Doha 2019: Katar wyzwaniem dla sportowców. Jak Polacy wypadną na "mistrzostwach cudów"?
Wiele wskazuje na to, że lekkoatletyczne mistrzostwa świata będą imprezą wyjątkową. Komu będą sprzyjać niecodzienne okoliczności, w których przyjdzie rywalizować sportowcom?
2019-09-28, 13:21
- Mistrzostwa świata w Dosze potrwają w dniach 27 września - 6 października
- Z powodu kontuzji w Katarze nie wystąpią Anita Włodarczyk oraz Sofia Ennaoui
- Biało-czerwoni mają przynajmniej kilka dużych medalowych szans
W Dosze lekkoatleci walczą o medale mistrzostw świata. W stolicy Kataru wystąpi 44-osobowa reprezentacja Polski. Z tej okazji przygotowaliśmy serwis, w którym można znaleźć najważniejsze informacje dotyczące zmagań lekkoatletów, relacje naszych wysłanników – Rafała Bały, Cezarego Gurjewa i Tomasza Gorazdowskiego czy tabelę medalową. Zapraszamy.
Powiązany Artykuł
Doha 2019
Mistrzostwa świata rozpoczęły się 27 września i potrwają do 6 października. Dwa lata temu w Londynie Polacy zdobyli osiem medali - po dwa złote i srebrne oraz cztery brązowe. Tym razem o taki rezultat będzie wyjątkowo trudno i zanosi się na to, że dorobek biało-czerwonych nie będzie tak okazały.
REKLAMA
"Szok dla organizmu"
Sięgające 40 stopni upały, klimatyzowany stadion, przygotowania do rywalizacji w warunkach, które wystawią na próbę zarówno organizmy zawodników, jak i zdolności organizacyjne sztabów reprezentacji.
Tegoroczne mistrzostwa odbywają się wyjątkowo późno, bo na przełomie września i października, kiedy wielu lekkoatletów powinno już kończyć sezon. Spowodowane jest to temperaturami, które na pewno dadzą się we znaki zawodnikom, zwłaszcza w konkurencjach biegowych na dłuższe dystanse.
Źródło: PolskieRadio24.pl
- Zawodnicy będą przecież przez kilka dni musieli trenować na normalnym stadionie, bez klimatyzacji. Też będą się przemieszczać. Nie mówmy zatem, że lekkoatleci mają w stu procentach komfortowe warunki. Nie wspomnę o chodzie czy maratonie. Oczywiście ich start jest w nocy, ale mimo wszystko upał będzie niesamowity. To będzie szok dla organizmu - zauważył dyrektor sportowy PZLA Krzysztof Kęcki.
REKLAMA
Większość polskich lekkoatletów przygotowywała się do tej imprezy w tureckim Belek, w jednym z najlepszych ośrodków na świecie, oferującym świetne warunki mieszkaniowe, treningowe i żywieniowe.
- Ze względu na panującą w Dausze pogodę postanowiliśmy maksymalnie chronić zawodników. Stąd decyzja, że nie lecimy wszyscy razem do Kataru, ale każdy zawodnik i trener przyjeżdża maksymalnie trzy dni przed swoim startem. Oczywiście przed eliminacjami, a często są półfinały i finały. I tak niektórzy zawodnicy będą w tych warunkach siedzieć tam bardzo długo - powiedział Kęcki.
To jednak - jak powiedział dyrektor sportowy PZLA - będą mistrzostwa cudów. Dlaczego? Jeszcze nigdy impreza nie odbywała się o tej porze roku, w takim klimacie i na klimatyzowanym stadionie. Do tego dochodzą godziny startów. Maraton i chód rozpocznie się tuż przed północą miejscowego czasu, co oznacza, że zawodnicy rywalizować będą w środku nocy.
REKLAMA
Powiększyć medalowy dorobek
W szesnastu dotychczasowych występach w mistrzostwach świata polscy lekkoatleci zdobyli 53 medale: 17 złotych, 14 srebrnych i 22 brązowych. Gospodarzem pierwszej edycji tej imprezy były w 1983 roku Helsinki. W tym roku "królowa sportu" zawita do stolicy Kataru - Dauhy.
Dwa lata temu biało-czerwoni przywieźli z Londynu osiem medali.
W rzucie młotem złoto zdobyli Paweł Fajdek i Anita Włodarczyk. Srebro zawisło na szyi Adama Kszczota po biegu na 800 m i tyczkarza Piotra Liska, a brązowe krążki wywalczyli w rzucie młotem Wojciech Nowicki i Malwina Kopron, Kamila Lićwinko w skoku wzwyż i damska sztafeta 4x400 m w składzie: Justyna Święty-Ersetic, Aleksandra Gaworska, Iga Baumgart-Witan i Małgorzata Hołub-Kowalik. Z tej ósemki w Katarze zabraknie jedynie przechodzącej rehabilitację po operacji kolana Anity Włodarczyk.
REKLAMA
Największy sukces w historii MŚ polscy lekkoatleci odnieśli w 2009 roku w Berlinie, gdzie ośmiokrotnie stanęli na podium, w tym dwukrotnie na najwyższym stopniu, zajmując piąte miejsce w klasyfikacji medalowej. Po latach medal odebrał także Grzegorz Sudoł, który na metę chodu na 50 km dotarł wprawdzie czwarty, ale zdyskwalifikowany za nieprawidłowości w paszporcie biologicznym został zwycięzca Rosjanin Siergiej Kirdiapkin i brąz trafił do Polaka. Dorobek Polaków powiększył się wówczas do dziewięciu krążków.
Wcześniej najbardziej udane były zawody w 2001 roku w Edmonton, które przyniosły pięć medali, w tym dwa złote.
Również pierwsza edycja imprezy była pomyślna dla polskiej ekipy. W Helsinkach złoto zdobyli Zdzisław Hoffmann w trójskoku i Edward Sarul w pchnięciu kulą.
Bez medalu reprezentacja wróciła tylko raz - z drugich mistrzostw świata w Rzymie w 1987 roku.
Zastąpić Usaina Bolta
Mistrzostwa świata będą także próbą wypełnienia pustki po przejściu na sportową emeryturę Usaina Bolta. poszukiwaniem nowej gwiazdy. Jamajski król sprintu, rekordzista globu na 100 i 200 metrów, jest postacią, której bardzo brakuje.
W Dosze będziemy świadkami walki o to, by skraść serca i trafić na usta jak najszerszego grona kibiców. Jednymi z tych, którzy spróbują to zrobić, będą tyczkarze, a wśród nich Piotr Lisek i Paweł Wojciechowski.
REKLAMA
Konkurs zapowiada się niesamowicie, a tak wysokiego poziomu nie było jeszcze nigdy. Trzech zawodników skoczyło sześć metrów lub wyżej, są nimi broniący tytułu Amerykanin Sam Kendricks (6,06), Lisek (6,02) i mistrz Europy Szwed Armand Duplantis (6,00). I to wcale nie znaczy, że pozostali nie są w stanie nawiązać walki o medal.
- Już 5,80 to jest bardzo dobry wynik, tylko my w Polsce jesteśmy rozpieszczeni i tego nie doceniamy. Sześciu metrów nie skacze się na zawołanie, na to musi złożyć się bardzo dużo czynników. Czuję, że jestem przygotowany, ale żadnej deklaracji ode mnie nie usłyszycie - powiedział Lisek, który dwa lata temu wywalczył srebro.
Tyczkarze mogą zrobić show, jakiego oczekują kibice. Nie tylko wyniki są na bardzo wysokim poziomie, ale i konkurencja jest niesamowicie widowiskowa.
REKLAMA
Na bieżni "show" spróbują skraść eksperci od 400 metrów przez płotki. Zarówno wśród panów, jak i pań szansa na rekord świata jest bardzo duża. Broniący tytułu Norweg Karsten Warholm poprawiał w tym sezonie już rekord Europy, a do najlepszego czasu w historii Amerykanina Kevina Younga - 46,78 z 1992 roku zabrakło mu jedynie 0,14 s.
