Nowy początek starej Europy? Felieton Miłosza Manasterskiego

Czy zbrodnie wojenne i ludobójstwo jakiego dopuszcza się Federacja Rosyjska na Ukrainie wyznaczają moment, w którym wspólnota europejska odnajdzie na nowo sens swojego istnienia?

2022-03-01, 14:37

Nowy początek starej Europy? Felieton Miłosza Manasterskiego

Truizmem jest fakt, że doświadczenia historyczne zachodnich Europejczyków znacznie różnią się od tych, ze środka i wschodu naszego kontynentu. Nawet okrutna II wojna światowa dla Zachodu była o wiele łagodniejsza niż dla nas. Po niej, dla Zachodu przyszedł czas rozkwitu i prosperity, którą cieszyli się nawet ci, za wojnę odpowiadający, którzy znaleźli się po lepszej stronie żelaznej kurtyny.

Stare przysłowie mówi: "syty głodnego nie zrozumie". Spełnione konsumpcyjnie społeczeństwa Zachodu zyskały bezwzględne poczucie bezpieczeństwa. Osiągając kolejne piętra piramidy Maslowa większość zachodnich Europejczyków dotarło do najwyższego poziomu: samorealizacji. Gubiąc po drodze tradycję wyrosłą z czasów biedniejszych i niestabilnych, która nijak nie pasowała do sytuacji braku materialnych trosk. Fundamentalnym pytaniami nie były już te, które zaprzątali sobie głowę nasi przodkowie przez wieki: jak zapewnić rodzinie dach na głową, dostatnie życie i zabezpieczenie na niepewną przyszłość. Poczucie wspólnoty i więzi zastąpione zostało egocentrycznym marzeniem, żeby w każdej sytuacji "być sobą". Egzystencjalnymi kwestiami XXI wieku stały się więc pytania o orientację seksualną, tożsamość płciową, samopoczucie wewnętrzne. Pytania zachęcające do eksperymentów i porzucenia relacji ograniczających spełnianie zachcianek.

Czy dziwi nas więc, że polityka skupiła się na zaspokajaniu coraz bardziej wyrafinowanych potrzeb? Język poprawności politycznej miał sprawić, że nikt nie poczuje się skrzywdzony, co poskutkowało rezygnacją z europejskich tradycji, kultury i religii, społecznego podziału na kobiety i mężczyzn, coraz trudniejszych rozmów o kolorach, negacji rodziny jako źródła szkodliwych patriarchalnych postaw. Finalnie polityka zaspokajania doprowadziła do autodyskrymnacji narodów Europy, realizującej się w otwarciu granic dla każdego, kto akurat Europejczykiem nie jest i dostosowania do jego potrzeb naszej europejskiej przestrzeni, prawa i stylu życia.

Dekadencja, o której mowa i która w znacznym stopniu dotknęła również Polaków, w przeszłości stawała się słabością imperiów. Słabość zaś ośmielała aspirujące mocarstwa, by zburzyć stary porządek świata. W takim punkcie znajdujemy się dzisiaj, tym jest właśnie "nowy ruski mir", który ma się rozpocząć od podboju Ukrainy.

REKLAMA

Tu czytelnikowi nie znającemu rosyjskiego winien jestem kilka słów wyjaśnienia. Po rosyjsku słowo "mir" ma dwa znaczenia: to jednocześnie "świat" i "pokój światowy". Stąd najkrwawszy podbój dowolnej części świata jest sensie samego języka rosyjskiego tworzeniem nowego pokoju. Oczywiście, wbrew rosyjskiej i sowieckiej narracji pokój dla podbitych oznacza coś zupełnie odwrotnego - okupację. Stąd Ukraińcy tak często w swoich relacjach z walki rosyjskich agresorów nazywają wprost okupantami.

Rosyjska propaganda omyłkowo już świętowała początek "nowego ruskiego mira" i "zjednoczenia ziem ruskich", w ramach którego Ukraina ma się stać nową częścią Związku Białorusi i Rosji. Problem w tym, że nikt poza Rosją nie chce być w związku z nią. A chęć i częstotliwość z jaką zamożni Rosjanie wyjeżdżają do Europy, pokazuje, że zapewne wielu obywateli Federacji Rosyjskiej nie chciałoby mieć z nią większych związków. Jedyne co trzyma przy niej państwa i narody to karabin rosyjskiego żołnierza.

Kto raz wejdzie do Rosji, o własnych siłach już nie wyjdzie, póki Rosja będzie mogła pilnować drzwi i krat. Wiedzą o tym doskonale Ukraińcy, którzy dzisiaj składają wielką ofiarę ze swojego życia i krwi, po to, żeby częścią Rosji nie być. Nie chcą być biedni, poniżani, pozbawieni prawa wybierania własnych władz i nazywania siebie wolnym ukraińskim narodem. Nie chcą być Małorusami pod butem moskiewskich Wielkorusów, jak nazywa ich i siebie samych kremlowska propaganda.

Rosja nie daje innym bogactwa i bezpieczeństwa, ona je zabiera. Wyzwalanie się z duszących objęć Rosji zajęło nam Polakom dwa wieki i pochłonęło tysiące polskich ofiar w wojnach, powstaniach, prześladowaniach i bratobójczym stanie wojennym. Jak wytłumaczyć to Włochom, Belgom czy Francuzom, których jak dotąd Kreml jeszcze nie próbował uczynić częścią "ruskiego mira"? Jak im wyjaśnić, dlaczego w naszej części Europy chcemy mieć z Rosją jak najmniej wspólnego?

REKLAMA

Zapewne odpowiednie słowa znalazł premier Mateusz Morawiecki, który w minioną sobotę spotkał się z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem. Zapewne znajduje je także prezydent Andrzej Duda w niezliczonych już rozmowach z amerykańskimi i europejskimi politykami.

Zapewne przemówiły w końcu do społeczeństw i polityków obrazy z Ukrainy. Dzisiaj wojna jest na wyciągnięcie telefonu czy pilota - widzimy gruzy, krew, trupy i płaczące dzieci. Wszystko prawdziwe.

Z dużą polską pomocą (co przyznają sami Ukraińcy!) w końcu Europa obudziła się ze swojego różowego snu. Jeszcze nie cała - premier lewicowego rządu Hiszpanii właśnie zapowiedział, że nie przekaże Ukrainie broni ofensywnej. Kluczowa jest zmiana stanowiska naszych zachodnich sąsiadów - którzy wreszcie, według deklaracji kanclerza, mają przestawić swoje priorytety i usunąć z nich wyrozumiałą, wybaczającą każdą popełniona zbrodnię, miłość do Rosji. Wreszcie instytucje Unii Europejskiej zrozumiały, że Ukrainie trzeba pomóc nie tylko ostrym twittem i ciepłym oświadczeniem. Mamy sankcje, które Rosja odczuwa boleśnie, mamy fundusz na broń dla Ukrainy. Mamy wreszcie europejską i transatlantycką solidarność - nie tylko dla zaatakowanych, ale i dla tych, którzy w przypadku rosyjskiego zwycięstwa będą kolejnymi celami.

To dopiero początek i zapewne długa droga przed nami, by cała Europa zmieniła swoją politykę i otrząsnęła się z autodestrukcyjnych mrzonek. Promowany przez prezydenta Andrzeja Dudę wniosek ukraiński wniosek o natychmiastowe przyjęcie do Unii Europejskiej otrzymał poparcie ośmiu państw. To dużo. I jednocześnie za mało. Dzisiaj Ukraińcy oddają swoje życia za to, żeby móc do Unii Europejskiej dołączyć. Oby okazała się tego warta.

REKLAMA

Miłosz Manasterski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej