Złodzieje napisu z Auschwitz skazani
Na dwa lata i osiem miesięcy pozbawienia wolności skazał Sąd Okręgowy w Krakowie Szweda Andersa H., oskarżonego o podżeganie do kradzieży napisu "Arbeit macht frei".
2010-12-30, 18:45
Posłuchaj
Wyroki usłyszeli także dwaj pozostali oskarżeni: Marcin A. - dwa lata i sześć miesięcy za podżeganie, oraz Andrzej S. - dwa lata i cztery miesiące za współudział w kradzieży. Wszyscy oskarżeni ukarani także zostali nawiązkami w wysokości po 10 tys. zł.
Wyroki zapadły bez przeprowadzenia przewodu sądowego, ponieważ oskarżeni zgłosili chęć dobrowolnego poddania się karze i wnieśli o wydanie wyroku bez przeprowadzania procesu.
Sąd, uzasadniając wyrok stwierdził, że znaczenie kulturowe i historyczne skradzionego zabytku jest dla przestępców okolicznością obciążającą. Sąd zauważył też, że sprawcy "chyba nie zdawali sobie sprawy ze znaczenia tego zabytku, i że oddźwięk, jaki ta kradzież wywołała na całym świecie, całkowicie ich przerósł".
"Ten kraj to żart"
Szwed pozostanie najpierw w tymczasowym areszcie, a następnie orzeczony w czwartek wyrok odsiedzi w Szwecji. To było warunkiem wydania go przez Szwedów na mocy Europejskiego Nakazu Aresztowania.
Anders H. wróci do Szwecji prawdopodobnie w połowie stycznia. Wyrok skomentował słowami "ten kraj to żart".
Polski wspólnik Szweda Andrzej S. przeprosił przed sądem za swój czyn. - Mój czyn był haniebny i szkodliwy - dodał. Jego obrońca mówił, że Andrzej S. nie wiedział, jak wielką szkodę wyrządza muzeum Auschwitz i społeczeństwu. Wg adwokata, mężczyzna myślał, że kradnie "złom, nieważną rzecz".
To jeszcze nie koniec sprawy
Tym samym zakończyło się polskie śledztwo w tej sprawie. Jednak - jak podkreśla Bartosz Bartyzel z Muzeum Auschwitz - sprawa nie jest zakończona, bo nadal nie wiadomo, kto zlecił kradzież historycznego napisu.
Bartyzel dodaje, że napis jest w pracowniach konserwatorskich muzeum. Niebawem rozpocznie się proces jego prostowania. Jak mówią muzealnicy, operacja jest bardzo trudna i na pewno nie uda się jej wykonać przed rocznicą wyzwolenia obozu, czyli przed 27 stycznia. Na razie nie wiadomo też, czy po zakończonym procesie oryginalny napis w ogóle wróci nad bramę obozu. Od roku w jego miejscu wisi kopia.
Do kradzieży doszło 18 grudnia 2009 r. Pocięty na trzy części napis odnaleziono 70 godzin później we wsi koło Torunia. Jak ustalono, pięciu Polaków - wśród których znajdowali się złodzieje i pośrednicy - działało na zlecenie pośrednika ze Szwecji.
kk
REKLAMA