Zapad-2021. Ekspert OSW Andrzej Wilk: armia Rosji ćwiczy przygotowanie do wojny i zadania sił okupacyjnych
- Ważną nowością, obserwowaną od 2-3 lat w Rosji, jest ćwiczenie kwestii związanych z finansowaniem działań zbrojnych, funkcjonowania w oderwaniu od światowego obiegu pieniężnego, przynajmniej bezgotówkowego i to w różnych walutach, co wskazuje na cele okupacyjne - powiedział portalowi PolskieRadio24.pl Andrzej Wilk z Ośrodka Studiów Wschodnich, komentując ćwiczenia Zapad-2021. Ćwiczone jest funkcjonowanie danej strefy po przejściu oddziałów i w te działania angażowane jest już nie tylko wojsko - dodał.
2021-09-10, 14:00
Powiązany Artykuł
Operacja "Śluza". Łukaszenka, KGB i OSAM chcą destabilizować UE z wykorzystaniem migrantów
Andrzej Wilk z Ośrodka Studiów Wschodnich podkreślił, że w tym roku Kreml po raz pierwszy podał zbliżoną do rzeczywistości liczbę uczestników manewrów Zapad - 200 tysięcy żołnierzy. We wcześniejszych odsłonach ćwiczeń, choć eksperci szacowali liczebność wojsk na 100-150 tys. żołnierzy, Moskwa powtarzała, że jest ich mniej niż 13 tysięcy. Rzecz w tym, że manewry powyżej 13 tysięcy uczestników wymagają zaakceptowania obserwatorów z innych państw OBWE na mocy Dokumentu Wiedeńskiego.
Ekspert zwrócił uwagę na inną ważną nowość. Od kilku lat ćwiczenia obejmują zadania okupacyjne. - Widzimy, że ćwiczenia to nie tylko strzelanie, czołgi, walka radioelektroniczna, drony, satelity. Ćwiczone jest funkcjonowanie danej strefy po przejściu wojsk. Bezpośrednio tam, gdzie będą ścierały się wojska, bankomaty i różne waluty nie są potrzebne. Kogo to wówczas interesuje? Widać, że Rosja myśli już o tym, jak postępować, gdy pewien obszar jest już zajęty, a walki trwają, tyle że na dalszym froncie – zauważył.
Rosja przez cały czas gra na rozpad Zachodu
Analityk OSW podkreślił, że Zapad ma aspekt wojskowy, ale i dezinformacyjny. Rosja przez te ćwiczenia próbuje polaryzować społeczeństwa Zachodu, dzielić państwa Wspólnoty zachodniej. - Rosja gra na rozpad NATO i Zachodu, rozbijając jedność - Rosjanie starają się dezinformować, grać na podziały wewnątrz UE. Chodzi o rozpad nie tyle struktury gospodarczej, co powiązań politycznych i wojskowych, by nie było wspólnych mechanizmów zbiorowej obrony. Rosjanie przez cały czas starają się osiągnąć ten cel. Kreml mówiąc "NATO", rozumie przez to coś innego niż my. Widzą NATO różnych prędkości. Cały czas z tego korzystają i na tym opierają swoje rozgrywki polityczne – zaznaczył nasz rozmówca.
Czytaj także:
- "Możliwe są incydenty zbrojne, strzelanina z udziałem migrantów". Ekspert OSW o planach Łukaszenki i Putina
- Prezydent: mamy atak hybrydowy na granicy, stanowcza reakcja zniechęci władze Białorusi
- Operacja "Śluza". Tadeusz Giczan: Łukaszenka toczy wojnę hybrydową, zaplanował ją od A do Z, to było jasne od początku
Powiązany Artykuł
Operacja "Śluza". Tadeusz Giczan: Łukaszenka toczy wojnę hybrydową, zaplanował ją od A do Z, to było jasne od początku
Samoloty z Rosji to wyraz nędznej kondycji białoruskiej armii
Ekspert skomentował także powstanie centrów szkoleniowych na Białorusi i przylot samolotów Su-30SM na Białoruś oraz zapowiedzi Łukaszenki, że dostanie dziesiątki samolotów od Moskwy.
REKLAMA
- Rosjanie traktują armię Białorusi "per noga", wyposażając ją tylko w to, co przyda się jej z punktu widzenia planów Rosji - powiedział ekspert. Dodał, że na wspomniane zakontraktowane już samoloty Mińsk czeka od lat, choć takie zamówienie Rosja mogłaby zrealizować w ciągu kilku miesięcy. Obecnie Mińsk ma ledwie 4 Su-30SM, co nie wystarcza nawet na działania szkoleniowe. Przylot rosyjskich samolotów do wspólnego centrum szkoleniowego to kolejna demonstracja Moskwy, że ma Białoruś pod pełną kontrolą i nie zamierza wydawać na nią pieniędzy więcej, niż jest to potrzebne.
Tymczasem Łukaszenka przekonuje opinię publiczną, że przysłanie rosyjskich samolotów to znak poważania ze strony Kremla względem jego osoby.
