Śmierć nastolatek w escape roomie. Kolejne osoby z zarzutami
Prokuratura Okręgowa w Koszalinie poinformowała, że trzem kolejnym osobom - babci i matce podejrzanego organizatora i jego pracownikowi - postawiono zarzuty ws. koszalińskiego escape roomu. W styczniu tego roku zginęło tam pięć 15-letnich dziewcząt.
2019-10-18, 17:02
- Kolejne osoby z zarzutami ws. tragedii w koszalińskim escape roomie
- Zarzuty postawiono babci i matce podejrzanego organizatora i jego pracownikowi
- Właściciel i organizator koszalińskiego escape roomu pozostanie w areszcie co najmniej do końca roku
Zarzuty usłyszeli: Małgorzata W. – babcia organizatora escape roomu, która rejestrowała działalność, Beata W. – matka podejrzanego, która współprowadziła działalność, i Radosław D. – pracownik escape roomu.
Są podejrzani o umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt, które 4 stycznia 2019 r. zginęły w pożarze. Czyn ten jest zagrożony karą do 8 lat pozbawienia wolności. Tożsame zarzuty usłyszał 6 stycznia 2019 r. Miłosz S. – organizator escape roomu.
Zdaniem prokuratury podejrzani zlekceważyli przepisy o ochronie przeciwpożarowej, m.in. instalując "takie a nie inne ogrzewanie lokalu" oraz pozbawiając lokal dróg wentylacji i ewakuacji.
Wersja nie znajduje potwierdzenia w materiałach
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie Ryszard Gąsiorowski podkreślił, że prokuratura wnioskowała o tymczasowy areszt dla Radosława D., gdyż "od dłuższego czasu wersja przedstawiona przez pracownika escape roomu (był przesłuchiwany jako świadek) niestety nie znajdowała potwierdzenia w zebranych materiałach dowodowych". - Złożyły się na to i opinie biegłych z zakresu medycyny, i opinie biegłych z innych specjalności – zaznaczył.
REKLAMA
Prokuratura ustala, czy Radosław D. poszedł do sklepu, gdy doszło do pożaru. - Badana jest i taka ewentualność. Są pewne fakty, wskazujące na to, że na moment mógł się oddalić. Nie był to moment, gdy wybiegł z escape roomu, by wzywać pomoc, tylko wcześniej – poinformował Gąsiorowski.
25-latek podczas przesłuchania jeszcze w szpitalu w Gryficach, do którego trafił z oparzeniami po pożarze, miał mówić, że obserwował dziewczęta podczas zabawy w escape roomie. Zeznał, jak informował wówczas Gąsiorowski, "że w pewnym momencie usłyszał, że coś się dzieje z jedną z butli gazowych, znajdujących się w pomieszczeniach. Zauważył, że ulatnia się gaz i próbował to opanować. Myślał, że uda mu się ją dokręcić. Nic to nie dało. Nagle wybuchły płomienie. Doznał pierwszych poparzeń".
Uczennice z jednej klasy
Do tragicznego pożaru w escape roomie "To Nie Pokój" w Koszalinie przy ul. Piłsudskiego 88 doszło 4 stycznia po godz. 17. Zginęło w nim pięć 15-letnich dziewcząt, uczennic jednej klasy, trzeciej "d" Gimnazjum nr 9, obecnie SP nr 18. Według wstępnych ustaleń prokuratury, przyczyną pożaru był ulatniający się gaz z butli gazowej (butle zasilały w paliwo piecyki w budynku).
Powiązany Artykuł
Ogień miał uniemożliwić 25-letniemu pracownikowi escape roomu dotarcie do nastolatek. Mężczyzna został poparzony, nie otworzył dziewczętom drzwi. One same mogły to zrobić dopiero po rozwiązaniu ostatniej zagadki. W obiekcie nie było dróg ewakuacyjnych. Dziewczęta zatruły się tlenkiem węgla. Pogrzeb ofiar pożaru odbył się 10 stycznia. Dziewczęta spoczęły obok siebie na koszalińskim cmentarzu komunalnym.
REKLAMA
Umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru
28-letni Miłosz S., właściciel obiektu jest jednym z podejrzanych o umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt, które 4 stycznia 2019 r. zginęły w pożarze. Czyn ten jest zagrożony karą do 8 lat pozbawienia wolności.
CZYTAJ TAKŻE: serwis specjalny dot tragedii w escape roomie w Koszalinie>>>
Właściciel i organizator koszalińskiego escape roomu, w którym na początku roku zginęło pięć 15-letnich dziewczyn, pozostanie w areszcie co najmniej do końca roku. Taką decyzję podjął Sąd Apelacyjny w Szczecinie.
Postanowienie nieprawomocne
Wobec Małgorzaty W. i Beaty W. zastosowano środki o charakterze wolnościowym, zobowiązano do poręczenia majątkowego w kwocie po 10 tys. zł, zastosowano dozór policji i zakaz opuszczania kraju. Natomiast Radosław D. został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące przez Sąd Rejonowy w Koszalinie, o co wnioskowała prokuratura okręgowa.
REKLAMA
Postanowienia o środkach zapobiegawczych nie są prawomocne, przysługuje na nie zażalenie.
Żadna z podejrzanych osób nie zdecydowała się na złożenie wyjaśnień ani w prokuraturze, ani przed sądem, gdy decydowano o środkach zapobiegawczych.
pkur,fc
REKLAMA