Szymon Ziółkowski skończył 45 lat

- Brakuje mi wygranej w Europie, żałuję wyniku na igrzyskach olimpijskich w Atenach i w paru innych imprezach - wspominał. 1 lipca, 45 urodziny obchodzi Szymon Ziółkowski, złoty medalista olimpijski z Sydney.

2021-07-01, 05:00

Szymon Ziółkowski skończył 45 lat
Szymon Ziółkowski. Foto: PR24/AK
  • Wspaniale kontynuował tradycje rodzinne
  • Największe sukcesy świętował na początku XXI wieku
  • Aktualnie jest trenerem młociarza Pawła Fajdka, który przygotowuje się do występu na igrzyskach w Tokio

Rzut młotem ma w genach

Szymon Ziółkowski urodził się 1 lipca 1976 roku w Poznaniu. Cała rodzina od zawsze była zaangażowana w sport. Tata na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych rywalizował w rzucie młotem w lokalnym Energetyku. Miłością do sportu zaraził wszystkie swoje dzieci - Michalinę, Pawła i Szymona. Ten ostatni długo się opierał przed rozpoczęciem treningów na rzutni. Był zapatrzony w Michaela Jordana i koszykówkę. Dopiero mając 13 lat zadebiutował jako młociarz.

- Rodzic musi pomagać swojemu dziecku i co najważniejsze nie przeszkadzać mu w uprawianiu sportu. Gdy widzi, że wraca z przegranego meczu, nie może wytykać mu błędów, ale przede wszystkim wyciągnąć pomocną dłoń i pocieszyć - mówił  Szymon Ziółkowski cytowany na portalu turek24.pl.

W wieku 16 lat wziął udział w pierwszym międzynarodowym mitingu lekkoatletycznym młodzieży szkolnej. We francuskim Caen zajął drugie miejsce. Później przyszło siódme miejsce na mistrzostwach Starego Kontynentu. W roku 1994 w Lizbonie świętował największy sukces, został juniorskim mistrzem świata.

Po sukcesach w rywalizacji młodzieżowej ruszył na najważniejsze imprezy światowe

Dwa lata później pojechał na swoje pierwsze igrzyska. Zawody XXVI olimpiady odbyły się w amerykańskiej Atlancie. Zakwalifikował się do finału. Zajął odległe, 10 miejsce. Cztery lata później marzenia się spełniły. Nie obyło się jednak bez perturbacji. W kwalifikacjach rzucił tylko 77,81 metra. Zrobił to w pierwszym podejściu. Rezultat ten dawał bezpośredni awans do finału. Regulamin stanowił, że osiągnięcie minimum nie pozwala na dalsze rzuty. W związku z tym Ziółkowski postanowił dłużej się rozgrzewać przed walką o medale.

REKLAMA

- Przed finałem wszystko zaczęło się dla mnie bardzo źle. Upadłem podczas rozgrzewki. Nie tak planowałem start. Okazało się, że to potknięcie wpłynęło pozytywnie na przebieg sytuacji. Chodzi o to, że trochę zastopowało moich rywali. Być może tak było. Po tylu latach bardzo trudno dywagować - wspominał polski miotacz, w rozmowie z Filipem Kołodziejczykiem w TVP Sport.

Pierwsza odległość konkursie nie była zbyt daleka. 74,89 dawało dopiero 8 miejsce. Przy drugim podejściu zdecydowanie lepiej się skoncentrował i posłał młot na 79,87. To dało mu prowadzenie w zawodach. Trzeci rzut spalił. Czwarty był godny złotego medalu olimpijskiego. Odległość 80,02 zapewniła mu krążek z najcenniejszego kruszcu. Jednak do końca walczył Włoch Nicola Vizzoni. 

- Gdy do ostatniej próby podchodził Vizzoni, odwróciłem się, żeby na to nie patrzeć. Nie wytrzymałem jednak i kątem oka obserwowałem jego rzut. Może to niezbyt ładnie, ale poczułem olbrzymią ulgę, gdy mu nie wyszło - mówił mistrz olimpijski, po zakończeniu rywalizacji, w rozmowie z dziennikarzami poznan.pl.

W 2001 został zwycięzcą rywalizacji o tytuł najlepszego lekkoatlety świata, w rzucie młotem

W tamtym czasie jedną z największych gwiazd rzutni był Japończyk Koji Murofushi. Polak bardzo obawiał się konfrontacji z azjatyckim sportsmenem.