Ekspert dodał, że wojskowa integracja Rosji z Białorusią postępuje bardzo szybko, po cichu. Putin nie chce, by ktokolwiek w tym przeszkadzał. Doposażenie sił zbrojnych Białorusi jest motywowane potrzebami Rosji na tym obszarze - stąd, jak zaznacza analityk, Mińsk zapewne otrzyma kompleksy S-400.
W rozmowie więcej także o armiach zaangażowanych w Zapad-2021, o zgrupowaniach lotniczych, o śmierci szefa rosyjskiego resortu ds. sytuacji nadzwyczajnych, a także o niektórych celach dezinformacji Kremla.
REKLAMA
***
Kulminacyjna faza ćwiczeń Zapad zaczęła się we wrześniu. Początek manewrów, jak zaznacza OSW w swojej analizie, przypada jednak na początek letniego sezonu szkoleniowego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej.
Więcej w rozmowie.
REKLAMA
***
PolskieRadio24.pl: Ćwiczenia Zapad to nie tylko faza kulminacyjna, przypadająca we wrześniu. Jak wynika z analiz ekspertów, także Ośrodka Studiów Wschodnich, manewry te mają początek już w pierwszych miesiącach lata. Co one oznaczają z punktu widzenia Rosji? Co należałoby wiedzieć o tych ćwiczeniach?
Andrzej Wilk, Ośrodek Studiów Wschodnich: Zasadniczo mamy dwa konteksty tych ćwiczeń. Pierwszy z nich analizowaliśmy w OSW po raz pierwszy cztery lata temu przy okazji ćwiczeń Zapad 2017. To kontekst informacyjny.
Drugi kontekst dotyczy faktycznych przygotowań armii rosyjskiej i zintegrowanej z nią armii białoruskiej. To stwierdzenie z pewnym ukłonem w stronę Białorusi, podkreślenie, że jest jeszcze w jakimś stopniu podmiotem prawa międzynarodowego. W drugim aspekcie te ćwiczenia to przygotowanie Państwa Związkowego Rosji i Białorusi do wojny.
W pierwszym wymiarze, informacyjnym, ćwiczenia Zapad zaczęły się już jesienią ubiegłego roku. To kontynuacja ostrego kursu wobec NATO, przyjętego po napaści na Ukrainę. Moskwa udaje przy tym, że to ona jest atakowana i musi się bronić, bo Sojusz chce ją napaść.
REKLAMA
To nie przeszkadza nagłaśniać informacji o rosyjskich osiągnięciach militarnych. Rosjanie wojnę informacyjną prowadzą od ponad 100 lat. Potrafią prowadzić ją dwutorowo, jednych strasząc, innych uspokajając.
Zaskoczył mnie bardzo fakt, że po raz pierwszy podczas briefingu dla dyplomatów podano zbliżoną do realnej liczbę wojsk uczestniczących w ćwiczeniach Zapad.
Powiązany Artykuł
Łotewski ekspert Olevs Nikers: Zapad-21 powinien martwić głównie Ukrainę, region powinien odpowiedzieć manewrami
To znaczy stwierdzono, że weźmie w nich udział 200 tysięcy żołnierzy. W poprzednich edycjach Zapadu, choć wszyscy eksperci mówili o co najmniej 100 tysiącach uczestników, to Rosja twierdziła,że jest ich mniej niż 13 tysięcy.
Obecnie liczbę zaangażowanych w Zapad, do 200 tysięcy osób. Choć pojawiają się informacje, że w całym przedsięwzięciu może uczestniczyć jeszcze większa liczba żołnierzy, to po raz pierwszy Moskwa podała rzeczywisty rząd wielkości manewrów Zapad.
Twierdzono zawsze, że w manewrach bierze udział do 13 tysięcy żołnierzy. Chodziło o to, że wedle umowy państw OBWE, Dokumentu Wiedeńskiego, ćwiczenia do 13 tysięcy uczestników nie były obciążone takimi wymaganiami jak obecność obserwatorów, określony tryb zgłoszenie manewrów i tak dalej.
REKLAMA
Kreml organizował przy okazji tych ćwiczeń swego rodzaju pokazy, na które zapraszał wybranych gości. Większość realizowanych w ramach Zapadu przedsięwzięć poligonowych nie była dostępna dla obserwatorów. I w tym roku będą zaproszeni na plan swego rodzaju reklamówki manewrów: by popatrzeć, jak czołgi strzelają, a samoloty latają. Nie będą obecni na większości poligonów, ani nie będą obserwować ćwiczeń w wymiarze planistycznym czy sztabowym.
Oczywiście, w poprzednich ćwiczeniach Zapad brało udział także około 100 tysięcy żołnierzy, a wówczas strona rosyjska zdecydowanie temu zaprzeczała. Warto sprecyzować także, że co roku w Rosji odbywają się ćwiczenia nie tyle w innym okręgu wojskowym (zachodnim, wschodnim, centralnym, południowym), co na innym kierunku strategicznym. Od pewnego czasu bowiem w manewrach danego okręgu wojskowego uczestniczą także jeden-dwa inne, mobilizowane są nie tylko siły lokalne, ale także z innych regionów Rosji.
