Dr Artur Wróblewski: uczciwość przemawia za tym, żeby nie odkładać wyborów
- Opozycja liczy na to, że pogorszy się sytuacja gospodarcza w Polsce i tym samym nastroje społeczne, co sprawi, że Polacy zagłosują na kogokolwiek innego niż Andrzej Duda. To gra na danie sobie jakiejkolwiek szansy - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl amerykanista i politolog dr Artur Wróblewski z Uczelni Łazarskiego. Ekspert uważa, że problemy, które mogą towarzyszyć głosowaniu korespondencyjnemu, są do pokonania.
2020-04-08, 18:30
Jak ocenia pan pomysł przeprowadzenia tegorocznych wyborów prezydenckich w formie głosowania korespondencyjnego?
Uważam, że będzie to wielkie wyzwanie dla całego społeczeństwa i Poczty Polskiej, która musi zrealizować usługę wyborczą. W moim przekonaniu wybory należy jednak przeprowadzić w zaplanowanym terminie. Ich odłożenie będzie oznaczać przeciąganie okresu kampanii wyborczej i sporów, jakie jej towarzyszą na czas kryzysu pandemii, w którym potrzebna jest jedność i stabilizacja. Poza tym zmiana terminu wyborów mogłaby również wypaczyć wynik.
Powiązany Artykuł
Wybory prezydenckie. Tłumaczymy, na czym polega głosowanie korespondencyjne
Co konkretnie ma pan na myśli?
Zmęczenie społeczne spowodowane obecną sytuacją mogłoby zadziałać na niekorzyść urzędującego prezydenta. A to nie Andrzej Duda jest źródłem pandemii, tylko prawdopodobnie Chińczyk, który zjadł niedogotowanego nietoperza. Dlatego pewnego rodzaju sprawiedliwość i uczciwość wyborcza przemawia za tym, żeby nie odkładać wyborów, tylko przeprowadzić w uzgodnionym terminie, lub terminach wynikających z przyjętej w poniedziałek ustawy dotyczącej korespondencyjnego głosowania dla wszystkich.
Opozycja uważa, że taka forma głosowania nie daje szansy na rzetelne wybory, a poza tym jest zbyt mało czasu, żeby zostały dobrze przygotowane.
Dobrze, że podnosi się ten problem - w tym sensie, te obawy są racjonalne. Nikt nie mówi, że przeprowadzenie wyborów w formie korespondencyjnej będzie łatwe. Uważam jednak, że problemy, które mogą temu towarzyszyć, są do pokonania. Kennedy powiedział kiedyś, że „robimy rzeczy nie dlatego, że są łatwe, ale dlatego, że są trudne; ponieważ cel posłuży do uporządkowania i zmierzania najlepszych z naszych energii i umiejętności” i wysłał człowieka na Księżyc. W mojej ocenie Polacy są w stanie bezpiecznie zagłosować w formie korespondencyjnej. Niedawno mogliśmy przekonać się, że zorganizowanie takich wyborów, nawet w krótkim czasie jest możliwe. 29 marca korespondencyjnie zagłosowali mieszkańcy Bawarii. Odbyło się to bez zakłóceń, choć decyzję o tej formie wyborów podjęto zaledwie dwa tygodnie przed ich terminem (w drugiej turze). Polacy również dadzą radę, tylko potrzeba dobrej woli. Warto przypomnieć, że przecież w polskim kodeksie wyborczym ta forma głosowania pojawiła się już w 2011 i 2014 roku, a zatem testowaliśmy już takie zasady głosowania i nie jest to nic nowego. W Wielkiej Brytanii od 2000 r., w Niemczech od 2008 r., a także w Hiszpanii taki sposób głosowania jest dostępny na życzenie dla każdego wyborcy bez podawania powodów i jest traktowany jako coś normalnego. Pamiętajmy również, że przecież nie wiadomo dzisiaj, czy za kilka miesięcy sytuacja epidemiczna będzie lepsza, a zatem, tak czy inaczej, musimy zacząć testować taką opcję głosowania i nie ma co odkładać tego w czasie.
Widzimy, że opozycja zabiega o przełożenie wyborów. Zmienia tylko argumentację. Najpierw słyszeliśmy, że ich przeprowadzenie jest niebezpieczne dla obywateli. Gdy PiS zaproponowało wybory w formie korespondencyjnej, to politycy opozycji znaleźli inny "rąbek u spódnicy". Czym spowodowana jest ta postawa?
Kalkulacjami politycznymi. W moim przekonaniu opozycja, a zwłaszcza Koalicja Obywatelska kieruje się własnym interesem partyjnym. Jej kandydaci fatalnie wypadają w sondażach. Kilka dni temu w jednym z badań Małgorzata Kidawa-Błońska została wyprzedzona przez Władysława Kosiniaka-Kamysza. Wynik ten pokazuje, jak słaba jest kandydatka Koalicji Obywatelskiej. Liderzy KO zdają sobie z tego sprawę, dlatego dążą do odroczenia wyborów. Opozycja liczy na to, że pogorszy się sytuacja gospodarcza w Polsce i tym samym nastroje społeczne, co sprawi, że Polacy zagłosują na kogokolwiek innego niż Andrzej Duda. To gra na danie sobie jakiejkolwiek szansy.
REKLAMA
Strategia obrana przez PiS jest słuszna?
Pamiętajmy, że polityka nie toleruje słabości. Jeśli obóz rządzący na czele z Jarosławem Kaczyńskim ulegnie pokusie przełożenia wyborów na inny termin, to za tę słabość może zapłacić wysoką cenę polityczną. Przypomnijmy sobie, co zrobił Winston Churchill w lipcu 1945 roku. Zdecydował się na przedterminowe wybory, bo myślał, że wzmocni swoją władzę, a stracił ją mimo zwycięstwa w II wojnie światowej. Stało się tak, bo ludzie byli już zmęczeni kryzysem i potrzebowali u władzy kogoś innego. Dlatego, żeby być w obozie zwycięskim, trzeba być konsekwentnym i unikać ryzyka. Nie warto ryzykować przełożenia wyborów, tym bardziej że w świetle prawa zostały ustalone na maj. Polska nie jest wyjątkiem, bo jak wspomniałem, przeprowadzono wybory w Bawarii. Natomiast 15 kwietnia w formie korespondencyjnej odbędą się wybory parlamentarne w Korei Południowej. Niewykluczone, że wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych w listopadzie też zostaną przeprowadzone w formie korespondencyjnej, zwanej w USA głosowaniem zaocznym.
Powiązany Artykuł
"Gwarantuje bezpieczeństwo wyborów". Włodzimierz Bernacki o głosowaniu korespondencyjnym
W USA sytuacja jest odwrotna niż w Polsce. Głosowanie korespondencyjne postuluje tam opozycja, a sprzeciwia się prezydent Donald Trump. Z czego to wynika?
W USA dopuszczalne jest głosowanie korespondencyjne w niektórych stanach, ale nigdy nie przetestowano tego na skalę federalną. Donald Trump nie chce eksperymentów. Boi się, że z tego powodu wynik wyborów jest niepewny i może być wypaczony. Poza tym może wzrosnąć frekwencja po stronie Demokratów, ponieważ oddanie głosu przy pomocy kopert jest łatwiejsze, nie wymaga pójścia do lokalu wyborczego. Wiemy z poprzednich wyborów, że konserwatywny elektorat Republikanów i Trumpa – osoby starsze, białe kobiety, osoby niezadowolone, farmerzy – byli bardziej zmobilizowani, aby udać się do urn niż liberalni wyborcy na zachodnim i wschodnim wybrzeżu USA. Teraz ta mobilizacja może nie odgrywać tak ważnej roli.
Dostrzegam pewne podobieństwo do sytuacji w Polsce, gdzie wyborcy PiS w ostatnich latach są bardziej zmobilizowani, aby pójść do lokalu wyborczego niż elektorat opozycji. Jak w takim razie głosowanie korespondencyjne może wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich w naszym kraju?
Rozumowanie pana redaktora jest słuszne. Pamiętajmy jednak o tym, że w przypadku Polski sytuacja jest bardziej skomplikowana i mamy więcej zmiennych niewiadomych. Opozycja oraz jej sympatycy, np. niektórzy aktorzy-celebryci, już deklarują, że nie pójdą na wybory, czyli nie oddadzą głosu do skrzynki pocztowej w trybie głosowania korespondencyjnego, ponieważ nie akceptują tej formy. Oznacza to, że bardziej zmobilizowany, żeby wykonać tę czynność będzie elektorat Andrzeja Dudy. Mamy też pierwsze sondaże dotyczące wyborów korespondencyjnych, które pokazują, że 57 proc. ankietowanych akceptuje taką formę głosowania. To świadczy, że frekwencja będzie dobra. Jedną wielką niewiadomą jest to, jak potoczą się wybory. Na dziś największym poparciem cieszy się Andrzej Duda, co pokazują sondaże. Nie widać nastrojów społecznych, które odrzucają wszystko to, co proponuje obóz rządzący. Dlatego z punktu widzenia PiS lepiej jest przeprowadzić wybory w maju. Pamiętajmy, że polityka nie zna słabości i liczy się władza, którą ma się w ręku. To jest tylko realne, wszystko inne to jałowe gawędzenie o polityce. Jeśli możliwe jest jej zdobycie, to trzeba to zrobić, nie odkładając niczego w czasie. Prawdopodobnie za kilka lat nikt nie będzie pamiętał o pandemii w czasie wyborów, płomiennych filipikach liderów opozycji oraz towarzyszących im sporach politycznych, tylko o tym, że wybory były w maju i wygrał je Andrzej Duda i stojący za nim polityczny obóz.
rozmawiał Michał Fabisiak, PolskieRadio24.pl
REKLAMA
REKLAMA