Stanisław Marusarz. "Marzyłem o własnych nartach i wynikach"
Był kurierem tatrzańskim, bohaterem najsłynniejszej ucieczki z hitlerowskiego więzienia przy Montelupich w Krakowie, wielokrotnym mistrzem Polski w skokach narciarskich, czterokrotnym olimpijczykiem. 31 lat temu zmarł Stanisław Marusarz.
2024-10-29, 05:45
Sportowe początki
Przyszedł na świat 18 czerwca 1913 roku w Zakopanem. – Jestem zakopiańczykiem z dziada pradziada. Mój dziadek był przewodnikiem tatrzańskim, chodził jeszcze po górach z Tytusem Chałubińskim – mówił w 1973 roku na antenie Polskiego Radia.
Marusarz miał brata i cztery siostry. Jedną z nich była mistrzyni sportów narciarskich Helena Marusarzówna, która w czasie II wojny światowej została rozstrzelana przez Niemców.
Sportem zainteresował się w młodym wieku. - Patrzyłem na ludzi, którzy jeździli pod Reglami i marzyłem o wielkich wynikach i własnych nartach, nie było mnie jednak na nie stać. Ostatecznie udało mi się je zdobyć - chłopcy pomogli mi je wystrugać z drewna – wspominał po latach Stanisław Marusarz.
Już wówczas dał się poznać jako zdeterminowany i nieugięty sportowiec. – Zachowały się opisy jego pierwszych zawodów. Wiele razy upadał na skoczni, ranił się dotkliwie, ale kompletnie go to nie zrażało. Tylko czekał aż znowu będzie mógł przypiąć narty i ponownie spróbować – mówił na antenie Polskiego Radia Dariusz Jaroń, autor książki "Skoczkowie. Przerwany lot".
REKLAMA
Posłuchaj
Stanisław Marusarz opowiada o swoim życiu i karierze sportowej. (PR, 8.01.1973) 17:09
Dodaj do playlisty
Dwudziestokrotny mistrz Polski
W 1932 roku Stanisław Marusarz wyjechał na swoje pierwsze Igrzyska Olimpijskie do Lake Placid w Stanach Zjednoczonych. Startował wówczas w dwóch konkurencjach (w skokach narciarskich i biegu zjazdowym) i uplasował się w środku stawki. To był jednak dopiero początek jego światowej kariery sportowej - na samej tylko olimpiadzie wystąpił jeszcze trzy razy (w 1936 roku w Garmisch-Partenkirchen w Niemczech, w 1948 roku w Sankt Moritz w Szwajcarii i w 1952 roku w norweskim Oslo).

I chociaż nigdy nie udało mu się wygrać upragnionego złotego medalu olimpijskiego, aż dwadzieścia razy został narciarskim mistrzem Polski (11 razy w skokach), a w 1938 roku na Mistrzostwach Świata w fińskim Lahti zajął drugie miejsce. Z tym ostatnim wydarzeniem związana jest zresztą ciekawa historia.
- Muszę powiedzieć, że cudownie się zachował Asbjørn Ruud, który zajął wówczas pierwsze miejsce. Kiedy go wywołali, to nie chciał pójść, bo uważał, że ze mną przegrał. Powiedziałem mu wtedy: "Nie mam do ciebie pretensji, weź tę nagrodę". I on wtedy wyszedł na scenę, wziął ją i zaczekał, kiedy mnie wezwali. A gdy to zrobili, odebrał mi moją drugą nagrodę i wręczył mi swoją. Ja oczywiście nie mogłem się na to zgodzić i jej nie przyjąłem – wspominał w 1973 roku na antenie Polskiego Radia Stanisław Marusarz.
REKLAMA
Spektakularna ucieczka
Powiązany Artykuł
Polscy żołnierze na frontach II wojny światowej - zobacz serwis historyczny
Po wkroczeniu wojsk niemieckich na ziemie polskie we wrześniu 1939 roku Marusarz wstąpił do Związku Walki Zbrojnej (ZWZ) i został kurierem tatrzańskim. Działał na trasie Zakopane-Budapeszt: przenosił materiały konspiracyjne i pieniądze, a także przeprowadzał żołnierzy Podziemnego Państwa Polskiego przez Słowację na Węgry. Latem 1940 roku został zatrzymany przez słowackich żandarmów i przekazany Gestapo.
Zobacz także:
Marusarz trafił do krakowskiego więzienia znajdującego się przy ul. Montelupich. – Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, kto dostał się w ich ręce. W zamian za uwolnienie zaproponowali mu nawet posadę trenera niemieckich skoczków – mówił dziennikarz Dariusz Jaroń na antenie Polskiego Radia.
Sportowiec odrzucił ofertę, a kilka tygodni później naziści skazali go na karę śmierci. Cudem udało mu się jednak zachować życie. Osiemnaście godzin przed planowaną egzekucją, wraz z grupą innych skazańców, podjął bowiem próbę ucieczki.
- Więźniom udało się rozchylić kraty na tyle, żeby mogli się pomiędzy nimi zmieścić - opowiadał Dariusz Jaroń. - Marusarz był jednym z nielicznych, którym udało się wtedy nie tylko wyskoczyć przez okno z pierwszego piętra, ale też wejść na mur po drucie kolczastym i zeskoczyć z niego na ulicę. Buzowała w nim adrenalina i dopiero po jakimś czasie zorientował się, że został postrzelony przez wartownika. Ale to było już daleko od aresztu i grupy pościgowej – dodał.
REKLAMA
Posłuchaj
- Był to też jeden z nielicznych skoczków narciarskich, który dorównywał klasą, a nawet przewyższał miejscami, Skandynawów - mówi o Staszku Marusarzu Dariusz Jaroń, autor książki "Skoczkowie. Przerwany lot". Audycja Romana Czejarka z cyklu "Cztery pory roku". (PR, 13.03.2020)
14:51
Dodaj do playlisty
"Udało mi się uciec tylko dlatego, że uprawiałem sport"
Sportowiec wmieszał się w tłum ludzi robiących zakupy na pobliskim targu. Po kilkudniowej wędrówce dotarł do rodzinnego Zakopanego, skąd, przez Słowację, przedostał się na Węgry. – Uważam, że udało mi się uciec tylko dlatego, że uprawiałem sport – mówił w 1973 roku Marusarz na antenie Polskiego Radia. – W sporcie wygrywałem puchary, medale i żeby wygrać, podejmowałem ryzyko. Tutaj też postawiłem wszystko na jedną kartę: wyskoczyć przez okno. I przeskoczyłem przez dwa ogrodzenia tak jak na skoczni. Gdybym wcześniej nie uprawiał sportu, to na pewno bym tego nie przeżył – dodał.

Do Polski powrócił już po wojnie w 1945 roku i kontynuował swoją karierę narciarską. Na emeryturę przeszedł w 1957 roku, nigdy jednak nie rozstał się ze światem sportu. Jako gość honorowy uczestniczył w licznych wydarzeniach – w 1980 roku na przykład uświetnił swoją obecnością Igrzyska w Lake Placid w Stanach Zjednoczonych. Przez młodszych sportowców często nazywany był "Dziadkiem", a także "królem nart".
Posłuchaj
Historyk dr Robert Gawkowski mówi o wojennych losach Stanisława Marusarza, a także charakteryzuje jego karierę sportową. Audycja Ewy Plisieckiej i Magdaleny Góreckiej-Balcer z cyklu "Wybitni Polacy II RP" (PR, 28.08.2019)
18:16
Dodaj do playlisty
Stanisław Marusarz zmarł 29 października 1993 roku. Został pochowany w Zakopanem na cmentarzu na Pęksowym Brzyzku.
jb
REKLAMA
REKLAMA