REKLAMA

- Motywował mnie, ale też trochę się go bałem. Tak zapamiętałem go po Sydney. Nie wszedł w finale do ósemki, ale chyba tylko dlatego, że trochę spalił się mentalnie. Do dziś mam świadomość, że gdyby w trzecim rzucie jego młot wylądował w promieniu, a nie poza nim, kolejność na podium w Australii mogłaby być inna - wspominał Szymon Ziółkowski w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".  

Rywalizacja był pasjonująca. W finale, w pierwszej kolejce Polak osiągnął bardzo dobry rezultat, 81,88 metra. Odpowiedź Japończyka była natychmiastowa. W drugiej próbie 82,46. Niestety nasz zawodnik spalił trzecie podejście. W czwartym rzucił dobrze, ale przyrząd osiągnął 80,32. Dopiero przedostatnie podejście zakończyło się sukcesem.

- Wziąłem głęboki oddech i poszedłem na całość. 83,38 metra! To był nowy rekord kraju, rekord MŚ i absolutny knock-down na Murofushim, po którym trener Cybulski aż zatańczył na trybunach! To musiało skończyć się dobrze. Wiedziałem o tym, ale spokojnie czekałem na odpowiedź rywala, który chwilę później pokazał, jak wielkim jest zawodnikiem. Po takim ciosie nie poddał się, nie ukłonił i nie powiedział, że ma dość, tylko zamachnął się tak mocno, że poprawił swój rezultat na 82,92 m. To jednak, choć imponujące, na mnie nie wystarczyło. Zostałem mistrzem świata w najlepszych zawodach w historii tej imprezy – stwierdził Ziółkowski na łamach sport.onet.pl.

Walczył jeszcze przez 15 lat na zawodach na całym świecie

W 2004 uczestniczył w igrzyskach w Atenach. Nie zakwalifikował się jednak do finałów. Rok później wziął udział w czempionacie globu. Wywalczył w nim trzecie miejsce. Jednak jak się okazało kilka miesięcy po zakończeniu zmagań, zwycięzca, Białorusin Ivan Czikan był na dopingu. To spowodowało, że Polak zajął drugie miejsce, czyli powinien otrzymać srebrny medal. Do dnia dzisiejszego jednak go nie dostał.

REKLAMA

- Zgłaszałem się do światowej federacji Lekkoatletyki, ale oni umywają ręce twierdząc, że powinienem sądzić się z powództwa cywilnego (…) Nie odważyłbym się na to, aby wybrać się na Białoruś i starać się odzyskać należności ze strony moich białoruskich, jak to dobrze zostało powiedziane, "przyjaciół” - przyznał w rozmowie z Polskim Radiem nasz mistrz olimpijski.

Później startował jeszcze na igrzyskach w Pekinie w 2008. Zajął w finale dopiero siódme miejsce. Rozpoczął przygotowania do startu w Londynie, w 2012.

 - Jest mnóstwo niewiadomych. Wielu moich rywali ukryło się gdzieś w krzakach, siedzą w najgłębszych zakamarkach Białorusi, Rosji i innych takich terenach. Jak im się uda stamtąd wygrzebać i przyjadą do Londynu, to może być ciężko. Jeśli wyjdę ze stadionu z „bananem” na twarzy, to znaczy, że start był udany - stwierdził Szymon Ziółkowski na łamach expressbydgoski.pl.

Niestety, jak cztery lata wcześniej, był siódmy. Do brazylijskiego Rio de Janeiro już nie pojechał.

REKLAMA

- Nie można przygotować się do olimpiady na pół gwizdka, a ja już w czerwcu nie znajdowałem czasu na treningi. Nie będę zatem naginał rzeczywistości i niech po medale do Rio jadą nasi młodzi i perspektywiczni zawodnicy - mówił polski miotacz w rozmowie z polsatnews.pl.

Karierę zawodniczą zakończył pod koniec 2016 roku.

45 lat minęło

Nasz mistrz olimpijski i czempion świata, czuje się sportowcem spełnionym. Ale jak to w życiu bywa uważa, że kilka rzeczy mógłby zrobić lepiej.

-  Brakuje mi wygranej w Europie, żałuję wyniku na IO w Atenach i w paru innych imprezach, ale gdy patrzę na swoje medale, jestem dumny (…) Podium z MŚ w Helsinkach z 2005 roku było natomiast końcem kryzysu, tylko że dziś wciąż nie mam pewności, na jakim stanąłem tam stopniu – stwierdził Ziółkowski w wywiadzie dla sport.onet.pl.

REKLAMA

Aktualnie przygotowuje do startu w Tokio Pawła Fajdka, który dwukrotnie - w Londynie oraz Rio de Janeiro - odpadł w eliminacjach rzutu młotem. Pod okiem Szymona Ziółkowskiego ma wywalczyć  medal olimpijski.

AK

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej