Paszport dyplomatyczny dla Polaka w śpiączce. Dokumenty są już na Wyspach
- Paszport dyplomatyczny Polaka, który jest w śpiączce powinien już być w Anglii - powiedział w rozmowie z Polskim Radiem wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk. Dokument został wysłany dziś wcześnie rano.
2021-01-22, 19:31
Jak mówił wiceminister, teraz strona polska czeka na wypełnienie procedur po stronie brytyjskiej. Najpierw sąd na Wyspach rozpatrzy wniosek o złożenie podpisu na paszporcie, żeby był ważnym dokumentem.
Piotr Wawrzyk zakłada, że to może się wydarzyć w ciągu weekendu. - W tym przypadku oczywiście nie chodzi o fizyczny podpis, tylko o prawną formułę zgody sądu. W ramach pandemii sądy teraz rozpatrują wszystkie sprawy w trybie online. Biorąc pod uwagę tempo sprawy - tak jak i u nas są sędziowie, którzy dyżurują również w weekendy - wyobrażamy sobie, że tak się to odbędzie - mówił wiceminister.
Powiązany Artykuł
Robert Tekieli: szpitale, które miały leczyć, dziś zabijają
Ekspresowe tempo
Po rozpatrzeniu wniosku przez sąd, do zakończenia procesu będzie jeszcze niezbędne złożenie wniosku do władz brytyjskich. - Będziemy notyfikowali stronie brytyjskiej, że mamy nowego dyplomatę - mówił Piotr Wawrzyk.
Wiceminister spraw zagranicznych zaznaczył, że jest to precedensowa sprawa. Podkreślił, że strona polska zrobiła wszystko, co można, teraz ważąca będzie odpowiedź strony brytyjskiej.
REKLAMA
- Wykonujemy w ekspresowym tempie działania, które zwykle zajmują tygodnie jeżeli nie miesiące. Do tej pory potykaliśmy się, w cudzysłowie oczywiście, o działania władz brytyjskich. Wszyscy mają świadomość, także władze brytyjskie, że tu chodzi o czas, więc myślę, że ta decyzja będzie szybko, ale trudno nam określić w tej chwili, kiedy to nastąpi, bo to jest suwerenna decyzja władz brytyjskich - mówił wiceminister.
Posłuchaj
Śpiączka po zatrzymaniu akcji serca
Polak, który od kilkunastu lat mieszka w Anglii, 6 listopada zeszłego roku doznał zatrzymania pracy serca na co najmniej 45 minut. W wyniku tego - według angielskiego szpitala - doszło do poważnego i trwałego uszkodzenia mózgu. W związku z tym szpital w Plymouth wystąpił do sądu o zgodę na odłączenie aparatury podtrzymującej życie. Zgodzili się na to mieszkający w Anglii żona i dzieci mężczyzny. Przeciwne są temu jednak mieszkające w Polsce matka i siostra, a także mieszkające w Anglii druga siostra i siostrzenica.
15 grudnia brytyjski Sąd Opiekuńczy uznał, że w obecnej sytuacji podtrzymywanie życia mężczyzny "nie jest w jego najlepszym interesie" i w związku z tym odłączenie aparatury podtrzymującej życie będzie zgodne z prawem, zaś mężczyźnie należy zapewnić opiekę paliatywną tak, aby do czasu śmierci zachował jak największą godność i jak najmniej cierpiał.
Aparatura podtrzymująca życie była dwukrotnie odłączana - najpierw na dwa, następnie na pięć dni - ale później była znów podłączana w związku z wnioskiem o apelację, którego nie przyjęto, a później w związku z nowymi dowodami przedstawianymi przez tę część rodziny, która walczy o podtrzymywanie życia mężczyzny.
Rodzina złożyła skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, ten skargę jednak odrzucił. To pozwala szpitalowi ponownie odłączyć podawanie mężczyźnie pożywienia i wody.
REKLAMA
"Zachowanie godności pacjenta poprzez zastosowanie umierania z głodu"
- W klinice Budzik w Olsztynie wybudzali się pacjenci podobni do Polaka w śpiączce mieszkającego w Wielkiej Brytanii - powiedział Polskiemu Radiu członek rady nadzorczej kliniki, neurochirurg, prof. Wojciech Maksymowicz. Lekarz mówił, że mężczyzna, o którego przewiezienie do Polski stara się nasza dyplomacja, jest chorym z uszkodzeniem mózgu, stopień uszkodzenia wykażą badania, ale Polak nie jest w stanie terminalnym.
Powiązany Artykuł
Trwa walka o życie Polaka w śpiączce. Brytyjscy politycy odpowiedzieli na list Elżbiety Witek
Wojciech Maksymowicz wskazywał na badania brytyjskich naukowców, z których wynikało, że w 40 proc. przypadków tacy chorzy byli błędnie zdiagnozowani. - Nie jest to wcale takie jednoznaczne, w jakim on jest stanie. Na pewno żyje i na pewno żyje jego mózg. I to zupełnie wystarczy, żeby takim człowiekiem się zajmować - mówił neurochirurg.
Profesor mówił, że w klinice Budzik chorzy w śpiączce są nie tylko podtrzymywani przy życiu, ale jest prowadzona odpowiednio dostosowana terapia. - Staramy się takich chorych obudzić na zasadzie bardzo intensywniej neurorehabilitacji z udziałem dużego zespołu ludzi zarówno od fizjoterapii, rehabilitacji ogólnej, mięśniowej jak i neuropsychologów, neurologopedów. To jest bardzo złożony proces wielomiesięcznych starań, który w pewnym procencie kończy się pomyślnie. 27 chorych w ciągu trzech lat udało nam się wybudzić, niektórzy byli w dosyć podobnym stanie - mówił profesor.
Wojciech Maksymowicz zwrócił uwagę, że Polak samodzielnie oddycha, do przeżycia nie potrzebuje maszyny z tlenem, lecz jedzenia. - To jest kuriozalne, że nie chodzi o żadne podłączanie nadzwyczajnej aparatury, o której często się mówi. To jest tylko kwestia żywienia i pielęgnacji. Trudno zrozumieć uzasadnienie zachowania godności pacjenta poprzez zastosowanie umierania z głodu - mówił profesor Maksymowicz.
REKLAMA
jp
REKLAMA