Powiązany Artykuł
Zapad-2021. Maksym Khyłko: Rosja współodpowiada za operację na granicy, możliwe są zbrojne prowokacje
Czyli tak jakby szykowane są odwody z innych okręgów wojskowych. A jakie są cele wojskowe manewrów Zapad? I co jeszcze warto wiedzieć o tych ćwiczeniach?
W wymiarze wojsko doskonali swoje rzemiosło na poligonach, w wymiarze strategicznym - sztabowym - przygotowuje się do prowadzenia wojny.
Co ważne, w przypadku Rosji od szeregu lat widać, że manewry nie mają charakteru stricte wojskowego. W Polsce manewry wojskowe rozumiemy inaczej, choć mamy też np. ćwiczenia Kraj, w których teoretycznie można powiązać działania wojskowe ze sprawdzeniem zdolności funkcjonowania administracji państwowej w warunkach bezpośredniego zagrożenia wybuchem konfliktu zbrojnego. W krajach zachodniej Europy tego rodzaju ćwiczeniami mało kto się przejmuje.
REKLAMA
Natomiast w Rosji od 8 lat takie ćwiczenia są praktykowane na bieżąco, powstała odpowiednia szeroka procedura. Podczas manewrów strategicznych ćwiczy także gospodarka, zwłaszcza część, która ma zadania mobilizacyjne, łącznie z prywatnymi przedsiębiorcami. Ćwiczą struktury administracji, także jednostki odpowiedzialne za bezpieczeństwo wewnętrzne, takie jak policja lokalna czy straż pożarna. Kieruje tym zasada, że kiedy państwo przygotowuje się do wojny, angażuje nie tylko armię. Szkolone jest zatem także zaplecze tej armii, sfera cywilna ćwiczy zabezpieczenie frontu, tak by ten mógł swobodnie działać. W różnych miejscach przy infrastrukturze krytycznej ćwiczone jest np. zabezpieczenie elektrowni przed dywersją. Rosgwardia ćwiczy zadania sił okupacyjnych po przejściu wojsk.
Zadania sił okupacyjnych… To niepokojące. Co w tym roku jest jeszcze nowego w ćwiczeniach Zapad?
Jak wspomniałem już, to podanie prawdziwej skali ćwiczeń, największej od początku lat 80. Są też, jak mówiłem, wątpliwości co do tego, czy liczebność Zapad-21 nie jest jeszcze większa. Informacje podawane przez Rosjan zawsze są okraszone marginesem dezinformacji.
Ważną nowością, obserwowaną od 2-3 lat w Rosji, jest ćwiczenie kwestii związanych z finansowaniem działań zbrojnych, funkcjonowania w oderwaniu od światowego obiegu pieniężnego, przynajmniej bezgotówkowego. Rosjanie ćwiczą funkcjonowanie z własnym systemem płatniczym. Takie ćwiczenia zaczęły się już parę lat temu, na początku od rozstawiania i zdalnego kontrolowania bankomatów na terenie poligonów.
Co jest ciekawe i wskazuje na ćwiczenie zadań okupacyjnych, to okoliczność, że zamierzają ćwiczyć dystrybucję środków finansowych nie tylko w rublach, ale również w nieokreślonych walutach innych krajów.
REKLAMA
To istotne, ciekawy jest aspekt techniczny takich ćwiczeń.
Co ciekawe, to nie jest już zadanie wojska. Widzimy, że ćwiczenia to nie tylko strzelanie, czołgi, walka radioelektroniczna, drony, satelity. Ćwiczone jest funkcjonowanie danej strefy po przejściu wojsk.
Bezpośrednio tam, gdzie będą ścierały się wojska, bankomaty i różne waluty nie są potrzebne. Kogo to wówczas interesuje? Widać, że Rosja myśli już o tym, jak postępować, gdy pewien obszar jest już zajęty, a walki trwają nadal na dalszym froncie.
Przeziera z tych ćwiczeń myślenie o podbojach, nie jest to klasyczne ćwiczenie piechoty czy artylerii. Zatem fakt, że Rosjanie ćwiczą przygotowanie do wojny, to nie jest już skrót myślowy.
Ma miejsce rzeczywiste przygotowanie do wojny. Co prawda, nie musi to oznaczać, że taki będzie finał, ZSRR i NATO przez 40 lat się przygotowywały do wojny, jednak ona nie wybuchła. Toczyła się tylko na peryferiach, w formie tzw. wojen zastępczych, proxy wars. Nie znaczy to, że nie było przygotowań i planów.
To oczywiście także testowanie przez Rosjan odporności Wspólnoty zachodniej. Chodzi o to, czy potrafi być tak spójna jak w czasie zimnej wojny.
REKLAMA
Świadomie powiedziałem, że test jest prowadzony przez Rosjan. Białoruś pełni rolę swego rodzaju listka figowego w tych planach.
Takie informacje, o przygotowywaniu się do okupacji, świadczą o zdecydowanie wrogich zamiarach. Wydaje się to logiczne, ale część państw nie uwzględnia tego, co robi Rosja na ćwiczeniach wojskowych w myśleniu o Rosji. Zapad to test odporności, ale też test na postawienie właściwej diagnozy i reakcji na nią.
Diagnoza zazwyczaj jest właściwa. Co prawda, po wydarzeniach w Afganistanie zacząłem mieć pewne wątpliwości…
…czy wszyscy na pewno wiedzą, co trzeba?
Wiedzą na pewno, pytanie, jak tę wiedzę traktują. Rosjanie starają się dezinformować, grać na podziały wewnątrz UE. Chodzi o rozpad nie tyle struktury gospodarczej, co powiązań politycznych i wojskowych, by nie było wspólnych mechanizmów zbiorowej obrony.
Rosjanie przez cały czas starają się osiągnąć ten cel. Kreml mówiąc "NATO", rozumie przez to coś innego niż my. Widzą NATO różnych prędkości. Cały czas z tego korzystają i na tym opierają swoje rozgrywki polityczne.
REKLAMA
Blisko dwie dekady temu miała miejsce sytuacja, gdy Bundeswehra wysłała duży kontyngent do Afganistanu. Wówczas planowany był wspólny europejski system rozpoznania satelitarnego. Niemcy się nie porozumieli się z Francuzami. System francusko-niemiecki nie powstał. Zgrupowanie orbitalno-rozpoznawcze na potrzeby działań kontyngentu w Afganistanie Niemcy zbudowali w oparciu o Rosję. Odbyło się to po cichu, Niemcy nie mówili o tym w ogóle, Rosjanie chętniej. Co ciekawe, w Niemczech ta sprawa niepokoiła wówczas tylko skrajną Lewicę.
Rosjanie patrzą na NATO przez pryzmat USA w Europie, inne kraje postrzegają jako "satelitów" Stanów Zjednoczonych.
A większość państw UE nie jest traktowana przez Rosję, jako "państwa NATO", mimo że do Sojuszu należą. Przykładem takiego państwa, które ma silne powiązania z Rosją, mimo obecności w NATO, jest Turcja. Nie chodzi o to, że Turcja jest prorosyjska, ale próbuje realizować poprzez Moskwę niektóre swoje interesy.
W efekcie Moskwa stara się wygrywać na różnicach między sojusznikami. Chce, by w momencie, gdy sytuacja będzie wymuszała na NATO rozwiązanie stricte wojskowe, mieć gwarancję, że Sojusz nie będzie działał jako całość.
REKLAMA
Jeśli bowiem będzie gwarancja, że Sojusz będzie działał jako całość, Rosja nie ma szans w tym starciu. Moskwa zdaje sobie z tego sprawę i nie podejmie wówczas działań.
Państwa NATO powinny o tym pamiętać i myśleć o tym, jakie są cele Rosji.
Myślę, że ta świadomość jest. Jednak z jednej strony są cele Rosji, ich świadomość, z drugiej strony są konkretne zyski z biznesów z Rosją.
Czyli brak jest perspektywy - użyteczna wiedza to ta, ile można zarobić na gazociągu? "Biznesmen" nie myśli o tym, że działa na własną zgubę i zgubę swoich dzieci, nie mówiąc o dzieciach w państwach na wschód od Berlina.
Ćwiczenia Zapad ogniskują w sobie i przygotowanie do wojny, i rosyjską grę na rozpad struktur zachodnich. Polska nie jest tutaj niczemu winna, wbrew temu co się pojawia czasem w debacie publicznej.
Winna temu jest Rosja, dziwi jednak dlaczego wiele osób nie rozumie sytuacji, nie myśli logicznie, nie postrzega kontekstu. Wiele mówi się o metodach działania Putina i Łukaszenki, o tym, że specjalnie rozpalają podziały w społeczeństwie. Dlaczego część osób nie chce tego słyszeć? Albo rozumieć?
To pytanie do socjologów, w części zapewne do psychologów. Ciekawą kwestią socjologiczną są także możliwe reperkusje, wynikające z prowadzenia tego rodzaju ćwiczeń przez Rosję.
REKLAMA
A i to jest ciekawe, że teoretycznie percepcja zagrożeń w naszym społeczeństwie jest zgodna. Tylko reakcja na nie jest różna.
To właśnie też informacyjny aspekt ćwiczeń Zapad. Równolegle z ćwiczeniami nie przypadkiem mamy wojnę hybrydową na granicach UE. Łukaszenka nie jest samodzielnym aktorem, zatem można powiedzieć, że ta operacja jest też częścią rosyjskiego planu gry.
Trudno postrzegać Białoruś jako samodzielnego gracza polityczno-wojskowego w regionie. Jeśli Białoruś robi cokolwiek w wymiarze zewnętrznym, tak jest od od wielu lat, musi być to wypracowane w Moskwie, albo w najlepszym wypadku zaakceptowane przez Kreml. Innej możliwości nie ma.
Jeszcze cztery lata temu w scenariuszu ćwiczeń Zapad były bezpośrednio zasygnalizowane elementy kryzysu migracyjnego. W tym roku nic takiego do niego nie wpisano, a przynajmniej nie przekazano do wiadomości publicznej. Z informacji przekazywanych po częstych ostatnio rozmowach Putina i Łukaszenki wynika jednak, że to, co się dzieje na granicy, może stanowić element zaaprobowanej na potrzeby scenariusza ćwiczeń Zapad rzekomej agresji ze strony Zachodu. Trzeba patrzeć, jak Kreml i Mińsk opisują to, co się dzieje.
