Premier League: imponujący pokaz ambicji i nowy rozdział w historii Tottenhamu. "Witajcie w domu"
Londyński Tottenham po prawie dwóch latach wrócił do domu - "Spurs", którzy mają w planach umiejscowienie się na stałe w angielskiej piłkarskiej czołówce, w środowy wieczór zainaugurowali występy na imponującym stadionie. Jak zapowiada się nowy rozdział w historii tego klubu?
2019-04-04, 14:16
689 dni - tyle czasu minęło od ostatniego spotkania na White Hart Lane, stadionie, który przez ponad sto lat pozostawał domem zespołu z północnego Londynu. "Spurs" w maju 2017 roku pewnie pokonali Manchester United 2:1, a ostatnią bramkę na tym zasłużonym obiekcie zdobył Harry Kane.
Dla wielu to było centrum świata, drugi dom, z którym wiązały się dziesiątki wspomnień. Nie tylko pozytywnych, bo przecież łączenie szalonej radości z goryczą porażki nie jest czymś wyjątkowym dla futbolu, pojawia się w każdej dyscyplinie sportu. Podobne momenty przeżywano wspólnie na White Hart Lane od 1899 roku, a ich liczby nie da się podać nawet w przybliżeniu.
Jon Fennelly, klubowy historyk, to jeden z ludzi mogących wspominać czasy zatrudniania człowieka, który wędrował po stadionie i płoszył gołębie, uderzając o siebie pokrywkami od śmietników, opowiadać o legendach dotyczących tego, że dwumetrowy pomnik stojącego na piłce koguta (będącego w klubowym herbie) miał być wypełniony złotem. O fanach, którzy przychodzili na mecze właśnie z kogutami, by po zakończonych spotkaniach je wypuszczać.
REKLAMA
O cudownych latach 60., które pozostają najlepszym okresem w dziejach klubu. Wtedy piłkarze wierzyli, że są w stanie pokonać każdego, także ze względu na atmosferę tworzoną przez kibiców. Dusza White Hart Lane ma być tym, co pozostanie na miejscu.
***
W środę w historii klubu zapisał się Koreańczyk Heung-Min Son, który zdobył pierwszego gola na stadionie noszącym na razie nazwę Tottenham Hotspur Stadium. Bez wątpienia był to wieczór wyjątkowy i długo wyczekiwany - przenosiny trwały dłużej, niż pierwotnie zakładano, kibice, członkowie sztabu szkoleniowego i piłkarze mieli już serdecznie dość oczekiwania na to, by zamknąć okres, w którym swoje domowe mecze trzeba było rozgrywać na słynnym Wembley.
REKLAMA
Kultowe dla angielskiej piłki miejsce początkowo nie przynosiło szczęścia. I choć stopniowo zespół przyzwyczajał się do tego stadionu, nie da się powiedzieć, by udało mu się w pełni tam zadomowić.
Otwarcie nowego rozdziału nastąpiło z przytupem. Tottenham pokonał Crystal Palace 2:0, zachował czyste konto, przełamał trwającą od pięciu meczów serię bez zwycięstwa. Praktycznie dało się usłyszeć kamień, który spadł z serca wszystkim sympatykom, którzy przez 90 minut zafundowali swoim ulubieńcom naprawdę zjawiskowy doping.
REKLAMA
Był to też wyjątkowy wieczór dla Mauricio Pochettino. To argentyński menedżer, który środę określił jednym z najpiękniejszych dni jego życia, jest twarzą zmiany, która dokonała się w ostatnich sezonach. Na przestrzeni lat Tottenham walczył z łatką zespołu niefrasobliwego, potrafiącego fundować kibicom wielkie widowiska, ale koniec końców nieobliczalnego, będącego źródłem frustracji i często bezlitośnie wyszydzanego, traktowanego z przymrużeniem oka.
Duma po wielkich bojach wiele razy mieszała się ze wstydem po wstydliwych klęskach. Trzymanie kciuków za tę drużynę było wyzwaniem, doświadczeniem, w którym zdrowy rozsądek schodził na dalszy plan. "Koguty" traciły największych graczy na rzecz większych klubów, toczyły z angielskimi potęgami walkę nierówną, z góry skazaną na porażkę. Problem w tym, że ta zbyt często następowała w momentach, w których wszystko wydawało się na właściwym torze. To jednak temat na osobną, wielowątkową opowieść, a ostatnie tygodnie utwierdziły wszystkich w przekonaniu, że w tym aspekcie pozostaje jeszcze wiele do zrobienia.
***
REKLAMA
Tottenham wciąż jest uwikłany w walkę o czołową czwórkę, choć mógł już zapewnić sobie miejsce na ligowym "pudle". Problem w tym, że przed meczem z Crystal Palace zdobył tylko punkt z 15 możliwych, pozwalając dogonić się najgroźniejszym rywalom.
Pod wodzą Pochettino widać było stały progres, tak u samych piłkarzy, jak i w szerszym kontekście - kolektywu, ambicji, chęci doskonalenia. Na gruzach starego, zasłużonego stadionu powstał nowy, imponujący obiekt na 62 tys. widzów, który dołącza do ścisłej światowej czołówki pod względem nowoczesności i pojemności. Pod tym względem Tottenham wyszedł przed szereg. Teraz wszelkie wątpliwości co do swojego miejsca ma rozwiać zespół, który będzie wybiegał na murawę.
Po okresie przejściowym Tottenham wkracza w kolejny rozdział i kibicom nie może zabraknąć wiary w to, że wszystko pójdzie we właściwą stronę. Przez blisko dwa lata nie brakowało momentów zwątpienia - jak chociażby wtedy, kiedy okazało się, że kilkanaście tysięcy krzesełek zostało pomalowanych złą farbą lub kiedy konieczne okazało się powtórne sprawdzenie wszystkich systemów alarmowych. Oddanie stadionu opóźniło się w sumie o siedem miesięcy, także koszty jego budowy ostatecznie były większe, niż zakładano (w sumie Tottenham Hotspur Stadium kosztował 875 mln funtów).
REKLAMA
***
Ten stadion jest jasną deklaracją, o co grają "Spurs". Nowoczesny obiekt ma podnieść dochody, zwiększyć wartość marketingową i przyciągnąć graczy z najwyższej półki. Po trzech kolejnych okienkach, podczas których prezes Daniel Levy nie wydał na nowych piłkarzy choćby funta, szykują się wzmocnienia. Było jasne, że Tottenham obrał inną drogę - w większym stopniu tworzył piłkarzy, niż sprowadzał gwiazdy, nie szastał gotówką na transferowym rynku, nie wszedł w szaloną walkę na ogromne tygodniówki dla piłkarzy. Przez całe lata bił się w wyższej kategorii wagowej. Czy to się zmieni?
Sam stadion i biznesowy plan nie będzie jednak osiągał sportowych wyników. Największy stadionowy bar czy największy stadionowy sklep klubowy nie będą strzelać goli na wagę Ligi Mistrzów. Tottenham Hotspur Stadion nie jest tylko obiektem - to przede wszystkim miejsce manifestowania mocarstwowych ambicji. A te zakładają doszczętne pozbycie się przekleństw tego klubu, niestabilności drużyny, mentalności, która w kluczowych momentach przeszkadzała w odniesieniu sukcesu.
Klubowa gablota z ostatniej dekady świeci pustkami, nikt nie daje trofeum za dobrą walkę o mistrzostwo, rekordową frekwencję na Wembley czy bycie lepszym od lokalnego rywala. Tottenham razem z White Hart Lane chce pogrzebać wszystkie złe cechy, które przez lata mu ciążyły. I nikt nie mówi, że to zadanie łatwiejsze niż to, że wzniósł się na wyższy poziom. Najtrudniejsze dopiero nastąpi. I na pewno będzie to proces, który warto śledzić. Długo można było osładzać sobie gorzkie chwile tym, że wszystko odmieni się po tym, kiedy Tottenham wróci do domu. Teraz to już nie sfera marzeń i oczekiwań na przyszłość, ale rzeczywistość.
REKLAMA
ps, PolskieRadio24.pl
REKLAMA