Wybory w Izraelu. Starcie Benjaminów i marihuana, która wślizgnęła się do kampanii
- Wynik wyborów jest nieprzewidywalny. Wiele zależy od zachowania elektoratu Benjamina Netanjahu. Jego Likud ma znacznie większą zdolność koalicyjną, co w izraelskim systemie politycznym ma podstawowe znaczenie – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Michał Wojnarowicz z Instytutu Spraw Międzynarodowych.
2019-04-09, 18:50
- W Izraelu duże znaczenie mają małe partie, koalicje, nigdy żadna partia nie miała samodzielnej większości i nie mogła rządzić samodzielnie. Stąd też w Izraelu zawsze bardzo duże znaczenie mają negocjacje międzypartyjne – mówi Michał Wojnarowicz z PISM, rysując kontekst wyborów w Izraelu.
Kto ma większe szanse na wygraną w przedterminowych wyborach? Jakie tematy dominowały w kampanii? Dlaczego sprawa legalizacji marihuany znalazła się w centrum uwagi? O tym w rozmowie.
***
Co jest najbardziej uderzające w tych wyborach? Czy zaskoczyły, czy przypominają to co już było?
Michał Wojnarowicz, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych: Wybory toczą się wokół dwóch Benjaminów – głównym konkurentem Benjamina Netanjahu jest Benjamin Ganz, przewodniczący największego konkurenta Likudu, sojuszu Niebiesko-Biali.
REKLAMA
Po raz kolejny wybory są tak naprawdę referendum wokół osoby premiera Netanjahu. Tematyka kampanii jest zdominowana przez sprawy stricte polityczne, skandale dotyczące kandydatów, pojawiają się także kwestie bezpieczeństwa i w mniejszym stopniu obecne są problemy gospodarcze, polityka wewnętrzna.
Wielu komentatorów uznaje tę kampanię za wyjątkowo brutalną, jeśli chodzi o język, ataki personalne, nieeleganckie chwyty.
Jakiego wyniku możemy się spodziewać?
Wyniki sondaży są w ostatnim czasie bardzo wyrównane. Część ostatnich badań wskazywała, że przewagę ma ugrupowanie Benjamina Gantza. Jednak większe szanse na stworzenie rządu ma Likud Benjamina Netanjahu, ponieważ, jak wskazują sondaże, do parlamentu weszłoby więcej prawicowych partii, które są jego naturalnym koalicjantem.
Po stronie Gantza mogłaby potencjalnie powstać mniejszość blokująca – przeciwko Netanjahu głosowałyby partie arabskie, jednakże nie wejdą one do rządu Gantza. Gantz też tego nie chce. Rodzi się zatem pytanie, czy udałoby się mu zbudować koalicję rządową z częścią partii centrowych i pojedynczymi partnerami z prawicy.
REKLAMA
W Izraelu duże znaczenie mają małe partie. Nigdy żadna partia nie miała samodzielnej większości i nie mogła rządzić samodzielnie. Stąd też w Izraelu zawsze bardzo wiele się dzieje, jeśli chodzi o rozgrywki międzypartyjne. Wyścig jest mocno wyrównany. Bo jeśli kilka mniejszych partii ostatecznie nie weszłoby do parlamentu, podniosłoby to wyniki wyborcze tych większych ugrupowań. Zatem ciężko obecnie przewiedzieć, w którą stronę będzie to zmierzać.
Pewne jest, że czeka nas wiele tygodni negocjacji. W zależności od tego, kto dostanie mandat – zaproszenie do stworzenia rządu od prezydenta Reuvena Rivlina – ten będzie prowadził trudne negocjacje z potencjalnymi koalicjantami.
Nawet wynik wyborów to jeszcze nie koniec oczekiwań na wynik rozgrywki.
Wyniki wyborów pozwolą zobaczyć, kto liczy się w grze, który blok ma większe szanse. Tak naprawdę prezydent przyznaje mandat do stworzenia rządu wedle arytmetyki partyjnej, ile partii rekomendowałoby daną osobę na premiera. Nie zawsze musi to być osoba z lepszym wynikiem wyborczym.Tak było w 2009 roku. Wybory wygrała Kadima z 28 głosami, Likud miał mniej, bo 27, ale to właśnie Netanjahu otrzymał propozycję sformowania rządu, bo miał większą zdolność koalicyjną. Jeśli różnica między Likudem a Niebiesko-Białymi byłaby podobnie minimalna wtedy jest duże prawdopodobieństwo, że to obecny premier otrzyma jako pierwszy szansę budowania gabinetu.
Obecnie trudno przewidzieć, jakie będą wyniki wyborów. W ostatnich sondażach przy wyborach w 2015 ro Likud zajmował drugą pozycję – ale w ostatnim momencie doszło do zrywu wyborczego elektoratu. Teraz elektorat może okazać swoje zmęczenie, to trochę niewiadoma.
REKLAMA
Łatwiejsza droga rysuje do władzy rysuje się jednak przed Netanjahu.
Ma więcej potencjalnych koalicjantów. Np. partie religijne dużo chętniej usiądą do negocjacji z nim niż z Gantzem, będącego w sojuszu z byłym ministrem finansów Jairem Lapidem – politykiem o mocno „świeckiej” platformie wyborczej.

Czy w tych wyborach pojawiły się postulaty, które są dla Izraela nowe?
Nikt się nie spodziewał, że jednym z tematów kampanii będzie legalizacja marihuany w Izraelu. Jest to główny punkt kampanii partii libertariańskiej Zehut, która dzięki temu postulatowi zyskała spore poparcie. Zapewne wejdzie do Knesetu, a jest na tyle elastyczna, że może być w sojuszu lub z Netanjahu, lub z Gantzem. W związku z tym politycy wypowiadali się w kampanii na temat legalizacji marihuany.
Rezonowały oczywiście różne kwestie wewnętrznej polityki, w tym polityka zdrowotna, relacje między religijną częścią społeczeństwa a świecką, kwestie gospodarcze.
Rytm kampanii nadawały jednak doniesienia o oskarżeniach korupcyjnych wobec Netanjahu, doniesienia o tym, że telefon Benjamina Gantza został zhakowany przez Irańczyków, etc. Najgłośniejsze były zatem tematy typowo wyborcze.. Przy poprzednich wyborach kwestie gospodarki, wyrównywania nierówności, jednak silniej się wybijały. Oczywiście pojawiała się tematyka bezpieczeństwa, a ze strony premiera Benjamina Netanjahu kwestie polityki zagranicznej, który wykorzystuje sukcesy na tym polu.
REKLAMA
Ze strony Netanjahu trwa obecnie festiwal obietnic - od spotkania ze społecznością LGBT po zapowiedzi działań na rzecz uznania suwerenności Izraela nad osiedlami na Zachodnim Brzeg Jordanu. W przeszłości jednak zdarzało się, że daleko idące obietnice wyborcze nie były wypełniane.
***
Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl
REKLAMA