Agora przeciw podatkowi od reklam. Zarząd narzeka na trudną sytuację, sam zarabia krocie
Agora, która jest m.in. wydawcą "Gazety Wyborczej", gorąco wsparła środowy protest pod hasłem "Media bez wyboru". Spółka w ostatnim czasie notuje straty i co jakiś czas w przestrzeni publicznej pojawiają się informacje o zwolnieniach w podległych im podmiotach. Zarząd Agory tymczasem zarabia ogromne pieniądze.
2021-02-11, 16:00
W pierwszym półroczu 2020 roku Agora zanotowała 88,2 mln zł straty. Podczas pandemii zarząd spółki zaproponował okrojenie funduszu socjalnego w firmie, ale odmówił obniżki własnych wynagrodzeń.
Powiązany Artykuł
Ile podatku od reklam zapłaciliby medialni giganci? Zobacz przybliżone kwoty
W 2018 roku pięcioosobowy zarząd zainkasował aż 5,37 mln zł, wobec 4,64 mln zł rok wcześniej. W 2019 roku było to nieco mniej, bo 4,77 mln zł, wzrosły za to wynagrodzenia dla sześcioosobowej rady nadzorczej - z 468 tys. zł w 2018 roku do 546 tys. zł w ub.r.
W tym samym czasie zatrudnienie w Agorze zmalało o 216 etatów. To pokazuje, że mimo trudnej sytuacji w firmie zarobki jej kierownictwa znacząco nie maleją.
Na czym polegał strajk?
Znaczna część prywatnych mediów protestowała w środę we wspólnej akcji "Media bez wyboru". Telewizje TVN24 i Polsat News zamiast programu nadały specjalny komunikat. Na portalach TVN24.pl, Onet.pl i Interia.pl czytelnicy nie przeczytali żadnego artykułu. Do akcji przyłączyły się również niektóre dzienniki, w tym lokalne - "Dziennik Wschodni", "Dziennik Trybuna", czy "Tygodnik Podhalański". Mocno zaangażowana w strajk była też wspomniana Agora.
REKLAMA
Protesty wywołał projekt ustawy, który trafił do wykazu prac legislacyjnych rządu. Zakłada on wprowadzenie nowej składki z tytułu przychodów z reklamy internetowej i reklamy konwencjonalnej.
"Projekt przewiduje pozyskanie dodatkowych środków, które posłużą zapobieganiu długofalowym zdrowotnym, gospodarczym i społecznym skutkom pandemii COVID-19. Ich źródłem będą składki od reklamy w Internecie oraz mediów tradycyjnych. Składki wzmocnią finanse NFZ, Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz nowego funduszu celowego, służącego dofinansowaniu projektów związanych z przemianami w przestrzeni cyfrowej, kulturą i dziedzictwem narodowym" - czytamy na stronie resortu finansów.
Podstawą wyliczenia podatku, który obejmie wszystkich nadawców i wydawców, w tym także wielkie koncerny technologiczne, będzie przychód z reklamy. Dotyczyć to będzie także reklamy internetowej i zapłacą go cyfrowi giganci tacy jak Google czy Facebook.
- Sellin: małe media z małymi dochodami nie będą objęte podatkiem od reklamy
- "Chodzi o swoisty raj podatkowy". Poseł PiS o proteście "Media bez wyboru"
Na co trafią pieniądze?
Jako kryterium dla internetowych potentatów przyjęto 5-procentową stawkę dla firm, których "globalne przychody sięgają 750 mln euro, a przychody z tytułu reklamy internetowej w Polsce 5 mln euro" – podkreślono. Resort finansów najwyższymi stawkami składki planuje objąć przychody z reklam towarów szkodliwych dla zdrowia, w tym napojów słodzonych.
Powiązany Artykuł
Internauci reagują na akcję "Media bez wyboru". Rośnie przewaga opinii popierających podatek
- W Unii Europejskiej nazywane jest to podatkiem cyfrowym dla części internetu. (...) Mamy do czynienia z ogromną nierównowagą. Globalne korporacje medialne dominują i mogą jeszcze bardziej dominować poprzez swoją siłę kapitałową - powiedział Mateusz Morawiecki.
Około 800 mln zł, które rząd planuje pozyskać w ten sposób w przyszłym roku, w połowie trafi do NFZ. 35 proc. wpływów wpłynie do Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów, a 15 proc. do Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków.
jp/wirtualnemedia.pl
REKLAMA
REKLAMA