było przystosowanie  przez Rosję morskich rakiet manewrujących, które mogą mieć zasięg 2,5 tysiąca km, do wystrzeliwania z wyrzutni lądowych, czego traktat absolutnie zabrania. Porozumienie zakazuje nie tylko posiadania, ale też rozpracowywania takiego rodzaju broni.

REKLAMA

W efekcie prezydent USA Donald Trump zapowiedział wycofanie się z traktatu, bo jeśli Rosja go nie przestrzega, to przestaje on obowiązywać także USA. Jest w tym pewna racja, bo w przeciwnym wypadku USA byłoby jedynym krajem na świecie z takimi ograniczeniami. Co można zarzucić USA? Być może nie wykorzystywały wszystkich możliwości, by powstrzymać Rosję od  łamania tego traktatu. Postawiły też członków NATO przed faktem dokonanym.

Może to i pokerowa zagrywka ze strony USA, pokazująca, że Stany Zjednoczone są gotowe do powrotu do sytuacji z lat 80., gdy USA same rozwinęły tego rodzaju zdolność, co okazało się dla Rosji bardzo niekorzystne i tym samym Waszyngton wymusza na Rosji rewizję swego stanowiska.

Rosja zapewne chciałaby poszerzyć porozumienie o inne aspekty, związane np. z tzw. tarczą antyrakietową. To już są jednak spekulacje.

W każdym razie, uważam, że zapowiedź wycofania się z traktatu nie powinna nas szczególnie cieszyć. Na tego rodzaju działaniach może ucierpieć poczucie współdecydowania w NATO, szczególnie w przypadku głównych krajów Sojuszu.

REKLAMA

Jednak traktat INF nie powstrzymywał Rosji od takich zbrojeń, które uznała za konieczne.

Nie jest to specjalnie wyjątkowe, Rosja w ostatnich latach pokazała bardzo dobitnie, że za nic ma swoje zobowiązania, choćby dotyczące przestrzegania integralności terytorialnej wszystkich krajów w Europie. Wiemy co się stało na Ukrainie – nie będę tutaj przedstawiał listy naruszeń ze strony Rosji, wystarczy wspomnieć  o kolejnym akcie agresji  w rejonie Morza Azowskiego, kiedy to Rosja łamiąc nie tylko traktat z Ukrainą, ale także międzynarodowy traktat o swobodzie żeglugi napadła na okręty ukraińskie.

Przypomnę jednak, że Rosja wycofała się z jeszcze innego, niesłychanie ważnego traktatu, obowiązującego przez lata – o ograniczeniu zbrojeń konwencjonalnych w Europie, uznając że te postanowienia są dla niej teraz krępujące. 

Jest to groźne, bo chodzi nie tylko o powiększanie ilości i rodzajów broni, ale też wycofanie się Rosji z dwustronnych systemów wzajemnej kontroli, systemu monitorowania. Ważna jest też przejrzystość, jeśli chodzi o rozmieszczanie uzbrojenia, jak też w kwestii ćwiczeń wojskowych.

Środki budowy zaufania, związane z tym traktatem, już nie istnieją. Wracamy do sytuacji z czasów prawie że głębokiej zimnej wojny, jeśli chodzi o kwestie wojskowe.

REKLAMA

Chodzi o to, że kruszeją traktaty?

Nie ma traktatu o ograniczeniu zbrojeń konwencjonalnych, nie ma w związku z tym kontroli nad tym, gdzie jest uzbrojenie – i jakie. Wracamy zatem do sytuacji z lat 70,. bo sam traktat o ograniczeniu zbrojeń konwencjonalnych był negocjowany w latach 80., a podpisany w latach 90.

Rosja albo łamie traktaty, albo je wypowiada. Tym samym architektura bezpieczeństwa europejskiego, która była budowana na najrozmaitszych porozumieniach, jest rozbijana i coraz mniej nam pozostaje z pozytywnego dziedzictwa okresu po zimnej wojnie.

M.in. spotkaniu prezydentów USA i Rosji w Helsinkach była również mowa o układzie START – o redukcji zbrojeń strategicznych.  Dlaczego Rosja chce o nim rozmawiać?

Rosja od dawna chciała podjąć negocjacje w sprawie układu START, dlatego, że ma chęć połączyć go z budową amerykańskiego systemu obrony przed pociskami balistycznymi. USA zdecydowały się uruchomić taki program, bo obawiały się ataku rakietowego z głowicami jądrowymi, na przykład ze strony Korei, albo też ze strony Iranu. Przez długi czas panowało przekonanie, że Iran nie tylko rozwija technologie rakietowe, ale też chce produkować broń jądrową. Chodziło o to, by chronić przed tymi uderzeniami Europę i amerykańskie instalacje w Europie -  stąd koncepcja budowy tarczy antyrakietowej.

Rosjanie obawiają się natomiast, że kiedy program zostanie zakończony, będzie go można łatwo rozwinąć go do tego stopnia, że zapewni ochronę USA przed rakietami strategicznymi – jądrowymi - z terenów Rosji  i tym samym Stany Zjednoczone zyskają strategiczną przewagę nad Rosją.

REKLAMA

Stąd próba połączenia negocjacji w sprawie ograniczenia ilości broni jądrowej z tarczą antyrakietową, na co USA za bardzo nie chcą się zgodzić, uważając, że to są dwie zupełnie różne kategorie.

Jakie są perspektywy traktatu START?

Układ START jest korzystny dla USA i Rosji. Dalsze redukcje, które USA mogłyby nawet rozważać są dla Rosji o tyle trudne do przyjęcia, że Rosja, choć nie mówi nigdy o tym oficjalnie, usiłuje utrzymać pewną przewagę strategiczną nad potencjałem jądrowym Chin. Gdy on rośnie, bo nie jest ograniczony żadnymi traktatami, a Rosja swój obniża, to może dojść do sytuacji, w której przewaga strategiczna nad Chinami stanie się znacznie bardziej wątpliwa.

Ten traktat ma zatem inne uwarunkowania.  Jeśli chodzi on nasz region, te dwa traktaty, o których pan minister  wspomniał, bardzo mocno dotyczą naszego bezpieczeństwa.

Naszego bezpieczeństwa dotyczy głównie traktat o zakazie posiadania rakiet średniego i pośredniego zasięgu. Dotyczy regionu, choć dla Polski z punktu widzenia wojskowego ma o tyle małe znaczenie, że Polska i tak znajduje się w zasięgu 500 km, dopuszczonych dla rakiet tzw. krótkiego zasięgu, takich jak - przynajmniej oficjalnie  - Iskander. To że Rosja ma rakiety większego zasięgu, nie stanowi dla nas różnicy. To jednak istotna sprawa dla naszych sojuszników – no a tym samym dla nas pośrednio także. Dlatego nie możemy mówić, że ”nasza chata z kraja”, i nieważne, czy rakiety mają większy zasięg, bo obowiązuje nas sojusznicza solidarność i świadomość, że ich bezpieczeństwo warunkuje nasz bezpieczeństwo.

REKLAMA

Jeśli sojusznicy poczują się zagrożeni, to i nasze bezpieczeństwo staje pod znakiem zapytania.

Chciałam jeszcze powrócić do wyzwań ze strony Rosji. Rosja teraz działa w Syrii, prawdopodobnie w Libii. Wygląda na to, że zamierza kontynuować politykę agresji i ciągle pracuje nad dalszymi działaniami.

Rosja chce powrócić do roli supermocarstwa, które będzie traktowane przez USA na równi. Chce budować swoją wielką sferę wpływów, hołdując inne kraje, także przy pomocy szantażu wojskowego. Ta neoimperialna polityka Rosji jest oczywiście dla wszystkich zagrożeniem. Rosja wykorzystuje rozmaite mechanizmy, nie tylko wojskowe, ale i tzw. miękkie.

Rosja buduje też swoja siłę na osłabianiu potencjału przeciwnika, rozbijaniu relacji transatlantyckich, NATO, UE. Wyzwań jest wiele, jedyny sposób na skuteczność to hołubienie solidarności miedzy krajami europejskimi i utrzymywanie silnej więzi transatlantyckiej z USA i Kanadą.

Są problemy z uzależnieniem Białorusi od Rosji, a także z prawami człowieka, demokracją.  Staje się coraz istotniejszym miejscem z punktu widzenia bezpieczeństwa. Wydaje się, że wielu ekspertów nie umie znaleźć właściwego podejścia do tego kraju.

Białoruś to ciekawy przypadek, obecnie stara się zmienić nieco swój sposób funkcjonowania na arenie międzynarodowej. Nadzieja Aleksandra Łukaszenki na to, że obejmie przywództwo w połączonym państwie Białorusi i Rosji już została porzucona. W tej chwili zasadniczym problemem Białorusi jest utrzymanie suwerenności.

REKLAMA

Zauważmy przy tym, że Białoruś nie jest gotowa na wszystkie  działania zgodne z rosyjską polityką zagraniczną, nie uznaje niepodległości Abchazji i Osetii, tych dwóch tworów na pograniczu Gruzji, które Rosja chroni wojskowo i uznaje za niepodległe państwa. Białoruś także nie poparła entuzjastycznie aneksji Krymu, a zaniepokoiły ja rosyjskie deklaracje związane z zapewnieniem całej rosyjskiej ludności, że Rosja będzie ją chronić. Taka ochrona, jak widać, może skończyć się przyłączeniem do Rosji.

Na Białorusi coś się dzieje. To już nie jest taki kraj, jak 10 czy 8 lat temu. Choć Aleksander Łukaszenka dalej rządzi po dyktatorsku to jednak już nie mówi, ze Białorusini to lepsi Rosjanie. Trzeba temu się przyglądać i nie traktować Białorusi jako kraju kompletnie straconego i już na zawsze przykutego do rosyjskiego autokratycznego systemu, uosabianego przez prezydenta Rosji Władimira Putina.

***

Z byłym ministrem obrony narodowej Januszem Onyszkiewiczem rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej