Podsycanie konfliktów, pogłębianie podziałów. Oto jak rozgrywa nas rosyjska propaganda

- W Polsce ponad 20 portali zajmowało się szerzeniem rosyjskiej dezinformacji. W 2018 roku eksperci szacowali liczbę użytkowników mających stały kontakt z prorosyjską propagandą na ok. 2,5 mln osób - mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl prof. Walenty Baluk, specjalista w zakresie propagandy i dezinformacji Federacji Rosyjskiej, dyrektor Centrum Europy Wschodniej UMCS w Lublinie.

2022-03-29, 10:45

Podsycanie konfliktów, pogłębianie podziałów. Oto jak rozgrywa nas rosyjska propaganda
Rosja dobrze się przygotowuje do operacji w zakresie walki informacyjnej. Foto: Shutterstock.com/Skorzewiak

Ewa Zarzycka, PolskieRadio24.pl: Rosjanie nie wierzą, że Putin napadł na Ukrainę, wywołał wojnę. Nawet ci z doświadczeniem lat pracy za granicą – nie na zmywaku, ale w międzynarodowych korporacjach.

Prof. Walenty Baluk: Nie wierzą, albo nie chcą wierzyć. Nie chcą przyjąć do swojej nawet nie tyle świadomości, co wiadomości, że państwo rosyjskie, reżim polityczny Putina, dokonuje zbrodni wojennych. Tak jak nie wierzą, że w 1939 roku Związek Radziecki dokonał agresji. Gdy się rozmawia z Rosjanami, nawet młodymi pracownikami naukowymi, mówią: to niemożliwe, przecież Związek Radziecki był państwem miłującym pokój. A co mamy teraz? Rosja dokonała agresji, a Putin i propaganda rosyjska wbija w podświadomość obywateli - my, Rosjanie, wyzwalamy Ukrainę.

By osiągnąć taki stopień indoktrynacji narodu, trzeba chyba pracować nad nim wiele lat?

Reżim rosyjski to reżim polityczny służb specjalnych i struktur siłowych. W pierwszej kolejności te struktury przejęły kontrolę nad środkami masowego przekazu. Bieriezowski, który wsparł Putina w jego drodze na szczyty władzy, bardzo szybko stracił kontrolę nad telewizją - Pierwszym Kanałem Ostankino, potem musiał pożegnać się ze swoją stacją NTV Władimir Gusinski. Kreml kontroluje RTR, czyli telewizję rządową. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że 70 proc. społeczeństwa rosyjskiego czerpało informację z telewizji, to możemy sobie wyobrazić, jakie narzędzie dostał, żeby prowadzić politykę indoktrynacji. Ponadto w Rosji nie ukształtowało się społeczeństwo obywatelskie, a tzw. konserwatyzm Putina ograniczył się do zachowania kolektywistyczno-autorytarnej tożsamości narodu rosyjskiego, podatnej na propagandę.

Jaki był jej główny przekaz?

Putin nie wymyślił nic nowego, nic oryginalnego. Mentalnie pozostał oficerem KGB średniego szczebla i powrócił do narracji z czasów radzieckich, ale też i z czasów imperium rosyjskiego. Do tego potrzeba była podbudowa, stąd powrót do polityki historycznej odwołującej się do imperialnych tradycji Rosji carskiej i polityki mocarstwowej, imperialnej, Związku Radzieckiego. Głównym wrogiem stał się Zachód. Putin wybrał świadomie model konfrontacji i przystąpił do tworzenia swojej strefy wpływów. W pierwszej kolejności na obszarze poradzieckim.

Jak wykorzystuje do tego propagandę?  

Stosuje sprawdzone, stare metody. Wprawdzie doktryna Gierasimowa, w której przestrzeń informacyjna jest jednym z pól walki, pochodzi z 2013 r., ale to tylko powrót do tzw. specpropagandy. Ta zaś powstała w okresie wojny domowej, czyli w latach 1918-1919, kiedy to w zarządzie politycznym Rewolucyjnej Wojskowej Rady Republiki utworzono dział zajmujący się propagandą. W 1937 roku przemianowano go na Główny Zarząd Propagandy Politycznej. Podstawowym jego zadaniem była indoktrynacja społeczeństwa, nie tylko w Rosji, ale i w poszczególnych republikach. Dopiero w 1940 roku powstał dział do spraw propagandy na terenie wroga, który rozwinął swoją działalność w latach II wojny światowej. W 1974 roku utworzono Wojskowy Instytut Języków Obcych, gdzie m.in. kształcono specjalistów w zakresie specpropagandy skierowanej na zewnątrz. Instytut został rozwiązany w 1994 roku, lecz po dojściu Putina do władzy powstał Wydział Informacji Wojskowej i Języków Obcych przy Instytucie Wojskowym. A w kancelarii Putina mamy trzy jednostki zajmujące się: polityką informacyjną, rozwojem technologii informacyjnych i komunikowaniem politycznym. Jak widać, były to działania systemowe. Ich kontynuacją jest utworzenie w latach 2013–2014 r. wojsk do operacji informacyjnych, które przed inwazją na Ukrainę liczyły ok. 1000 osób. Ich budżet roczny wynosił ok. 300 mln dolarów.

REKLAMA

Żołnierze owych wojsk zapewne nie pochodzą z poboru?

To specjaliści z zakresu informatyki, komunikowania politycznego – czyli od tego, czym się zajmowała specpropaganda. Jeśli dodatkowo weźmiemy pod uwagę to, że w Rosji nie ma publicznych środków masowego przekazu, tylko państwowe, mamy obraz ogromu machiny propagandowej. Rosja wydaje na nią ok. 3-4 mld dolarów rocznie. 74 placówki naukowe i naukowo-badawcze współpracują z FSB w zakresie specpropagandy i bezpieczeństwa informacyjnego.

To co się stało, że ta machina na zewnątrz teraz nie działa, że przekaz rosyjski się nie przebija?

Zachód i Ukraina odrobiły lekcje. Wcześniej, chociażby w 2008 roku, kiedy Rosja najechała Gruzję, i w 2014 roku, gdy anektowała Krym, jej propaganda była skuteczna także w państwach zachodnich. Rosji udało się wówczas częściowo narzucić swoją narrację, że winę ponosi Gruzja, a w 2014 - Ukraina. Russia Today czy agencja informacyjna Sputnik spełniły swoją rolę, osłabiły wówczas presję Zachodu na Rosję. Bo Federacja Rosyjska, korzystając ze swobód demokratycznych, skutecznie prowadziła walkę informacyjną na terenie – w myśl oczywiście rosyjskiego podejścia – wroga. A swoją przestrzeń informacyjną stopniowo zamykała. Teraz prezydent Zełenski, jako były aktor i człowiek mediów, zdaje egzamin i jako głowa państwa, i jako specjalista w zakresie komunikowania politycznego. A państwa zachodnie zakazują działalności rosyjskich mediów propagandowych.

Czy widzi Pan przecieki propagandy rosyjskiej w Polsce?

Rosja dobrze się przygotowuje do operacji w zakresie walki informacyjnej. Korzysta z badań dotyczących tego czy innego obszaru, diagnozuje problemy występujące w tym czy innym społeczeństwie. Jej propaganda doskonale wykorzystuje tzw. wojnę polsko-polską. Byliśmy świadkami rozgrywania nas przy okazji wraku prezydenckiego tupolewa. To klasyczny przykład jej działania. Dziel i rządź. Przykro czasami słuchać wypowiedzi niektórych badaczy i polityków o rzekomej polskiej rusofobii, które później cytują rosyjskie media propagandowe. W Polsce ponad 20 portali zajmowało się szerzeniem rosyjskiej propagandy i dezinformacji. W 2018 roku eksperci szacowali liczbę użytkowników mających stały kontakt z prorosyjską propagandą na ok. 2,5 mln osób.

Rosja dąży też do podziałów albo do podtrzymywania problemów w relacjach polsko-ukraińskich. I kiedy mamy do czynienia z bezprecedensowym wsparciem Ukrainy ze strony Polski i Polaków, rosyjska propaganda, przy pomocy chociażby tzw. pożytecznych idiotów, przywołuje temat Wołynia, czyli to, co dzieli Polaków i Ukraińców. Robiła to i po 2014 roku, wtedy skutecznie.

REKLAMA

Dlaczego propaganda rosyjska, uzasadniając napaść na Ukrainę, odwołuje się do faszyzmu i nazizmu?

Mit wielkiej Rosji, obecnie podtrzymywany przez Putina i jego reżim, opiera się na micie zwycięskiego ZSRR z okresu II wojny światowej. W tym przekazie ZSRR prezentuje jasną stronę mocy, walcząc z faszyzmem, czyli z Zachodem. Teraz Rosja musi walczyć z faszyzmem na Ukrainie, by Ukrainę wyzwolić. Oczywiście nie możemy twierdzić, że nie występują na Ukrainie przypadki nacjonalizmu. Po rewolucji godności, czyli po Majdanie, udało się propagandzie rosyjskiej narzucić narrację, że Prawy Sektor, Swoboda czy inne organizacje nacjonalistyczne wiodą prym w Ukrainie, chociaż w wyborach przedterminowych w tym właśnie 2014 roku oraz w kolejnych w 2019 roku żadne z tych ugrupowań nie przekroczyło progu zaporowego. A teraz, w imię walki z ukraińskim nacjonalizmem, Rosja bombarduje miasta rosyjskojęzyczne.

Czyni to w imię zbrodniczej ideologii świata ruskiego/rosyjskiego, która opiera się na wielkomocarstwowej, szowinistycznej Rosji.


Rozmawiała Ewa Zarzycka

REKLAMA

Czytaj także:

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej