"Polowanie na muchy" okazało się polowaniem modliszki
52 lata temu, 19 sierpnia 1969 roku, odbyła się premiera komedii "Polowanie na muchy" w reżyserii Andrzeja Wajdy. Scenariusz napisał Janusz Głowacki na podstawie swojego opowiadania.
2021-08-19, 05:35
Film Wajdy ukazywał pracownika księgarni, z wykształcenia rusycystę, zahukanego w życiu rodzinnym, który decyduje się opuścić rodzinę i dom. Na swojej drodze trafił na władczą studentkę polonistyki Irenę... i tu zaczyna się cała, pełna komizmu i satyry, opowieść. Film warto zobaczyć z uwagi na ciekawe spostrzeżenia kulturowe i społeczne, szczególnie końca lat 60. XX wieku. Znacząca jest też gra aktorów głównych ról m.in. Zygmunt Malanowicz, ale to Małgorzata Braunek jest prawdziwą gwiazdą tego filmu.
Portal "Film Polski" tak charakteryzuje wymowę filmu: "Andrzej Wajda przedstawił świat, w którym mężczyźni są coraz słabsi, coraz mniej romantyczni i męscy, a kobiety coraz bardziej władcze, dominujące nad mężczyznami, chwytanymi przez nie jak muchy na lep. To satyryczna, pełna ironii, gorzka, ale niezbyt realistyczna wizja społeczeństwa zdominowanego przez płeć niezupełnie słabszą. Realizując "Polowanie na muchy" Andrzej Wajda miał już na swoim koncie tak znane filmy, jak "Kanał", "Popiół i diament", "Popioły", "Lotna". Ta zmiana stylu - "Polowanie" jest bowiem farsą, komedią - została przyjęta przez krytykę i widzów bardzo różnie, pojawiły się głosy, że ten reżyser nie powinien zabierać się za gatunek zupełnie mu obcy, wyśmiewać rzeczywistości, która dla wielu ludzi jest czymś zupełnie naturalnym. Inni stając w obronie Wajdy twierdzili, że ma on prawo do twórczych poszukiwań, a stosunki panujące w środowisku nastawionym na ustawiczne robienie kariery to doskonały materiał na satyrę".
Krytyka prasowa niezbyt dobrze przyjęła tę chyba pierwszą próbę satyry w dotychczasowym dorobku cenionego już reżysera. Jak do tej pory nie tworzył satyry i niektórzy krytycy nie potrafili dostrzec jej w tym filmie. Wajda osobiście tak opisuje własne wrażenia dotyczące tej produkcji - wypowiedź zaczerpnięta ze stron portalu artysty "Wajda.pl": "Bez większego namysłu chwyciłem scenariusz Janusza Głowackiego i rozgoryczony chwilowymi niepowodzeniami postanowiłem rozprawić się z kobietami, które próbują kształtować nasze męskie życie. Jak zawsze w takich beznadziejnych sytuacjach początek zapowiadał się dość obiecująco. Przede wszystkim znakomitym wyborem okazała się Małgorzata Braunek. Wytrzeszczony uśmiech oraz oczy powiększone przez nadnaturalnej wielkości okulary straszyły z ekranu i dobrze oddawały narysowany przez autora scenariusza portret okrutnej muchy. (...) Początkowo myślałem o Kobieli i nawet zrobiłem z nim próbne zdjęcia. Niestety chwilowa niechęć do kobiet zaćmiła mi rozum, wbiłem sobie do głowy, że tylko kompletne męskie zero może być tak manewrowane przez kobietę (...) Według mnie Kobiela był na to zbyt indywidualny, zbyt wyrazisty. Tymczasem, dziś wiem to z całą pewnością, że tylko on wnosząc do filmu swój humor uratowałby go przede mną i przed moim zarozumialstwem. Zabrakło mi dystansu do tematu i srogo musiałem za to zapłacić. Poza wspaniałą Małgorzatą Braunek i świetnym, jak myślę, małym epizodem Daniela Olbrychskiego, który towarzyszył mi przy tym filmie głównie jako asystent reżysera, reszta wypadła dość blado".
Te krytyczne wobec siebie uwagi wielu znawcom kina jawiły się jako bardzo trafne. Widzowie jednak spojrzeli na ten film z "intelektualną życzliwością", szczególnie w odniesieniu do coraz częściej społecznie dostrzeganej postaci "kobiety-modliszki". Oceńmy to sami.
REKLAMA
PP
REKLAMA