Sytuacja na granicy może być wykorzystana nie tyle jako część ćwiczeń, ale jako część "agresywnej otoczki", w której Rosja przedstawia Zapad.
REKLAMA
Czy możliwa jest prowokacja na granicach? Niekoniecznie organizowana przez wojsko, ale na przykład przez służby, które realizują operację hybrydową na granicy?
Odkąd obserwujemy sowiecki kurs w polityce Rosji, z prowokacją musimy liczyć się na każdym kroku. A przecież już to co się dzieje teraz, nie jest z naszej perspektywy niczym innym, jak prowokacją.
Z drugiej strony widzimy pewne doniesienia, być może pochodzące z Moskwy, że oddziały rosyjskie mogą przekroczyć granicę NATO na Litwie. Dlaczego na Litwie?
Szef resortu obrony Litwy przekazał, że to fake news – tak podawała agencja Delfi.
Może takie mylące informacje mają ośmieszyć Zachód, pokazać go jako panikarzy, z drugiej strony mają osłabić czujność w obliczu zagrożenia. Chodzi o to, by ośmieszyć słuszne bądź co bądź obawy.
Zastanawiam się jednak, dlaczego miałaby to być granica litewska, a nie estońska, gdzie pewnie dla Rosjan byłoby to łatwiejsze.
REKLAMA
Z doboru poligonów wynika, że na Białorusi wszystkie ćwiczące siły mają zostać skupione w obwodzie brzeskim. Może to być wstęp do skrzydłowej operacji przeciwko Ukrainie. Ukraińcy przez cały czas to podkreślają, że ćwiczenia Zapad nie muszą być punktem wyjścia do operacji przeciwko Polsce i państwom bałtyckim.
Albo mogą mieć kilka funkcji. A ważniejsza z nich może dotyczyć Ukrainy?
Trzeba wziąć pod uwagę, że my przywykliśmy patrzeć na te ćwiczenia ze swojej perspektywy. Wcześniej spoglądaliśmy na granicę z obwodem kaliningradzkim. Teraz patrzymy szerzej, z racji tego, że jesteśmy na linii przesmyku suwalskiego, zatem zwracamy uwagę także na państwa bałtyckie.
Natomiast Rosjanie, gdy patrzą na tę flankę, zachodni kierunek strategiczny, to włączają w to teren od Masywu Kaukazu po Arktykę. To ich perspektywa. To oznacza perspektywę na kierunku czarnomorskim, ukraińskim albo na Norwegię. To ostatnie już kolejny raz będzie ćwiczone podczas ćwiczeń Zapad, jako uderzenie na północy, mimo że Daleka Północ została wyłączona z Zachodniego Okręgu Wojskowego i od stycznia tego roku jest samodzielnym okręgiem wojskowym. Niemniej jednak Arktyka wciąż wpisywana jest w zachodni kierunek uderzenia, ponieważ ma ono w jej przypadku także wymiar antynatowski.
Trzeba zatem obserwować ten cały duży obszar, nie tylko wycinek.
W Polsce przyglądamy się tylko naszemu obszarowi odpowiedzialności. Chodzi o to, by nie uznać go za jedyny możliwy dla Rosji odcinek. Niemniej jednak Kreml będzie wokół tej kwestii prowadził informacyjną grę, będzie podsuwał różne sugestie, osłabiał czujność.
REKLAMA
Rosjanie stawiają na to, że powtarzanych wiele razy słusznych ostrzeżeń nikt nie będzie poważnie traktował. Taką taktykę dezinformacji stosowano już w czasach caratu.
Chodzi o to, by takie informacje spowszedniały, że może i tak jest, że ktoś kogoś może napaść, tyle razy się o tym mówi…
Liczą na to, że wszyscy stracą też zainteresowanie tą sprawą, bo ile można się zajmować jednym tematem.
Obecnie najbardziej zagrożona jest Ukraina?
Zważywszy na usytuowanie wojsk na poligonach, równie dobrze może być ćwiczona operacja w kierunku państw bałtyckich, jak i ukraińskim. Nie wiemy, co zaplanowali sztabowcy.
Można stwierdzić jeszcze, że w tych ćwiczeniach widoczna jest bardzo duża nadreprezentacja formacji specjalistycznych. Ćwiczą jednostki saperskie, inżynieryjne, radioelektroniczne, logistyczne, transportowe, zabezpieczenia, obrony powietrznej. Udział takich jednostek jest proporcjonalnie większy w tych manewrach niż jednostek ogólnowojskowych.
REKLAMA
Nagromadzenie takich jednostek oznacza, że liczba wojsk zaangażowanych w faktycznej operacji, ćwiczonej w ramach Zapad-2021, może być nawet dwa razy większa, do około 400 tysięcy żołnierzy. W rzeczywistej operacji proporcje między jednostkami specjalistycznymi a ogólnowojskowymi są bowiem inne. Tych ostatnich, przysłowiowego mięsa armatniego, musi być zdecydowanie więcej.
