Kontrrewolucja adwokata Tuska. Felieton Miłosza Manasterskiego
Kariera Romana Giertycha sama w sobie jest materiałem na pasjonującą książkę lub intrygujący film opowiadający historię człowieka, który osiągnął w życiu niemal wszystko: władzę, sławę, wpływy i pieniądze. I jest wielce prawdopodobne, że wszystko to także utraci - pisze Miłosz Manasterski.
2021-12-20, 20:35
Roman Giertych, absolwent wydziału historycznego i wydziału prawa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, swoją przygodę z polityką rozpoczął od utworzenia w 1989 r. organizacji Młodzież Wszechpolska. Nazwa była świadomym nawiązaniem do przedwojennej organizacji studenckiej. Ówczesna Młodzież Wszechpolska przeforsowała m.in. wprowadzenie na przedwojennych uczelniach tzw. getta ławkowego, a także organizowała uliczne bojówki prześladujące Żydów i ich sklepy.
Roman Giertych takiej tradycji się nie wstydził i został pierwszym prezesem nowej MW. Organizacja stała się dla niego bazą do powstania kilka lat później Ligi Polskich Rodzin, partii politycznej zarejestrowanej w 2001 r. Był to rok szczególny w polskiej polityce – prócz LPR w tym samym roku powstaną Prawo i Sprawiedliwość i Platforma Obywatelska, partie, które w kolejnych latach zadecydują o historii Polski.
Zostańmy jednak przy Lidze Polskich Rodzin, bo i ona miała swoje "pięć minut". Roman Giertych jako jej prezes przemawiał na zjeździe Młodzieży Wszechpolskiej w 2004 r. (cytat za gazeta.pl): "Jeśli mamy być jedną siłą, jedną pięścią, to organizacja musi być sprawna. A będzie sprawna, tylko jeśli każdy będzie wykonywał polecenia. Jak ktoś tego nie rozumie, niech odejdzie. Nie chcemy żadnych czarnych owiec, ogniem i mieczem wypalimy to, co niepewne. Strzeżcie się pychy. Kim będziecie, jak przyjdzie dekret sądu koleżeńskiego o wykluczeniu? Bez organizacji będziecie niczym".
Liga Polskich Rodzin okazała się organizacją na tyle sprawną, że zyskała sympatię części wyborców (15,92 proc. głosów w wyborach do PE w 2004 r.) i niezwykłą niechęć mediów liberalnych. LPR było przez wielu traktowane jako partia fanatyków religijnych, sam Giertych na tle konserwatystów z PiS wypadał jak ekstremista, wróg członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Nie przeszkodziło mu to jednak sięgnąć po władzę na gruzach planowanej przed wyborami w 2005 r. koalicji PO-PiS. Na lata 2006-2007 przypadł szczyt politycznej kariery Romana Giertycha, którego partia zdobyła 34 mandaty w Sejmie i 7 senatorskich. W koalicyjnym rządzie PiS-LPR-Samoobrona Giertych wywalczył tekę wicepremiera i ministra edukacji narodowej. Adwokat nie marzył jeszcze wówczas o Ministerstwie Sprawiedliwości, ale chciał kształtować system edukacyjny. Jako szef MEN zasłynął pomysłem wprowadzania mundurków szkolnych oraz walką z "propagandą homoseksualną" w szkolnictwie.
REKLAMA
Koalicja PiS z partiami Giertycha i Leppera rozpadła się w sierpniu 2007 r. Przedterminowe wybory parlamentarne były porażką dla PiS, ale katastrofą dla LPR, która nie wróciła już do parlamentu. Dla Romana Giertycha był to potężny cios. Zrezygnował z kierowania partią, odciął się od Młodzieży Wszechpolskiej. Władzę w Polsce objęła nowa koalicja PO-PSL i rząd z Donaldem Tuskiem na czele. W tym momencie nastąpiła niezwykła przemiana Romana Giertycha i LPR.
Oficjalnie Roman Giertych zostawił politykę i skupił się na swojej kancelarii adwokackiej. Zdumiewać może jak były lider Młodzieży Wszechpolskiej pozyskiwał klientów z wydawałoby się antypodów sceny politycznej. Reprezentował Radosława Sikorskiego, uciekiniera z PiS, który został ministrem w rządzie PO-PSL. Został adwokatem samego Donalda Tuska, jego syna Michała i córki Katarzyny. Wśród klientów miał także bardzo wpływowych biznesmenów Ryszarda Krauzego i Leszka Czarneckiego. A także architekta Geralda Birgfellnera, walczącego (głównie w mediach) z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. W mediach zresztą (tytułowany teraz mecenasem) Roman Giertych występował chętnie nie ograniczając się jedynie do rozmowy o sprawach adwokackich. Jego działalność można by określić jako "adwokaturę zaangażowaną politycznie". I nie jest to określenie krzywdzące, skoro dzisiaj mamy nawet sędziów uczestniczących oficjalnie w politycznych eventach opozycji oraz polityków opozycji uczestniczących w politycznych eventach sędziów. Ciesząc się zaufaniem samego Donalda Tuska Roman Giertych mógł liczyć na to, że politycy i sympatycy PO w kłopotach przyjdą do niego. I przychodzili. Sława mecenasa sięgała daleko. Nawet krakowska filia chasydzkiej organizacji religijna Chabad Lubawicz skorzystała z pomocy byłego lidera Młodzieży Wszechpolskiej w sporze z tamtejszą gminą żydowską o synagogę Izaaka!
Z marzeniami o polityce Roman Giertych jednak nigdy się nie pożegnał. W roku 2015 r. mecenas Giertych kandydował do Senatu jako kandydat niezależny, jednak nie uzyskał mandatu. Poparcia udzielili mu politycy Platformy Obywatelskiej. Kilka lat później Roman Giertych zaczął być postrzegany jako prawa ręka Donalda Tuska i nieformalny kandydat tej partii na ministra sprawiedliwości. Jego komentarze w mediach społecznościowych i wywiady w mediach wytworzyły mecenasowi wizerunek liberała i czołowego przedstawiciela anty-PiS-u.
Drogą Romana Giertycha podążyła też Liga Polskich Rodzin. Zajadle antyunijna partia w 2014 r. udzieliła poparcia… Platformie Obywatelskiej w wyborach do europarlamentu, podobnie w wyborach samorządowych 2018 r. LPR chciała nawet dołączyć do tworzonej przez PO Koalicji Europejskiej w 2019 roku, ale podobno nie przychylił się temu Grzegorz Schetyna. W wyborach prezydenckich w 2020 r. już bez żenady Liga poparła… Rafała Trzaskowskiego.
REKLAMA
Roman Giertych, czołowy adwokat i nieoficjalny kandydat do nowego gabinetu Tuska, nagle jednak zniknął. A w zasadzie zaczął pojawiać się tylko w mediach społecznościowych. Przyczyną jest sprawa przywłaszczenia 72 mln zł na szkodę giełdowej spółki Polnord, w której Roman Giertych ma znaleźć się w sytuacji dla siebie mało komfortowej, bo oskarżonego. Po zatrzymaniu mecenasa w ubiegłym roku interweniował sam Rzecznik Praw Obywatelskich, jeszcze raz potwierdzając jakie ma priorytety ta sowicie finansowana przez nas wszystkich instytucja. Wówczas sąd orzekł, że postawienie zarzutów z powodu stanu zdrowia mecenasa okazało się nieskuteczne. Teraz, po roku niestawiania się na wezwania, prokuratura chce by sąd wydał za Romanem Giertychem list gończy.
Mecenas, którego miejsce pobytu formalnie nie jest znane, napisał w mediach społecznościowych, że nie obawia się niczego, ponieważ nie popełnił żadnego przestępstwa. Jednak sam fakt, że Roman Giertych nawet nie próbuje oczyścić się z zarzutów przed sądem nie budzi przychylności opinii publicznej. Podobnie zresztą postępuje inny polityk związany z PO – marszałek Senatu Tomasz Grodzki. Tyle że Tomasz Grodzki wykorzystuje do swojej ochrony immunitet senatora. Roman Giertych nie bardzo ma się czym zasłonić i tym bardziej może żałować, że nie dostał się do Senatu w 2015. Korzystając z paktu senackiego PO-PSL-SLD zapewne miałby i dzisiaj również swój fotel w izbie wyższej. I kto wie, czy ambitny prawnik dziś nie piastowałby funkcji marszałka Senatu. Z całą pewnością spisałby się w tej roli nie gorzej od Tomasza Grodzkiego.
Choć polskie sądy wydały już niejedną szokującą decyzję a osoby związane z opozycją mogą zwykle liczyć na taryfę ulgową, wniosek o wydanie listu gończego za mecenasem Giertychem raczej nie powinien zostać odrzucony. Istnieje nie tylko bogata dokumentacja prób wezwania mecenasa (21 terminów przesłuchań i 100 wezwań pod różne adresy!). Przede wszystkim jednak mecenas Giertych w mediach społecznościowych sam komentuje całą sprawę, potwierdzając, że jest swojej sytuacji świadom. Tymczasem jego byli klienci i koledzy nie palą się do akcji ratunkowej. Nie słychać słów otuchy i pocieszenia, które kierowano jeszcze niedawno do bohatera międzynarodowej afery, byłego ministra w rządzie Donalda Tuska Sławomira Nowaka, ogłoszonego jakiś czas temu przez lidera PO "więźniem politycznym".
A przecież nie tak dawno Roman Giertych tak pisał w swojej (opublikowanej w 1994 roku) książce "Kontrrewolucja młodych": "Panowie i Panie, zakaszmy rękawy i weźmy się do pracy, do kontrrewolucji (obojętnie zresztą jak to nazwiemy) i zróbmy z naszego chorego kraju państwo NORMALNE!!! Rządzone przez twardych, odpowiedzialnych i uczciwych mężczyzn, a nie przez skorumpowanych ślamazarnych lizusów lub półinteligentnych chytrusów" (Roman Giertych, "Kontrrewolucja młodych", Wydawnictwo Ad Astra, Warszawa 1994).
REKLAMA
Co się stało z tymi ideami głoszonymi wówczas przez młodego prawnika? Gdzie się podziała kontrrewolucja charyzmatycznego lidera prawicowej młodzieży?
Miłosz Manasterski
REKLAMA