Nie oznacza to jednak, że jest faworytem rywalizacji. I to właśnie dlatego ta konkurencja może być tak ciekawa - kroku nie ustępuje mu wcale Katarczyk Abderrahman Samba. A chrapkę na złoty medal mistrzostw świata ma jeszcze większą, bo wspierać z trybun będą go miejscowi kibice.
Wśród kobiet pytanie jest inne - czy Amerykanka Dalilah Muhammad będzie w podobnej dyspozycji co w lipcu, kiedy pokonała 400 m ppł w 52,20 i ustanowiła rekord świata. Wydaje się, że jej nikt nie będzie w stanie zagrozić.
REKLAMA
Trafić z formą
Szukając gwiazd w kole od razu nasuwają się kulomioci. To właśnie oni mają szansę stać się bohaterami mistrzostw świata. Podobnie jak w tyczce, tak i w tej konkurencji poziom w tym sezonie jest "kosmiczny".
- Aż trudno w to uwierzyć - przyznaje Konrad Bukowiecki. Zresztą właśnie on może sprawić jedną z niespodzianek. Jako jedyny ma widoczną i pewną progresję w ostatnich tygodniach. Mimo że ten sezon ma naszpikowany ważnymi imprezami (wygrał już Uniwersjadę i mistrzostwo Europy do lat 23) to wydaje się, że jego trener i ojciec Ireneusz znalazł receptę na to, by najwyższa dyspozycja przyszła na jesień.
Ale by tak się stało pchnąć trzeba bardzo daleko. Aż ośmiu zawodników w tym sezonie przekroczyło granicę 22 metrów. Wśród nich jest dwóch Polaków - Bukowiecki (22,25) i mistrz Europy Michał Haratyk (22,32). Liderem tabeli wyników jest Amerykanin Ryan Crouser (22,74).
W rzucie młotem panów złotem i srebrem podzielić się powinni Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki. Który z nich będzie lepszy, będzie raczej zależeć od dyspozycji dnia, bo sportowy poziom przez cały rok prezentują bardzo podobny. Do nich należy 12 najlepszych tegorocznych wyników na świecie. Ale liderem tabeli jest brązowy medalista igrzysk Nowicki - 81,74. Fajdek dotychczas najdalej rzucił 80,88. Rywale nie mogą przekroczyć granicy 80 metrów.
REKLAMA
U pań na starcie stanęły Joanna Fiodorow i Malwina Kopron. Druga z nich brąz wywalczyła przed dwoma laty w Londynie i teraz miała chrapkę na co najmniej taki sam sukces. Przez ten czas wiele jednak przeszła, w tym sezonie trenowała nawet jakiś czas z Włodarczyk, próbowała zmieniać technikę. To wszystko nie wyszło jej na dobre, gdyż pożegnała się już z turniejem.
- Czytaj więcej: Doha 2019: Fiodorow w finale rzutu młotem, zawód Kopron
Aniołki mierzą wysoko
Także na bieżni polscy kibice będą mieli na co patrzeć. W średnich dystansach swoich szans poszukają dwukrotny wicemistrz świata na 800 m Adam Kszczot i coraz szybszy na 1500 m Marcin Lewandowski.
Mistrzostwa świata dla średniodystansowców są jednak specyficzną imprezą. Trzy starty, bez tzw. zająca, każdy z własną taktyką - to sprawia, że dochodzi do sporych niespodzianek. A biało-czerwoni są nie tylko doświadczeni, ale i typem "turniejowców". Ze biegu na bieg rozkręcają i jak oboje zapewniają - czują się znakomicie.
REKLAMA
Emocji nie zabraknie także w biegach sztafetowych. O medal powalczyć powinny zwłaszcza kobiety na 4x400 m. Niektórzy twierdzą, że "Aniołki Matusińskiego", jak są nazywane, mogą sięgnąć nawet po złoto. Zapytane, czy w ciemno biorą brąz - żadna z nich nie wyraziła takiej chęci. To oznacza, że ich ambicje sięgają wyżej.
Impreza rozpoczęła się w piątek o godz. 15.30 czasu warszawskiego eliminacjami skoku w dal mężczyzn.
Mistrzostwa potrwają do 6 października. Zakończy je tradycyjnie sztafeta 4x400 m mężczyzn.
REKLAMA
ps
REKLAMA