Joanna Wołosz tłumaczy stanowisko siatkarek. "Skoczymy za sobą w ogień"
Rozgrywająca Joanna Wołosz przyznała, że zabolały ją wypowiedzi prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej Jacka Kasprzyka. - Najbardziej boli, że zostałyśmy oskarżone o sfałszowanie podpisów - powiedziała reprezentantka Polski w rozmowie z "Przeglądem Sportowym"
2019-11-08, 11:00
- Joanna Wołosz przedstawiła swoje stanowisko
- Siatkarka zapewniła, że drużyna jest jednością, a problem dotyczy tylko stosunków z trenerem
- Rozgrywająca nie ukrywa żalu do prezesa PZPS Jacka Kasprzyka
- Według zawodniczki kadrowiczki nie chciały, by sprawa przedostała się do mediów
W środę PZPS poinformował o przedłużeniu z selekcjonerem Jackiem Nawrockim umowy do końca mistrzostw świata w 2022 roku. Tego samego dnia na portalu "Gazety Wyborczej" pojawił się artykuł mówiący o tym, że po zakończeniu sezonu reprezentacyjnego aż trzynaście siatkarek napisało do Związku pismo, w którym krytykują metody trenera i przyznają, że nie wyobrażają sobie dalszej współpracy.
Oskarżenie o fałszerstwo?
Wołosz przyznała, że siatkarki chciały załatwić tę sprawę bez udziału mediów. - W tej sprawie jest wiele niedomówień i przekłamań - zapewniła siatkarka - Po ostatnim meczu mistrzostw Europy poprosiłam prezesa o spotkanie. W Ankarze nie było czasu na spokojną rozmowę, więc umówiliśmy się w Warszawie. I rzeczywiście do spotkania doszło - wspominała.
REKLAMA
Zawodniczki były reprezentowane przez Wołosz oraz Malwinę Smarzek-Godek. Zdaniem rozgrywającej konsekwencją rozmowy z Kasprzykiem było pismo wysłane przez trzynaście zawodniczek do siatkarskiej centrali.
- Najbardziej boli mnie, że zostałyśmy przez prezesa oskarżone o sfałszowanie podpisów - zaznaczyła Wołosz, która wyjaśniła, że siatkarki składały podpisy elektroniczne, które "trochę się różnią od tych składanych na kontraktach".
Powiązany Artykuł

Sprawy zaszły za daleko? Kolejny konflikt w polskiej siatkówce
Różnica w treningach
Siatkarka zapewniła, że reprezentantki nie chcą podważać kompetencji Jacka Nawrockiego. - Naszym zdaniem pewne metody już jednak nie działają. Każda z nas miała styczność z wieloma dobrymi trenerami w klubach i dostrzegamy różnicę - przyznała.
REKLAMA
Stysiak nie była problemem
Wołosz odniosła się także do informacji "Gazety Wyborczej", jakoby siatkarki były zazdrosne o faworyzowanie Magdaleny Stysiak. - To bzdura! Wróciłam z treningów, poczytałam teksty w internecie i jestem zszokowana. Przedstawia się nas jako buntowniczki i rozkapryszone gwiazdy - zaznaczyła.
Zawodniczka Imoco Volley Conegliano ma też żal o wyciek sprawy do mediów. - Nie zamierzałyśmy robić z tego sensacji. Chodziło o spokojną, merytoryczną dyskusję. Teraz jestem w szoku, bo w wypowiedzi prezesa kilkakrotnie pojawiło się moje nazwisko - stwierdziła.
Powiązany Artykuł

Jacek Nawrocki odpowiada na oświadczenie siatkarek. "Zniekształcony obraz rzeczywistości"
Kto za Nawrockiego?
Wołosz zapewniła, że nie próbowała wskazywać nowego szkoleniowca. - W pewnym momencie [prezes - przyp. red.] spytał, kogo w takim razie byśmy widziały w roli trenera. Na szybko rzuciłyśmy kilka nazwisk. Nie wiemy, którzy szkoleniowcy są teraz wolni - wspominała.
Co konkretnie siatkarki zarzucają Jackowi Nawrockiemu? - Z tego zespołu można wyciągnąć dużo więcej, ale trener każdą zawodniczkę, może nie tłamsi, ale szybko podważa jej umiejętności. Słyszałyśmy to w każdym wywiadzie udzielanym przez trenera - zauważyła Wołosz - Trener bagatelizuje też nasz stan zdrowia - dodała.
REKLAMA
Brakowało szczerości
Zawodniczki uważają też, że szkoleniowiec nie był wobec nich szczery - W rozmowach ze mną trener krytykował na przykład pozostałe dziewczyny, a gdy spotkał się z inną siatkarką, mówił źle na mój temat. W drużynie takie rzeczy szybko wychodzą i psują atmosferę - zauważyła siatkarka.
Według Wołosz Nawrocki nie interesował się też występami siatkarek grających w lidze włoskiej. - Jestem w Conegliano od trzech lat i trener Nawrocki w tym czasie nie zamienił nawet słowa z moim szkoleniowcem klubowym - zapewniła rozgrywająca.
REKLAMA
Siatkarka przyznała, że zawodniczki próbowały porozumieć się z Nawrockim. - Było kilka prób rozmów, ale trener szybko odrzucał nasze argumenty - wspominała - Nie chcę cytować słów, którymi trener ukrócał jakiekolwiek próby dyskusji - dodała.
Troska zamiast buntu
Wołosz nie czuje się buntowniczką. - Zapewniam, że to nie jest bunt rozkapryszonych gwiazd (...) tylko troska o drużynę - wskazała.
Siatkarka nie chciała wprost przyznać, czy przyjmie powołanie od Jacka Nawrockiego, jeśli ten zostanie na stanowisku - Obowiązuje mnie umowa, więc jeśli otrzymam powołanie, zapewne będę musiała je przyjąć - ucięła.
REKLAMA
Powiązany Artykuł

Tokio 2020: trudne zadanie polskich siatkarek. Biało-czerwone powalczą z gospodyniami
Biało-czerwone już w styczniu zagrają w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich. W holenderskim Apeldoorn zmierzą się z gospodyniami, Bułgarkami i Azerkami. Zamieszanie na dwa miesiące przed tak ważnym startem na pewno nie pomoże drużynie.
- Mam wrażenie, że temat nieprzypadkowo wypłynął w takim momencie. To jest mocno wymierzone w nas - zapewniła Wołosz.
Zespół trzyma się razem
Siatkarka zapewniła także, że zawodniczki nie były buntowane przez swoich menedżerów. - Broń Boże! Zawodniczki też mają swoje zdanie - przyznała.
REKLAMA
Rozgrywająca odniosła się też do sugestii, że nie mogła pogodzić się z utratą opaski kapitańskiej na rzecz Agnieszki Kąkolewskiej. - Nonsens. Aga jest superkapitanem i mówiłam o tym w każdym wywiadzie. Bardzo się z Agnieszką lubimy - zapewniła.
Joanna Wołosz przyznała, że teraz ruch należy do trenera. - My zawodniczki na pewno skoczymy za sobą w ogień. Jesteśmy razem - zapewniła - Zobaczymy, jaki trener będzie miał na to wszystko pomysł - dodała na koniec.
Najlepiej od lat
Polskie siatkarki w 2019 roku wygrały prestiżowy turniej towarzyski w Montreux, zakwalifikowały się do turnieju Final Six Ligi Narodów oraz po raz pierwszy od dziesięciu lat znalazły się w półfinale mistrzostw Europy, zajmując ostatecznie czwarte miejsce.
REKLAMA
pm, Przegląd Sportowy
REKLAMA