Grzegorz Przemyk - śmiertelnie pobity maturzysta. Posłuchaj nagrań z procesu
16 lipca 1984 roku - po wyreżyserowanym przez władze komunistyczne procesie - ogłoszono wyrok w sprawie zabójstwa 19-letniego maturzysty Grzegorza Przemyka.
2024-07-16, 05:50
Grzegorz Przemyk zmarł 14 maja 1983 roku w szpitalu, pobity dwa dni wcześniej przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej w komisariacie przy ul. Jezuickiej na Starym Mieście w Warszawie.
Posłuchaj
Posłuchaj
Zeznania Barbary Sadowskiej
- Zobaczyłam Grzesia leżącego bokiem na kozetce, chronił brzuch - mówiła przed sądem matka Grzegorza Przemyka Barbara Sadowska. - Kucnęłam przy nim i zaczęłam pytać, co się stało. Zobaczyłam, że jest nieprzytomny, nie odpowiadał mi, nie poznawał mnie. W tym momencie poczułam, że stoi za mną mężczyzna, który wręczył mi jakiś papier. To było skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Tekst, który widniał na tym skierowaniu, w niczym nie przypominał wywiadu lekarskiego. Zobaczyłam zdanie, że na komendzie milicji nie wykonywał poleceń. Nie wyraziłam zgody na zabranie syna do szpitala psychiatrycznego.
- Przełożono Grzesia na nosze. Jeszcze zobaczyłam, że z buzi wyciekała mu ślina z krwią, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, co tak naprawdę się stało i jak poważny jest stan mojego dziecka - zeznawała podczas rozprawy Barbara Sadowska.
REKLAMA
Posłuchaj
Działalność opozycyjna
Barbara Sadowska, poetka, działaczka opozycji antykomunistycznej, była prześladowana przez Służbę Bezpieczeństwa. Działała w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. 3 maja 1983 roku, 11 dni przed śmiercią syna, maturzysty, ucznia LO im. A. Frycza-Modrzewskiego w Warszawie, została pobita w trakcie napadu "nieznanych sprawców" na komitet pomocy internowanym, który mieścił się przy kościele św. Marcina w Warszawie.
Zatrzymanie Grzegorza Przemyka
12 maja 1983 roku Grzegorz Przemyk wraz z kolegami świętował maturę. Z placu Zamkowego, gdzie został zatrzymany przez milicję, został odwieziony do komisariatu MO przy ul. Jezuickiej. Tam brutalnie go bito. Wezwana przez milicję karetka odwiozła go do Pogotowia Ratunkowego przy ul. Hożej. Świadkowie, którzy znajdowali się wówczas w stacji pogotowia, zeznawali, że Przemyk już wtedy sprawiał wrażenie nieprzytomnego, był wyciągany z windy za nogi.
Posłuchaj
Szukanie ratunku
Barbara Sadowska zabrała syna do domu. - Ułożyłam Grzesia na łóżku - zeznawała podczas rozprawy sądowej. - Po paru godzinach wróciła mu przytomność, zaczął się skarżyć i powiedział, że może by mu pomogła kąpiel w letniej wodzie. Wsadziliśmy go na chwilę do wanny, ale to niewiele ukoiło ból i z powrotem został położony na łóżko. Zadzwoniłam po pogotowie. Przyjechał lekarz chirurg, obejrzał Grzesia pobieżnie. Powiedziałam, że dziecko było pobite. Doktor dał mu środki przeciwbólowe i stwierdził, że nie widzi nic złego, zalecił jedynie okłady na nerki.
Pomoc przyszła za późno
Karetka pogotowia przyjechała raz jeszcze. Tym razem Przemyk został zabrany do szpitala. Stwierdzono ciężkie urazy jamy brzusznej. Mimo przeprowadzonej operacji Grzegorz zmarł.
REKLAMA
19 maja biskup warszawski Władysław Miziołek odprawił mszę za Grzegorza Przemyka w kościele pw. św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. Pogrzeb na Powązkach zgromadził tysiące ludzi. Był pierwszą od czasu wprowadzenia stanu wojennego tak wielką manifestacją przeciwko władzy komunistycznej i brutalności milicji.
Rola gen. Kiszczaka
Śledztwo przeciwko winnym śmierci Grzegorza Przemyka od początku prowadzono tak, żeby nie wykazać żadnej winy funkcjonariuszy MO. Obciążano nią sanitariuszy i lekarzy z pogotowia. W aktach sprawy zachowała się notatka gen. Czesława Kiszczaka: "Ma być tylko jedna wersja śledztwa – sanitariusze". Tę tezę lansował w mediach ówczesny rzecznik rządu – Jerzy Urban.
Posłuchaj
Proces, który zakończył się w lipcu 1984 roku, był wyreżyserowany. Relacjonował go na antenie Polskiego Radia Marek Kassa. W wypowiedziach świadków słychać wyraźnie, że wielu z nich było wcześniej nakłanianych do składania zeznań obciążających zupełnie inne osoby niż te, które były rzeczywistymi sprawcami śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka.
REKLAMA
Niesłusznie skazani
W 1984 roku gen. Czesław Kiszczak przyznał nagrody pieniężne funkcjonariuszom MSW za "ujawnienie wobec opinii publicznej rzeczywistej prawdy".
Sąd uwolnił wówczas od zarzutu pobicia Przemyka dwóch milicjantów: Ireneusza K. i Arkadiusza Denkiewicza - dyżurnego komisariatu MO z ul. Jezuickiej. Natomiast na 2 i 2,5 roku więzienia skazani zostali dwaj sanitariusze, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala.
W sprawę śmierci Przemyka wplątano również lekarkę Barbarę Makowską-Witkowską, która - nie mając z tym tragicznym zdarzeniem nic wspólnego - przesiedziała w więzieniu 13 miesięcy.
Powrót do sprawy po 1989 roku
Sprawa śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka wróciła do sądów po 1989 roku. Uchylono wyroki wydane pięć lat wcześniej. W 1997 roku Ireneusz K. został uniewinniony przez Sąd Wojewódzki w Warszawie, skazano natomiast oficera dyżurnego komisariatu – Denkiewicza. Do tej pory unika kary z powodów zdrowotnych. Zarzuty usłyszał również Kazimierz Otłowski, funkcjonariusz z byłej Komendy Głównej MO. Po ostatecznej decyzji Sądu Najwyższego w 1999 roku został on uniewinniony.
REKLAMA
Przedawnienie
Sprawa Ireneusza K. wracała parokrotnie na wokandę w następnych latach. W 2008 roku Sąd Okręgowy uznał K. za winnego i skazał go na karę 8 lat więzienia, zmniejszoną o połowę na mocy amnestii. Był to pierwszy wyrok skazujący. Został on jednak uchylony w 2009 roku przez Sąd Apelacyjny, który prawomocnie uznał, że sprawa przedawniła się 1 stycznia 2005, a przepis, na który powoływał się Sąd Okręgowy i pełnomocnicy ojca Przemyka, nie ma tu zastosowania. W lipcu 2010 roku Sąd Najwyższy uznał za przedawnione śmiertelne pobicie Przemyka. I podkreślił, że sprawa śmiertelnego pobicia maturzysty jest porażką polskiego wymiaru sprawiedliwości.
bs/im
REKLAMA