Lider zespołu Bayer Full o odejściu z PSL: nie mogę się pogodzić z przyłączeniem do KE

- W czwartek występuję z PSL. Dlatego, że nie mogę się pogodzić z przyłączeniem się tej partii do Koalicji Europejskiej, a nie z tego względu, że gdzieś przechodzę, np. do PiS-u, jak czytam w internecie – mówi w rozmowie z PolskimRadiem24.pl Sławomir Świerzyński, lider zespołu disco polo Bayer Full.

2019-02-28, 06:54

Lider zespołu Bayer Full o odejściu z PSL: nie mogę się pogodzić z przyłączeniem do KE
Sławomir Świerzyński. Foto: YouTube

Na początku lutego grupa byłych premierów i byłych szefów MSZ podpisała deklarację zawierającą apel o powstanie Koalicji Europejskiej i stworzenie szerokiej listy w wyborach do Parlamentu Europejskiego. W sobotę o dołączeniu Polskiego Stronnictwa Ludowego do KE zadecydowała Rada Naczelna tej partii. Do tej decyzji na Facebooku odniósł się Sławomir Świerzyński, który stwierdził m.in., że w tym tygodniu podejmie decyzję czy zostaje w PSL.

"Nie wyobrażam sobie głosować na LGBT i lewicę. PSL straciło szansę bycia centroprawicą taką jak za Witosa. Partia której hymnem jest Rota idzie razem z aborcjonistami, lewakami i komunistami, będzie razem z nimi walczyć z kościołem, religią w szkołach i sprowadzać uchodźców. Zapowiada się ciekawy rok" - napisał (pisownia oryginalna - przyp. red.). We wtorek zapowiedział, że w czwartek złoży rezygnację z członkostwa w PSL.

Ostatnie pana chwile w Polskim Stronnictwie Ludowym. W czwartek oficjalnie zrzeknie się pan członkostwa w tej partii?

Jak zapowiedziałem, tak zrobię. Teraz siedzę przed komputerem (rozmawialiśmy w środowe południe - przyp. red.) i zaraz zacznę pisać oświadczenie. Wypełnię je i jutro wręczę. Bo nie ma innej opcji, w czwartek występuję z PSL-u.

REKLAMA

Powiązany Artykuł

YouTube Sławomir Świerzyński 1200.jpg
Lider zespołu Bayer Full rezygnuje z członkostwa w Polskim Stronnictwie Ludowym

Nie żal panu opuszczać szeregów "ludowców"? Był pan związany z nimi przeszło 20 lat.

Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Dlatego, że ja w tej partii nie byłem dla posad, stanowisk, dla pieniędzy. Ja po prostu ideologicznie byłem z nią związany.

Przyłączenie się PSL-u do Koalicji Europejskiej wywołało u pana aż tak duże emocje?

Tak. Nie mogę się z tym pogodzić. Jako człowiek wierzący i praktykujący nie mogę w swojej gminie przygotowywać wyborów do Parlamentu Europejskiego dla osób, które nie wyznają moich zasad. Dlatego, że byłbym wtedy hipokrytą. Na to nie mogę sobie pozwolić. Chcę być też uczciwy wobec moich kolegów z PSL-u i innych osób, które podzielają moje zdanie. Dlatego zdecydowałem, że nie będę brał w tym udziału.

We wtorek w wypowiedzi dla portalu wPolityce.pl prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz podkreślił, że w historii PSL budował różne koalicje, a teraz, żeby w obozie opozycyjnym nie było zbyt dużego skrętu w lewo, potrzebny jest tam PSL. Jak pan odbiera te słowa?

Władysław Kosiniak-Kamysz jest bardzo kulturalnym i rzeczowym politykiem. Natomiast ja nie wierzę w to, że ta koalicja rozpadnie się do czasu wyborów do polskiego parlamentu i nie będzie w niej PSL-u. Dlatego, że poseł Piotr Zgorzelski powiedział wyraźnie, że jak podejmiemy decyzję, że teraz idziemy do europarlamentu razem, to ta decyzja będzie obowiązywać też jesienią. Zresztą dostaję wiele maili, w których ludzie podzielają moje zdanie i w których też zwracają uwagę, że PSL nigdy nie powinien być z "tęczową" koalicją.

Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział też, że mimo wszystko będzie z sympatią patrzeć na pana i słuchać pana muzyki. Nie odbiera pan tego tak, że szef PSL-u uznał, iż pana odejście to mała strata dla "ludowców"?

Ja wciąż jeszcze jestem tylko prezesem gminnym Polskiego Stronnictwa Ludowego. Żadna ze mnie figura. Ale zawsze, kiedy grałem koncert z zespołem, czy to w Polsce, czy za granicą, byłem ambasadorem PSL-u. Nigdy się go nie wypierałem, zresztą moi synowi do tej partii też należą. Ale też się zaczynają wahać widząc, że ojciec odchodzi. A odchodzę, bo uważam, że ostatnio stało się dużo złego.

