Gusztav Sebes - najwybitniejszy szkoleniowiec Węgier

- Jeśli pokonamy Anglików na Wembley, nasze nazwiska będą legendarne - stwierdził Gusztav Sebes, selekcjoner reprezentacji Węgier. 25 listopada 68 lat temu Madziarzy rozgromili 6:3 synów Albionu.

2021-11-25, 05:00

Gusztav Sebes - najwybitniejszy szkoleniowiec Węgier
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: Shutterstock/august0809

Po zakończeniu drugiej wojny światowej nasz kontynent został podzielony. Europę Centralną i Wschodnią zajęli Sowieci. Nie mogli dać mieszkańcom uciemiężonych narodów chleba, więc dali im igrzyska. Sport, a w szczególności piłka nożna, miał pokazać przewagę systemu komunistycznego nad zgniłym kapitalizmem. Jednym z krajów, które dostały się w niewolę Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, były Węgry. Lokalne władze postanowiły natychmiast wprowadzić w czyn zalecenia Sowietów. Szukano odpowiednich wykonawców. Zwrócono uwagę na zagorzałego lokalnego komunistę. Byłego piłkarza, zastępcę ministra sportu Gusztava Sebesa. W czasie zawieruchy wojennej rozpoczął on pracę w roli trenera.

- Sebes był bardzo oddany ideologii socjalistycznej i można było to wyczuć we wszystkim, co mówił. Poruszał kwestię polityczną każdego ważnego meczu lub zawodów i często mówił o tym, jak walka między kapitalizmem a socjalizmem toczy się na boisku piłkarskim, tak jak wszędzie - wspominał selekcjonera ówczesny bramkarz drużyny narodowej Gyula Grosics.

Szkoleniowiec w 1948 roku został wybrany na trenera drużyny narodowej.

Pierwsze jaskółki futbolu totalnego

Sebes zabrał się ochoczo do pracy. Miał mnóstwo pomysłów, jak doprowadzić na szczyty nieznaną szerzej publiczności na rynku europejskim reprezentację Węgier. Efekty przyszły bardzo szybko. Po zwycięstwie nad Rumunią 2:1 Madziarzy zakwalifikowali się do XV igrzysk, które odbyły się w stolicy Finlandii, Helsinkach, w 1952 r. A tam roznieśli przeciwników. Do meczu finałowego wygrali trzy pojedynki: 3:0 z Włochami, 7:1 z Turcją oraz w półfinale 6:0 ze Szwecją. Fachowcy przecierali oczy ze zdumienia. W potyczce o złoty medal Węgrzy ograli zdecydowanie wyżej od nich notowaną Jugosławię 2:0. A wszystko to stało się dzięki zaimplementowanej przez Sebesa, innowacyjnej jak na tamte czasy, taktyce. Wprowadził w zespole pozycję, bardzo ruchliwego w czasie meczu, rozgrywającego. Piłkarza, który prowadził grę w każdym możliwym miejscu boiska. Dodatkowo jego zawodnicy w przednich formacjach bardzo często zamieniali się pozycjami, a kiedy atakowali czy bronili się, robili to całym zespołem. To było dotychczas nie do pomyślenia w konserwatywnym futbolu. W nim każdy futbolista był przypisany wyłącznie do jednej pozycji i nie miał prawa poza nią wychodzić. Selekcjoner Węgier znalazł jeszcze jeden bardzo ważny element całej układanki. Zawodnika, który wpasował się perfekcyjnie w rolę lidera drużyny. Nazywał się Ferenc Puskas.

REKLAMA

- Kiedy atakowaliśmy, wszyscy atakowali, a w obronie było tak samo. Byliśmy prototypem Total Football - stwierdził węgierski środkowy pomocnik w jednym z wywiadów.

Magiczni Madziarzy przygotowywali się do występu na V mistrzostwach globu, mających odbyć się w Szwajcarii

Zespół był niepokonany od 1950 roku. Zdobywcy złotego medalu olimpijskiego stali się ciekawym sparingpartnerem. Zabiegano o możliwość spróbowania swoich sił w pojedynku z Węgrami. Na taki pomysł wpadły władze angielskiej piłki nożnej. Dumni synowie Albionu postanowili zaproponować dwumecz, gdzie pierwsze spotkanie miałoby się odbyć na owianym sławą londyńskim stadionie Wembley. Gospodarze nigdy do tej pory na nim nie przegrali. Anglicy byli pewni swojej przewagi nad każdym, nie mówiąc o świętującym sukcesy, ale zupełnie nieznanym na Wyspach zespole z komunistycznego kraju. Za swoją pyszałkowatość musieli słono zapłacić. A Sebes był wniebowzięty. Natychmiast przystał na propozycję.

- Jeśli pokonamy Anglików na Wembley, nasze nazwiska będą legendarne - powiedział selekcjoner naszych bratanków.

25 listopada 1953 roku, Londyn

Miejscowa prasa natychmiast okrzyknęła pojedynek „meczem stulecia”. Przecież naprzeciwko siebie stanęli: twórcy futbolu, którzy nigdy u siebie nie przegrali, i najlepszy ówczesny europejski zespół. Do starcia przygotowywał Anglików trener Walter Winterbottom.

REKLAMA

- Nie możesz powiedzieć gwiazdom, jak muszą grać i co muszą robić na boisku w meczu międzynarodowym. Musisz pozwolić im grać w ich naturalną grę, która w przeszłości przynosiła duże sukcesy - mówił selekcjoner wyspiarzy przed pojedynkiem.

I to był ostatni raz w historii, kiedy jakikolwiek szkoleniowiec synów Albionu podszedł do jakiegokolwiek meczu w ten sposób. W obecności 105 tys. widzów rozpoczęła się walka. Praktycznie w pierwszej akcji spotkania Węgier Nandor Hidegkuti pokonał angielskiego bramkarza Gila Merrica. Po chwili gospodarze siłą rozpędu strzelili, po uderzeniu Jackiego Sewella, na 1:1. A później Madziarzy pogrążyli dumnych Anglików. W 27. minucie wynik był 4:1. Drugiego gola wbił Hidegkuti, a dwa dodatkowe dołożył Puskas. Jego ostatnie trafienie utkwiło w pamięci kibiców.

"Puskas oszukał kapitana Anglii Billy'ego Wrighta: przeciągnął piłkę do tyłu podeszwą lewego buta i po wirującym piruecie wpakował ją do siatki, pozostawiając Wrighta przypominającego ociężały wóz strażacki pędzący w złym kierunku” - pisał w pomeczowej relacji "The Times".

To zagranie weszło do kanonu futbolu pod nazwą „drag-back goal”.

REKLAMA

Synowie Albionu się pogubili. Gospodarze nie wiedzieli, kto ma kogo kryć. Byli przyzwyczajeni, że naprzeciwko siebie, przez cały mecz, mieli zawsze tego samego zawodnika drużyny przeciwnej. A nasi bratankowie z premedytacją to wykorzystali. Do przerwy Anglikom udało się strzelić jeszcze jedną bramkę. Dokonał tego Stan Mortensen. Wynik brzmiał 2:4.

Po zmianie stron nadal Węgrzy robili, co chcieli. Na 5:2 podwyższył Josef Bozsik. W 53. minucie było już 6:2. Po akcji składającej się z dziesięciu podań, co w tamtych czasach było niespotykane, Hidegkuti strzałem z woleja zdobył gola. Wynik ustalił Alf Ramsey uderzeniem z karnego. I tak się zakończyła potyczka. Rezultat 6:3 był odzwierciedleniem przewagi Magicznych Madziarów nad gospodarzami. Najlepiej świadczy o tym fakt, że w całej potyczce oddali 35 strzałów, przy tylko pięciu - Anglików.

- Konie wyścigowe przeciwko koniom pociągowym. Węgrzy byli najwspanialszą reprezentacją narodową, przeciwko której grałem, mieli taktykę, której nigdy wcześniej nie widzieliśmy - stwierdził kilka lat po tym pojedynku sir Tom Finney, jeden z najlepszych angielskich piłkarzy w historii.

To była pierwsza porażka synów Albionu na Wembley. Nasi bratankowie całkowicie obnażyli przestarzałą taktykę i system szkolenia na Wyspach. Zmusiło to dumnych Anglików do zmiany swoich boiskowych zachowań. Przyjęli do wiadomości, że idee wprowadzane na kontynencie mają sens i należy je zaadoptować.

REKLAMA

Magiczni Madziarzy nie osiągnęli jednak założonego celu

Pół roku po tym historycznym meczu odbył się rewanż w stolicy Węgier - Budapeszcie. Okazało się, że wyspiarze nie odrobili lekcji. Zostali upokorzeni, przegrywając 1:7. Był to jeden z ostatnich pojedynków Węgrów przed wyjazdem na V czempionat globu, który odbył się w Szwajcarii. Tam doszli, bez żadnego problemu, do finału, w którym ulegli reprezentacji Niemiec 2:3.

Tak skończyła się ich złota passa, która trwała cztery lata. W tym czasie wygrali 31 razy, cztery razy zremisowali i ani razu nie zeszli z boiska pokonani. Jednak przegrana w walce o mistrzostwo świata była początkiem końca wybitnej drużyny. Całkowicie rozpadła się ona w 1956 roku, po upadku powstania węgierskiego przeciwko okupantowi z ZSRR, zakończonego interwencją zbrojną Sowietów.

AK 

za: fifa.com, theguardian.com, bbc.com, thetimes.co.uk

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej