65 lat temu urodził się Larry Bird
Śmieciarz, który uratował NBA przed bankructwem. 7 grudnia, 65 lat temu, urodził się Larry Bird. Amerykański koszykarz, złoty medalista olimpijski, jedna z największych gwiazd światowego basketballu.
2021-12-07, 05:00
West Biden to niewielka miejscowość położona w centralnych Stanach Zjednoczonych, pomiędzy Indianapolis i Louisville. Waśnie tam, 7 grudnia 1956 roku, przyszedł na świat Larry Bird. Urodził się w wielodzietnej rodzinie, miał czterech braci i siostrę. Jego tata brał udział w wojnie koreańskiej. Po powrocie, z Azji do domu, wpadł w alkoholizm. To spowodowało, że mama postanowiła się z nim rozwieść. Ich, i tak już zła sytuacja materialna, uległa pogorszeniu. Dzieci, kiedy osiągnęły wiek, w którym mogły podjąć pracę, były zmuszone to zrobić. Musiały bardzo szybko dorosnąć. Aby oderwać się od otaczającej go rzeczywistości, Larry uciekł w sport. Bawił się w baseball i softball. Cały czas rósł. A to spowodowało, że po pewnym czasie, zaangażował się w koszykówkę.
- Grałem, kiedy było mi zimno, bolało mnie ciało i byłem bardzo zmęczony. Nie wiem dlaczego, po prostu grałem i grałem. Myślę, że zawsze chciałem zrobić wszystko aby być najlepszym - wspominał Larry Bird swoje zauroczeni basketballem.
Gdy miał 19 lat jego tata, który wcześniej, mimo choroby starał się pomagać rodzinie, popełnił samobójstwo. Ten fakt wywarł olbrzymie piętno na synu. Postanowił opuścić dom. Założył własną rodzinę, która bardzo szybko się rozpadła. Został sam z malutka córeczką. Aby się utrzymać, zdobył etat w miejskiej firmie oczyszczania miasta. Został kierowcą śmieciarki.
- Kochałem tę pracę. Pracowałem na świeżym powietrzu, byłem wśród swoich przyjaciół. Czułem, że naprawdę robię coś ważnego. Miałem szansę, aby moja społeczność wyglądała lepiej – zauważył, urodzony w West Biden młodzieniec.
REKLAMA
Jego życie zmieniło się od momentu, kiedy poszedł na uczelnię
Mimo dosyć poważnych przeciwności losu, uważał, ze powinien się uczyć. Ciężko pracował, każdą wolna chwile spędzał na koszykarskiej hali. Na szczęście udało mu się połączyć sportową pasję z edukacją. Dostał się na studia, na uniwersytet Indiana State. Tam został zakwalifikowany do reprezentacji basketballu. Tytan pracy na parkiecie, bardzo szybko zjednał sobie przychylność wśród kolegów z drużyny, w większości ciemnoskórych.
- Pozwalali mi wejść i bawić się z nimi. Zawsze mi się to podobało, ponieważ zawsze podziwiałem tę grupę facetów. Fantastycznie się miedzy sobą komunikowali, bardzo dobrze się dogadywali. Wynik oznaczał bardzo mało, ale było dużo dyskusji i dużo zabawy - opisał Bird, swoje pierwsze chwile w zespole akademickim.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zespół Sycamores Indiana State, zaczął odnosić sukcesy. Pierwszy raz, od połowy lat czterdziestych, zanotowali w lidze dwadzieścia pięć zwycięstw i tylko trzy porażki. Larry stał się jednym z najbardziej komplementowanych graczy w całej lidze. Nie był wirtuozem, ale dzięki tysiącom godzin spędzonych na koszykarskich salach, stał się głównym motorem napędowym zespołu, jego mózgiem. Na parkiecie i poza nim zawsze pomagał swoim kolegom. Dla drużyny był w stanie poświęcić wszystko.
W roku 1946 została założona amerykańska liga zawodowej koszykówki. Po pierwszym zachłyśnięciu się nową ideą, pod koniec lat siedemdziesiątych, przechodziła ona kryzys popularności. Szukała nowych postaci, które mogłyby wyciągnąć ją z marazmu. Tak zawodników jak i zarządzających. W tym momencie, na horyzoncie pojawił się Bird. W 1978 został wybrany, z numerem 6 w drafcie, przez Boston Celtics. Jednak Larry postawił warunek. Zagra w Celtach dopiero kiedy ukończy naukę. To spowodowało, że kontrakt podpisał dopiero 8 czerwca, rok później. Opiewał on na 650 000 dolarów rocznie przez pięć lat. To była najwyższa kwota w historii sportu, nie tylko koszykówki, dla debiutanta. Rozpoczął grę z numerem 33 na koszulce. W tym samym roku, do zespołu Los Angeles Lakers, trafił o trzy lata młodszy od Birda, Earvin Johnson Jr. znany jako Magic Johnson.
REKLAMA
Boston Celtics
Już po pierwszym sezonie został wybrany do drużyny Wschodu, meczu gwiazd NBA. Zdobył także nagrodę dla najlepszego pierwszoroczniaka. Rok później wywalczył swój pierwszy, a dla klubu czternasty, tytuł czempiona ligi.
- Wygrywanie mistrzostw, to jest najważniejsza rzecz w moim życiu - stwierdził zawodnik Celtów po zdobyciu debiutanckiego trofeum.
Później jeszcze dwukrotnie udało mu się stanąć na najwyższym stopniu podium, w 1984 i 1986 roku. Trzykrotnie został wybrany najbardziej wartościowym graczem ligi (MVP). W meczach gwiazd wystąpił dwunastokrotnie, powoływany podczas każdego, ze swoich pełnych sezonów rozegranych w lidze. Nigdy nie był błyskotliwym zawodnikiem. Ale fachowcy podziwiali go za kreowanie gry. Za niesamowity boiskowy refleks wypracowany na wielogodzinnych treningach. Za wyjątkową konsekwencję w grze, czy wreszcie za nieprzeciętną intuicje. Zawsze wiedział gdzie skierowana będzie piłka i zawsze, dzięki temu, dobrze się ustawiał.
Zdrowa rywalizacja zawsze tworzy nową jakość
Jeszcze za czasów gry w lidze akademickiej, spotkał na swojej sportowej drodze, Johnsona. Ich pojedynki były ozdobą każdego meczu, w którym razem występowali. I ta rywalizacja przeniosła się na areny NBA. Dla Larrego była to dodatkowa motywacja.
REKLAMA
- Wiedziałem, że muszę cały czas ćwiczyć, ponieważ wiedziałem, że Earvin także to robił cały czas. A chciałem zawsze pokonać Lakers - wspominał Bird.
Do historii przeszły finały rozgrywek, kiedy walczyli naprzeciwko siebie. Z trzech pojedynków, dwa razy zwycięsko wychodził Magic. Ale nie to było najważniejsze. Ich rywalizacją zainteresowali się fani koszykówki. Nagle, z lekko zapomnianego sportu, amerykański basketball stał się bardzo popularny. Za sprawą tych dwóch herosów.
- To zabawne, przez całą moją karierę zawsze mówili: „Pomogłeś uratować NBA”. Obaj lubiliśmy rozgrywać piłkę (…) Ale myślę, że sposób, w jaki graliśmy i podchodziliśmy do gry, wywarł duży wpływ na całą ligę, jeśli chodzi o jej popularność - zauważył reprezentant Celtów.
Igrzyska w Barcelonie
Po raz pierwszy w historii, na olimpiadzie, mogli wziąć udział profesjonaliści. MKOl do tej pory zezwalał tylko na udział graczy z rozgrywek uniwersyteckich.
REKLAMA
- Zawsze oglądałem igrzyska olimpijskie z moim tatą i chociaż byłem bardzo młody (…) pamiętał, jak mój tata wstawał z ręką na sercu za każdym razem, gdy grano nasz hymn - stwierdził Bird, w jednym z wywiadów.
Udział w tym wydarzeniu był dla niego spełnieniem marzeń. Stany Zjednoczone nie miały sobie równych. Okazało się, że pozostałe drużyny, dzieli od nich przepaść. Wszystkie mecze wygrali z olbrzymią przewagą. W pojedynku o najwyższy laur igrzysk, rozgromili Chorwacje, 117:85.
- To było naprawdę jedno z największych doświadczeń w moim życiu. To był wielki zaszczyt reprezentować swój kraj i być wspólnie kapitanem drużyny, z Magicem - wspominał złoty medalista olimpijski, Larry Bird.
Po powrocie do kraju zakończył karierę. W 1996 został wybrany do grona 50 najlepszych koszykarzy w historii NBA. Dwa lata później dołączył do panteonu koszykarskich sław w Basketball Hall of Fame.
REKLAMA
AK
Źródła: notablebiographies.com, si.com, theundefeated.com, nbcsports.com,
REKLAMA