Angela Merkel wśród "przywódców państw alianckich". Piotr Dmitrowicz: zacieranie tego, kto był agresorem
- Ten sposób narracji powoduje, zresztą podejrzewam, że jest ona nieprzypadkowa, zacieranie tego, kto był agresorem, kto wywołał II wojnę światową - mówił w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl o zestawieniu Angeli Merkel wśród przywódców państw alianckich Piotr Dmitrowicz, historyk.
2019-06-06, 11:52
75 lat temu, 6 czerwca 1944 roku, rozpoczęła się operacja "Overlord". Jej pierwsza faza - lądowanie w Normandii - pozwoliła aliantom utworzyć w Europie drugi front, który w ciągu niespełna roku doprowadził do pokonania Niemiec. Mieli w tym udział również Polacy.
W przededniu rocznicy ofensywy w Normandii, w Portsmouth, skąd wyruszyły wojska alianckie, zebrali się weterani i przywódcy krajów, które brały udział w starciu. Wśród widzów znalazło się około 300 weteranów z różnych krajów. Obejrzeli multimedialne widowisko przygotowane przez BBC.
W uroczystościach brała udział również kanclerz Niemiec Angela Merkel. - Ta niezwykła wojskowa operacja wyzwoliła nas od nazistów - powiedziała w rozmowie z Associated Press kanclerz. Jej słowa oraz zaliczanie ją przez niektóre media do grupy "przywódców państw alianckich" wywołały poruszenie w sieci.
W rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl historyk Piotr Dmitrowicz mówił, że taka narracja powoduje "zacieranie tego, kto był agresorem". - Możemy to na różne sposoby interpretować. Ja tu widzę dwie płaszczyzny - pierwsza jest taka, że kanclerz Merkel jako przedstawiciel współczesnego państwa niemieckiego odcina się w ten sposób od tej ponurej historii i tradycji nazistowskiej, tradycji III Rzeszy. Natomiast w takim szerszym kontekście ona może budzić pewne wątpliwości, bo ten sposób narracji powoduje, zresztą podejrzewam, że jest nieprzypadkowa, zacieranie tego, kto był agresorem, kto wywołał II wojnę światową. Za chwilę mamy przecież 80. rocznicę wybuchu II wojny - podkreślił historyk.
REKLAMA
- Operacja "Overlord", o której mówimy, była największą operacją powietrzno-desantową wojny i faktycznie przesądziła o losie Niemców, o losie III Rzeszy, o tym, że wojna zakończyła się klęską Niemiec i zakończyła się relatywnie szybko, wiosną 1945 roku - dodał.
Wymogi dyplomacji?
Twitterowy profil brytyjskiej rodziny królewskiej zamieścił wpis wraz z nagraniem, który mówi, że królowa Elżbieta wita się z przywódcami państw alianckich, które brały udział w operacji w Normandii. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wśród tych przywódców jest kanclerz Niemiec Angela Merkel.
- Z jednej strony to są na pewno wymogi dyplomacji. Trudno oczekiwać, żeby przedstawiciele państwa niemieckiego byli w jakiś sposób wykluczani z takich uroczystości. To jest kwestia jasnego rozgraniczenia, jasnego pokazania, kto był ofiarą, kto był agresorem. Dzisiejsza wiedza na ten temat, szczególnie na zachodzie Europy, jest, mówiąc bardzo delikatnie, niewielka, więc dochodzi do takich nieco kuriozalnych sytuacji - podkreślił historyk.
- Na Zachodzie często jest tak, że I wojna światowa, nazywana przez nich Wielką Wojną, jest postrzegana jako ta najważniejsza, ta najbardziej dramatyczna, ponieważ państwa zachodnie, przede wszystkim Francja, poniosły w niej potworne i ogromne straty, o wiele większe niż w II wojnie światowej. Jednak tych dwóch wojen się nie da porównać. Podczas II wojny przeprowadzono dramatyczne ludobójstwo, przede wszystkim skierowane w obywateli polskich, których wymordowano 6 milionów, zniszczono państwo polskie i nie tylko, stworzono sieć obozów koncentracyjnych, powinno to jasno wybrzmieć, szczególnie w kontekście uroczystości, takich jak rocznice historyczne związane z II wojną światową - dodał.
REKLAMA
dcz/Twitter.com
REKLAMA