Stanisław Różewicz. Filmowe opowieści od roli muchomora po reżyserowanie
- Trzy dni po maturze wziąłem walizeczkę, którą dostałem od brata, Tadeusza, i pojechałem do Łodzi. Tam pierwszy raz zobaczyłem filmowe atelier - mówił w Polskim Radiu ceniony reżyser. W 16. rocznicę śmierci Stanisława Różewicza zapraszamy do wysłuchania jego barwnych wspomnień.
2024-11-09, 05:55
Powiązany Artykuł

Tadeusz Różewicz. Zobacz serwis specjalny Polskiego Radia
Braci Różewiczów było trzech. Najstarszy - Janusz (ur. 1918) - dobrze zapowiadający się poeta, w czasie wojny podporucznik w wywiadzie Armii Krajowej, został zamordowany przez Niemców w listopadzie 1944 roku.
Młodszy - Tadeusz (1921-2014) - partyzant Armii Krajowej, przeszedł do historii jako jeden z największych polskich poetów i dramaturgów XX wieku. Był jednak również scenarzystą, współpracującym ze swoim bratem Stanisławem.
Najmłodszy z braci Różewiczów urodził się 16 sierpnia 1924 roku w Radomsku.
"Byłem grzeczniejszy niż Tadeusz"
- W 1938 roku, gdy Janusz zdał maturę, podszedł do mnie z uśmiechem i powiedział: "Bardzo pana profesora przepraszam, ale jest jeszcze jeden, trzeci Różewicz, którego trzeba nauczyć" - opowiadał w radiowym nagraniu Feliks Przyłubski, polonista z gimnazjum w Radomsku. Tak po Januszu i Tadeuszu pojawił się w szkole Stanisław.
REKLAMA
- Przyszedł, usiadł sobie w ostatniej ławce i zaczął pięknie pisać okrągłymi, wyraźnymi literami, podobnie jak jego bracia. I pamiętam, że zbierał pocztówki z aktorami filmowymi. Zdaje się, że już wtedy łykał bakcyla filmu - wspominał najmłodszego z Różewiczów jego nauczyciel.
Sam Stanisław w swoich radiowych opowieściach dotyczących lat najdawniejszych podkreślał, ze był łatwiejszym dzieckiem ("bardziej zgodnym, posłusznym i grzecznym") niż Tadeusz, który ponoć należał do uczniów trudnych i konfliktowych. Owo "posłuszeństwo" Stanisława wynikało jednak, jak sam wskazywał, z tego, że był najmłodszy. - Musiałem starszego brata słuchać. Na przykład pewne obowiązki domowe przechodziły na mnie: noszenie wody czy rąbanie drzewa - opowiadał.
Posłuchaj
Posłuchaj
Muchomor tańczy i śpiewa
Kontakty Stanisława ze sztuką zaczęły się od teatru. - Miałem z 5-6 lat. W Sali Towarzystwa Dobroczynności w Radomsku zobaczyłem pierwszy raz w życiu jasełka. Wrażenie było piorunujące, zwłaszcza pojawienie się Heroda. Z emocji ściskałem mamę mocno za rękę - opowiadał przyszły reżyser.
REKLAMA
Potem przyszła pora na wejście na scenę. - W kinoteatrze Kinema grałem w sztuce "Zaczarowana królewna". Byłem muchomorem. Tytułowa królewna pojawiała się w pniu drzewa, a my, grzybki czy zwierzaki, tańczyliśmy wokół niej i śpiewaliśmy.
Stanisław nie wybrał jednak, jak to sam określił, trudnego zawodu aktorskiego, złapał bowiem kinowego bakcyla: odwiedzał często Kinemę, również ze starszym bratem, który także zafascynował się X muzą.
Zbyt ciemna Warszawa
- W 1946 roku, trzy dni po maturze, wziąłem walizeczkę, którą dostałem od Tadeusza (on ją dostał od ojca) i pojechałem do Łodzi. Tam pierwszy raz w życiu jechałem tramwajem, pierwszy raz znalazłem się w atelier filmowym, zobaczyłem reflektory, hale, reżysera przy pracy - przywoływał Stanisław Różewicz swoje skromne reżyserskie początki.
Skromne, choć nie do końca: został asystentem reżysera Jerzego Zarzyckiego. Co więcej, rok później zrealizował wraz ze swoim przyjacielem Wojciechem Jerzym Hasem ("mieszkaliśmy w Łodzi w jednym pokoju", opowiadał w radiowych nagraniach) film dokumentalny o stolicy pt. "Ulica Brzozowa". - Prawie nie znaliśmy tego miasta, scenariusz napisaliśmy w łódzkiej restauracji "Kaczka Dziwaczka" przy Piotrkowskiej. Kiedy jednak pojechaliśmy do Warszawy i zobaczyliśmy morze ruin, wśród nich ludzi, postanowiliśmy ten scenariusz przerobić - wspominał.
REKLAMA
Koniec końców i tak okazało się, jak opowiadał Stanisław Różewicz, że według cenzora film przedstawiał "zbyt ciemny obraz Warszawy". Zbyt ponury jak na nowe wspaniałe czasy, które właśnie się zaczynały.
Posłuchaj
Posłuchaj
Obrazy wojny
Mówiąc w Polskim Radiu o swoim dorobku, Stanisław Różewicz skupił się przede wszystkim na filmach o tematyce wojennej. - Okres wojny i okupacji był cezurą w moim życiorysie. To było trzęsienie ziemi, które całkowicie zmieniło moje widzenie świata - tłumaczył.
REKLAMA
Przed radiowym mikrofonem reżyser omówił trzy swoje obrazy związane z II wojną: "Świadectwo urodzenia" z 1961 roku ("czas grozy widziany oczami dzieci", "film nagrodzony w Cannes i Wenecji, bardzo mi bliski"), "Westerplatte" z 1967 roku ("razem z Janem Józefem Szczepańskim staraliśmy się przekazać rzetelną prawdę") oraz "Rysia" z 1981 roku ("ekranizacja opowiadania Iwaszkiewicza z fantastyczną rolą Jurka Radziwiłowicza").
Stanisław Różewicz opowiadał też o pracy nad filmem "Miasto nieujarzmione" (podtytuł: "Robinson warszawski") z 1950 roku, przy którym pełnił funkcję asystenta reżysera Jerzego Zarzyckiego. Ten zaproponował swojemu asystentowi epizodyczną rolę: żołnierza Wermachtu, który dowodzi baterią wyrzutni Nebelwerfer w czasie zrównywania z ziemią Warszawy po Powstaniu.
- Minęło wiele lat, jestem w kinie Wisła w Łodzi, oglądam dokument "Mein Kampf" o Hitlerze. Patrzę, idzie sekwencja z Powstania Warszawskiego. Widzę siebie w płaszczu niemieckim, jak podnoszę rękę, daję znać, by wysadzić domy… - wspominał Stanisław Różewicz odkrycie frapującego faktu, że owa scena z jego udziałem została wzięta przez niejednego filmowca jako scena dokumentalna. I tak wykorzystywana - mimo prób wyjaśniania tego dziwnego nieporozumienia - w różnych produkcjach.
Co więcej, scenę tę Jerzy Zarzycki kręcił nie w stolicy - w której było wówczas trudno o znalezienie odpowiedniej scenerii - ale we Wrocławiu…
REKLAMA
***
Czytaj także:
***
Kocia spółka
W radiowych opowieściach Stanisława Różewicza nie zabrakło innych barwnych anegdot. Choćby tych związanych ze współpracą z Tadeuszem Różewiczem (który był współscenarzystą dziewięciu filmów brata) oraz ze znakomitym prozaikiem Kornelem Filipowiczem. Panowie stworzyli nawet domową i nieformalną spółkę filmową o nazwie Miczura (na cześć kota Kornela).
REKLAMA
Jedną z produkcji Miczury była komedia "Piekło i niebo" (1966), w przewrotny sposób pokazująca zaświaty. - Z jednej strony Kornel powiedział mi, że w którymś z krakowskich kościołów jest ogłoszenie, by nie chodzić na ten film. Z drugiej: mój brat Tadeusz przesłał mi po latach informację, że sam arcybiskup Nossol uznał, że film ten zawierał wielkie humanistyczne przesłanie - wspominał reżyser.
Posłuchaj
Posłuchaj
Stanisław Różewicz był także reżyserem teatralnym, wykładowcą w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi oraz współzałożycielem i wieloletnim kierownikiem artystycznym (1967–1980) Zespołu Filmowego "Tor".
Ostatnie lata życia poświęcił pracy dokumentalisty. W 1994 nakręcił film "Nasz starszy brat" o Januszu Różewiczu. Zrealizował też dokumenty autobiograficzne "Żywe obrazy", "Kinema" i "Gdzie zabawki z tamtych lat".
REKLAMA
Zmarł 9 listopada 2008 roku w Warszawie.
jp
REKLAMA