Spójrzmy jeszcze na armie zaangażowane w te ćwiczenia. OSW wskazał na te, o których poinformowała już strona rosyjska. To 1. Armia Ogólnowojskowa, 20. Armia Ogólnowojskowa, 6. Armia, 1. Armia Pancerna.
Spójrzmy na rozłożenie sił w ZOW. 1. Armia Ogólnowojskowa jest usytuowana na naszym kierunku, Polski i państw bałtyckich. 20. Armia Ogólnowojskowa jest usytuowana tak, że może równie dobrze przyjąć kierunek południowy, na Ukrainę, jak i zachodni, na Nizinę Środkowoeuropejską.
Na północy jest 6. Armia Ogólnowojskowa, zabezpieczająca linię graniczną z Finlandią i Estonią. Na dalekiej północy – na kierunku norweskim - od kilku lat mamy 14. Korpus Armijny, który teoretycznie powinien być słabszą strukturą, ale tak naprawdę niewiele różni się potencjałem od stojącej szczebel wyżej 6. Armii. A w Kaliningradzie jest 11. Korpus Armijny, który jest nawet silniejszy od 6. Armii.
To ułożenie nie oznacza, że w takim trybie będą działały, choć można tak przyjąć, bo mają swoją specyfikę organizację i wyposażenie. 20. Armia Ogólnowojskowa i 1. Armia Pancerna są bardzo podobne, to typowe armie ofensywne.
REKLAMA
6. Armia jest wyspecjalizowana – jej jednostki są wyposażone tak, by działać tam gdzie jest zimniej, na terenie lesisto-jeziornym, takim jak w Estonii, Finlandii. Można założyć, że ta armia nie będzie do nas ściągana, bo nie będzie potrzebna. Na potrzeby środkowoeuropejskiego teatru działań wojennych formowane są jednostki z innych okręgów wojskowych. I dlatego w ćwiczeniach Zapad bierze udział 41. Armia z Centralnego Okręgu Wojskowego, dyslokowana na Syberii.
6 Armia Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej to zgrupowanie lotnicze i obrony powietrznej. To zgrupowanie ZOW, zabezpiecza cały obszar okręgu.
Każdy okręg ma tego rodzaju zgrupowanie – 4. Armia na południu, na Syberii 14. Armia, 11. Armia jest we Wschodnim Okręgu Wojskowym, a 45. Armia jest w Arktyce. 6 Armia, podobnie jak 6 AO, ma swoje dowództwo w Petersburgu. Nazewnictwo, numer porządkowy, pozostały jej z czasów sowieckich.
W przypadku ZOW ciekawostką jest, że mamy tutaj dodatkowo 15. Armię Sił Powietrzno-Kosmicznych. Nigdzie indziej nie ma takiej jednostki. Znajduje się ona głównie w Podmoskowiu, jednakże podlegają jej także rozrzucone w różnych miejscach na obszarze byłego ZSRR stacje radiolokacyjne systemu wczesnego ostrzegania o ataku rakietowym oraz satelity. Nasycona jest najnowocześniejszym uzbrojeniem, nie tylko do działań w kosmosie, lecz także "standardowymi" systemami S-400.
REKLAMA
Chciałabym jeszcze zapytać, czy centra wojskowo-szkoleniowe na Białorusi to znaczący krok z punktu widzenia wojskowego?
Wiązałbym to z postępami integracji armii białoruskiej do armii rosyjskiej, z przyspieszeniem pewnego trendu. Nie patrzyłbym na nie jako na samodzielną siłę militarną, czy dodatkowy element w siłach zbrojnych Białorusi.
Białorusini domagają się obecnie, by Rosja przekazała im systemy S-400, bo użytkują przez cały czas system poprzedniej generacji. Prawdopodobnie je otrzymają, bo Rosja ma potrzebę, by ujednolicić obronę powietrzną na swojej zachodniej flance. Dostaną je zapewne jednostki białoruskie, jednak jak są, tak i będą one włączone w system Zachodniego Okręgu Wojskowego.
Na centrum szkoleniowe pod Grodnem można patrzeć raczej pod kątem wojny informacyjnej. Jeśli zaś chodzi o potencjalne działania zgrupowania rosyjskiego na Białorusi, to rozmieszczenie dodatkowej bazy rosyjskiej na Białorusi będzie miało znaczenie tylko i wyłącznie demonstracyjne. Może temu towarzyszyć argumentacja, że "zagrożenie z Zachodu rośnie".
Dlaczego taka baza nie jest z punktu widzenia Moskwy szczególnie istotna? To nie w interesie Rosji, ale w interesie państwa, które się broni, są siły rozmieszczone stosunkowo blisko granicy, by móc się w każdym momencie reagować. Tak i my powinniśmy mieć siły bardziej rozciągnięte na wschód od Wisły. Natomiast państwo, które przygotowuje się do ataku, nie potrzebuje permanentnego rozmieszczenia sił w rejonie przyszłej operacji, tym bardziej, że Rosja jest w stanie ściągnąć oddziały z miejsc dyslokacji tysiące kilometrów stąd w krótkim czasie. Przykładem tego jest uczestnicząca w ćwiczeniach Zapad 41. Armia z Syberii.
REKLAMA
Rosjanie mogą sobie pozwolić na takie kroki, niestety, tak było niedawno w przypadku Ukrainy, kiedy ściągano wojska na jej granice.
Spójrzmy przy okazji, do czego to prowadzi? Do dyskusji, czy to naprawdę jest zagrożenie, do rozmów z Rosją, do spotkań na forum NATO. Na Zachodzie brakuje automatycznego działania w takich przypadkach, jak było w czasach zimnej wojny. Odpowiednie struktury są odtwarzane i teoretycznie funkcjonują, ale wciąż decydująca w NATO jest bieżąca potrzeba polityczna, a w tym przypadku mamy dużą różnorodność.
A baza na Białorusi? To byłaby tylko demonstracja polityczna: "To jest nasza Białoruś i wara od niej".
Ma pan rację. To się wpisuje w taktykę pogłębiania integracji wojskowej po cichu. Z tego wynika, że Rosji najbardziej zależy na integracji wojskowej, organizuje ją tak, by nie musiała o niej z nikim dyskutować ani się tłumaczyć, żeby nie dać pretekstu do dyskusji. Takim pretekstem z pewnością byłaby baza Rosji na Białorusi. Putin nie chce, by ktokolwiek przeszkadzał Łukaszence w integracji.
Łukaszenka niestety oddał Rosji kontrolę nad armią, wskazując, że najlepiej, żeby Kreml zadbał o nią finansowo. Uważał, że nie jest mu ona potrzebna, nie było zagrożeń zewnętrznych.
REKLAMA
Łukaszenka wspomniał ostatnio, że dostanie od Rosji dziesiątki samolotów i śmigłowców, a może także S-400.
Ma dostać zakontraktowane wcześniej samoloty bojowe Su-30SM, a także nowe – co nie oznacza najnowocześniejsze – samoloty i śmigłowce. Najprawdopodobniej nie więcej niż 36 i nie wcześniej niż w ciągu najbliższych 5 lat. Sformułowanie dziesiątki samolotów i śmigłowców – to brzmi o wiele lepiej. Te kontrakty nie są wypełniane od lat… o czym więcej za chwilę, bo to znacząca okoliczność.
Obecnie do Baranowicz przyleciały samolotu Su-30SM.
Białorusini mają już takie - aż cztery. To oczywiście ironia. Cztery-pięć lat temu zakontraktowali 12 takich maszyn.
Pierwotnie te 12 maszyn miało dotrzeć do końca ubiegłego roku. W umówionym okresie Białoruś otrzymała 4, po 2 w odstępie dwuletnim, w przyszłym roku być może otrzyma kolejne 4 samoloty.
To przykład tego, że Rosjanie traktują armię Białorusi "per noga", wyposażając ją tylko w to, co przyda się jej z punktu widzenia planów Rosji.
REKLAMA
Do tego 12 samolotów to naprawdę bardzo mało. Wystarczy tylko na bieżące potrzeby szkolenia. Z punktu widzenia operacyjnego to za mało. Na wypadek wojny można je co najwyżej powiązać z większą jednostką, najbliższa jest w obwodzie kaliningradzkim.
Kaliningrad ma o wiele nowocześniejszy i liczniejszy potencjał lotniczy niż w armii białoruskiej. Na Białorusi stary arsenał sowiecki nie nadaje się już praktycznie do niczego.
Rosjanie przez tego rodzaju dostawy wskazują Białorusi miejsce w szeregu, tym bardziej, że rosyjski przemysł stać na wyprodukowanie i dostarczenie Białorusinom tych 12 maszyn w kilka miesięcy.
Putin woli jednak oszczędzić i działać tańszym kosztem, podporządkowując sobie Łukaszenkę i skłaniając do wykonywania jego życzeń.
Putin pokazuje przez ten casus, co tak naprawdę znaczy dla niego Białoruś.
REKLAMA
A wiele osób gotowych jest pewnie pomyśleć, że to wyraz wsparcia i poważania, że skoro Putin śle samoloty do Baranowicz. Okazuje się - zupełnie przeciwnie.
Jeśli armia białoruska stanie się częścią rosyjskiej, to modernizacja pewnie przyspieszy i może się skończyć w ciągu kilku lat. W tym trybie, w którym modernizowana jest teraz, zakończyłoby to się najwcześniej w 2050 roku i miało charakter w dużym stopniu symboliczny.
Rosja wysyłając samoloty do Baranowicz, demonstruje przejmowanie kontroli nad Białorusią i przyspieszenie integracji. Mogłaby przecież przekazać te samoloty białoruskim pilotom. Dokładnie takie samoloty ma przecież dostać armia białoruska.
Trzeba jednak zauważyć, że Białoruś dostaje samoloty w standardzie takim, jaki używają Rosjanie. Zazwyczaj Rosja sprzedaje uzbrojenie o obniżonym standardzie – tak było w przypadku niedawnej sprzedaży Su-30SM do Armenii.
Kwestia samolotów pokazuje, jak bardzo można się pomylić w interpretacji, dysponując tylko częścią faktów. I uwierzyć propagandzie Łukaszenki.
Inna rzecz, że Rosjanie potrafią wszystko uzasadnić na różne sposoby - zależnie od potrzeby.
REKLAMA
W latach 90-tych, gdy Rosja była słaba, Moskwa uznała, że chwilowo trzeba się ukorzyć, metodą mongolsko-tatarską. Efektem tego powstała Rada NATO-Rosja. W tym czasie Moskwa zaczęła też przyspieszoną modernizację sił zbrojnych. Na Zachód jeździli wtedy eksperci, którzy opowiadali, w jak fatalnym stanie jest armia Rosji. W odróżnieniu od Anny Politkowskiej, która wskazywała na inne problemy armii jako strefy bandytyzmu i rabunku, więc uznano, że musi zginąć śmiercią męczeńską, etatowi rosyjscy eksperci wojskowi narzekali na katastrofalny stan Sił Zbrojnych Rosji. Wieszali przysłowiowe psy na kierownictwie resortu obrony, i mimo to cały czas mogli jeździć na Zachód, a włos im z głowy nie spadł. Do tej pory są ekspertami.
Zawsze opierano się na faktach, rzeczywistych problemach, ale nadawano im inne proporcje, nie osadzano we właściwym kontekście. Jednak takie sytuacje się już nie powtarzały, a eksperci na podstawie jednego wypadku budowali obraz fatalnej kondycji całych sił zbrojnych Rosji. I w ten sposób ukrywano zbrojenie Rosji. To tak jakby od niedawnego wypadku w polskich zakładach zbrojeniowych wyprowadzać zapaść całego systemu obronnego Polski.
W efekcie po wojnie w Gruzji Zachód był zaskoczony. Jak to, taka słaba armia, tak najechała Gruzję? Wówczas ci sami eksperci bez zmrużenia okiem mówili co innego. Po dwóch tygodniach zaczęli znowu mówić, że z armią jest bardzo źle i w związku z tym trzeba przeznaczyć duże pieniądze na jej modernizację.
Abstrahując od tej sytuacji, to też niestety jest i kultura omawiania jednego wydarzenia, z pominięciem całego kontekstu. Dotyczy to chyba wszystkich sfer życia w ostatnim czasie, czy to sportu, czy pogody. Tak mówi się o wszystkim. To jest prostsze. Buduje się w miarę logiczną interpretację na paru wydarzeniach, najnowszych, mimo że gdyby osadzić dany fakt w szerszym kontekście, należałoby go rozumieć inaczej i wyprowadzić inne wnioski. Ale bardziej niż ostrożność i poszukiwanie interpretacji, coraz częściej bardziej ceni się prędkość, wielu wystarczy nie do końca jasne zestawienie kilku efektownych zdań i nie czują niedosytu. I tak zaraz wszyscy zapominają o sprawie. To bardzo częste, tak świat podchodzi teraz do wszystkiego – od prognozy pogody, przez informacje o wydarzeniach. To niebezpieczne. Nie ma takiego dążenia do zrozumienia sytuacji.
Moim zdaniem głównym problemem jest to, że często zapomina się o czymś, co wydarzyło się rok, dwa lata temu, a czasem nawet i kilka tygodni wcześniej. Problemem jest krótka pamięć.
REKLAMA
I do tego dochodzi okoliczność, że z Rosji dociera do nas tak naprawdę bardzo mało faktów. Nie zawsze umiemy odróżniać je od doniesień niesprawdzonych czy wątpliwych. Weźmy przykład śmierci szefa resortu spraw nadzwyczajnych, b. ochroniarza Władimira Putina, Jewgienija Ziniczewa.
Słyszymy, że ratował, potem, że może jego ratowano. A to trzecia osoba w strukturach siłowych, a miała być pierwsza. Pojawiają się jednak pytania. Co z ochroną tak ważnej osoby w państwie? Nie był ratownikiem, dlaczego chciał kogoś ratować? Wiemy jedno - jeśli dla Rosji będzie niewygodne drążenie tego tematu, to nie będzie on drążony.
Elity siłowe w Rosji mają pewne wzorce mongolsko-tatarskie. To niestety coraz częściej się potwierdza.
Gdy o tym usłyszałam, pomyślałam, że nie wiemy nic, oprócz tego, że zginął i w czasie ćwiczeń. Potem okazało się, że ta śmierć nie miała miejsca w czasie ćwiczeń. Nie wiadomo tak naprawdę, czy jego ratowano, czy on ratował, czy dwie osoby ratowano, czy wręcz przeciwnie.
Pewnie będzie przedstawiany jako bohater, taka będzie narracja. To oczywiście tragedia, zginął człowiek, co najmniej dwie osoby, być może więcej. Nie mamy pojęcia, co się stało. Wiemy tylko tyle, że Ziniczew nie żyje. Nie pierwszy to taki przypadek w dziejach Rosji i - niestety - z pewnością nie ostatni.
REKLAMA
***
Z Andrzejem Wilkiem z Ośrodka Studiów Wschodnich rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl
REKLAMA