5 lat temu zmarł Adrian Małecki. "Wyciągaliśmy do niego rękę"
21 lutego 2016 roku w niewyjaśnionych okolicznościach zginął koszykarz Adrian Małecki. "Adrian był niewątpliwie największym talentem, z jakim miałem okazję pracować. Byłem nim oczarowany” - wspominał trener Eugeniusz Kijewski.
2021-02-21, 05:00
Lech Poznań
Adrian Małecki pochodził z niewielkiej miejscowości Janów Wielkopolski. Jak większość dzieci zaczął uganiać się za piłką nożną. Jednak dosyć szybko rósł. Pod koniec szkoły podstawowej zainteresował się koszykówką. W wieku 16 lat przeprowadził się do stolicy Wielkopolski. Zaczął uczyć się w szkole średniej w Poznaniu. Tam też został zawodnikiem miejscowego Lecha. Jego kariera rozwijała się w bardzo szybkim tempie. W 1997 roku został drugim najskuteczniejszym Polakiem w lidze z dorobkiem 1046 punków. Jego średnia wynosiła 23.2 oczka na mecz. Rok wcześniej, w spotkaniu przeciwko Polonii Przemyśl, zdobył 46 punktów co było jego rekordem w całej karierze.
„Adrian był niewątpliwie największym talentem, z jakim miałem okazję pracować. Byłem nim oczarowany” - powiedział w jednym z wywiadów trener Eugeniusz Kijewski, który prowadził go w Lechu.
Nagle zaczęło się z Małeckim dziać coś dziwnego
W tym samym roku odszedł z Poznania. Ku zaskoczeniu całej koszykarskiej Polski podpisał dwa kontrakty z różnymi klubami. Były nimi Śląsk Wrocław oraz Unia Tarnów. On sam nie był w stanie wytłumaczyć dlaczego to zrobił. Ostatecznie oba kluby się dogadały i Małecki rozpoczął nowy sezon w Tarnowie. Pod koniec 1997 otrzymał powołanie do młodzieżowej reprezentacji Polski na mecz z Węgrami. Nie stawił się na zgrupowanie. Tłumaczył się drobnym urazem stawu skokowego. W Unii jednak grał na najwyższych obrotach. W 1998, w meczu gwiazd Polskiej Ligi Koszykówki, ustanowił nie pobity do tej pory rekord. Został zwycięzcą dwóch konkursów: wsadów oraz rzutów za trzy punkty.
Po konflikcie z trenerem kadry narodowej jego kariera się załamała
Rok później został powołany do seniorskiej reprezentacji Polski. Samowolnie ją opuścił. Konsekwencją była natychmiastowa dyskwalifikacja Małeckiego na pół roku. Po odbyciu kary rozpoczął treningi w Hoop Pruszków. Unia, nie chcąc mieć więcej z nim problemu, bardzo chętnie przystała na jego przejście. Latem 2000 podpisał kontrakt z Hoopem. Rok później, w marcu, kontrola antydopingowa wykryła w jego organizmie ślady marihuany.
REKLAMA
„Paliłem, taka jest prawda. Wcześniej zaprzeczałem, ale teraz mi to już obojętne. Uzależniony nie jestem, przede wszystkim dla mnie to nie jest żaden narkotyk. Szczerze powiem, że paliłem marihuanę często, zresztą już od czasów gry w Lechu. Zdarzały się wypady z Amerykanami i wtedy paliliśmy” - wspominał Małecki w wywiadzie Adama Romańskiego oraz Łukasza Ceglińskiego na sport.pl. w 2004 roku.
Marihuana nie była na liście środków zabronionych Polskiej Ligi Koszykówki. W związku z tym nie został zdyskwalifikowany. Klub mógł nałożyć na koszykarza karę finansową i to zrobił. Mimo tych niesportowych zachowań, zarząd Pruszkowa podpisał z Małeckim nowy, dwuletni kontrakt. Zawodnik go parafował i nigdy więcej w klubie się nie pokazał. Od tego momentu przez ponad dwa i pół roku nie grał w koszykówkę.
Znaleźli się ludzie, którzy wyciągnęli pomocną dłoń
„Z Adrianem rozmawiałem od dawna. Wiem, że miał kłopoty, nie mógł znaleźć pracy w Polsce, lecz obiecał, że jeśli wróci do kraju, da znać. To duży koszykarski talent, który ustatkował się już i wierzę, że może być przydatny zespołowi. Przez dwa miesiące Małecki będzie musiał ciężko pracować na treningach i prowadzić sportowy tryb życia, ostateczną decyzję podejmą trenerzy” - zastrzegał dyrektor Astorii Bydgoszcz, Zbigniew Słabęcki w "Przeglądzie Sportowym".
Pod koniec 2004 Małecki rozpoczął treningi. Wystąpił nawet w meczu Pucharu Ligi. Jednak w styczniu, następnego roku, zniknął na tydzień. To spowodowało natychmiastowe zerwanie kontraktu przez klub.
REKLAMA
„Podaliśmy Adrianowi rękę. Sądziliśmy, że wykorzysta szansę powrotu na parkiet. Okazał się niepoważny” - powiedział Słabęcki.
Do tego dnia praktycznie nikt, z jego dawnych znajomych, nie wiedział co się z nim dzieje. 21 lutego 2016 roku uległ wypadkowi. Nie było świadków zdarzenia. Znaleziono go nieprzytomnego na ulicy. Najprawdopodobniej przewrócił się tak nieszczęśliwie, że trafił głową w krawężnik. Uderzenie było na tyle silne, że lekarzom nie udało się go uratować. Krwiak mózgu był zbyt rozległy.
AK
REKLAMA