REKLAMA

Wspomniał pan, że to, co zrobiło PSL przyłączając się do Koalicji Europejskiej, to hucpa. Ostre słowa.

Ale prawdziwe. Ja to tak czuję. Nie powiedziałem tego z tego względu, że wstępuję do innej partii, bo nie wstępuję. Nie zrobiłem tego dlatego, że mam gdzieś z tyłu zaplecze.

Jednak w sieci zaczęły krążyć plotki, że miałby się pan związać z Prawem i Sprawiedliwością. Bierze pan pod uwagę taki scenariusz?

Nie zakładam takiego scenariusza. Dlatego, że to nie jest moim pomysłem na dalsze życie. Ale też czytam te informacje, że zagrałem w kampanii samorządowej PiS-u…

Ale faktycznie w październiku zeszłego roku Bayer Full wystąpił na konwencji wyborczej kandydatów PiS z powiatu lidzbarskiego.

Ale jak grałem dla Unii Wolności, to czy ktoś coś krzyczał? Jak grałem dla Platformy Obywatelskiej, to czy ktoś coś krzyczał? Ja też grałem podczas kampanii SLD i czy wtedy ktoś coś mówił? Nie. Taki jest mój zawód. I dziwi mnie, że ludzie mówią, że jak zagrał dla danej partii, to on już z nią jest. No nie. Ktoś mnie wynajął i ja po prostu robię dobrą robotę. Grywam też na weselach i robię to mimo że np. panna młoda mi się nie podoba. Ważne, żeby goście byli zadowoleni.

Wesele to jednak zupełnie inna para kaloszy niż typowo partyjne wydarzenie, jakim jest konwencja, podczas której muzycznym akcentem jest np. Bayer Full.

Nigdy nie uważałem, że zagranie na czyjejkolwiek kampanii wyborczej jest czymś złym. Jeśli dzięki mnie udało się przyciągnąć większą publiczność, to dobrze, bo taka była moja rola. I tu można powiedzieć o stracie PSL-u, bo ja zawsze się z nim utożsamiałem.

REKLAMA

Z polityką romansuje pan od dawna. Zaczęło się od wyborów parlamentarnych w 1997 r. Dlaczego postanowił pan kandydować wówczas do Sejmu?

Przy liczeniu głosów obowiązuje system d’Hondta. W związku z tym trzeba mieć kandydatów, którzy przyciągają wyborców, bo im więcej głosów, tym lepiej. I to był jeden z głównych powodów, bo chciałem pomagać PSL-owi. Ale chciałem i chcę też dobra Polski, w końcu tego też chce każda partia, tyle że na swój sposób. Niestety, mimo że PSL mi odpowiadało, bo miało elementy, z którymi się utożsamiałem, to jednak „tęczowa” koniczynka jest dla mnie wstydem. Ja w życiu nie utożsamię się ze środowiskiem LGBT. Ja toleruję je, ale nie zaakceptuję. Dlatego, że za młodu zostałem skrzywdzony przez osobę, która z takim środowiskiem spokojnie mogłaby być związana.

Czyli to prawda, że jako młody chłopiec był pan molestowany przez mężczyznę?

Tak. I dlatego nie będzie mojej zgody na popieranie LGBT, bo to, co przeżyłem, to są rany, które nigdy się nie zabliźniają. Proszę mi wierzyć.

A pana zdaniem artyści - abstrahując od tego, z jakim nurtem muzycznym są związani - powinni angażować się w politykę samemu kandydując lub wspierać danego kandydata albo partię w wyborach?

Oczywiście, że powinni. Mamy inne spojrzenie na rzeczywistość, mamy inną wrażliwość. Kiedyś zresztą jednej posłance Nowoczesnej powiedziałem, że politycy wywodzący się z innych branż, np. z ekonomii, cały czas mają w myślach cyferki i nic innego ich nie interesuje. My jako artyści mamy uczucia i kierujemy się tym, by ta polityka miała troszeczkę bardziej ludzką twarz. A poza tym polski parlament powinien być reprezentowany przez różne grupy społeczne.

Rozmawiał Bartłomiej Bitner, portal PolskieRadio24.pl

***

REKLAMA

Sławomir Świerzyński to lider jednego z najbardziej znanych zespołów disco polo. Z polityką związany od 1995 r., kiedy w wyborach prezydenckich wspierał Waldemara Pawlaka. Dwa lata później sam wziął czynny udział w wyborach - ubiegał się o mandat posła z listy PSL, bezkustecznie. Do Sejmu, także bez sukcesu, pretendował również w 2007, 2011 i 2015 r. Ma 57 lat, mieszka w gminie Łąck w powiecie płockim. 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej