60 lat temu urodził się Ryszard Tarasiewicz
2022-04-27, 05:00
Spadający liść dębu
27 kwietnia 1962 roku w stolicy Dolnego Śląska Wrocławiu przyszedł na świat Ryszard Tarasiewicz. W tamtych czasach dzieciaki nie bardzo miały co robić po skończonych lekcjach. Jedyną rozrywką był szeroko rozumiany sport. Teraz wydaje się to nieprawdopodobne, ale tak było. Mały Ryszard całe popołudnia i weekendy spędzał na boisku. Nie odstępował futbolówki na krok. Dzięki temu robił z nią wszystko co chciał. Jego technika była na bardzo wysokim poziomie, nie spotykanym wśród rówieśników. Bez żadnych problemów dostał się do grup młodzieżowych lokalnego Śląska. Tam grał pierwsze skrzypce. W 1979 roku zdobył mistrzostwo Polski juniorów.
- U schyłku lat siedemdziesiątych Śląsk świetnie pracował z młodzieżą - wspominał Tadeusz Pawłowski wybitny pomocnik Wojskowych.
Po tryumfie w krajowym czempionacie trafił do drużyny seniorów. Debiut nie wypadł zbyt okazale. 18 latek wystąpił w wyjazdowym pojedynku przeciwko Ruchowi z Chorzowa. Mecz zakończył się zwycięstwem gospodarzy 3:1. Ale potem było zdecydowanie lepiej. Dzięki wybitnej technice dosyć szybko został wyznaczony do egzekwowania stałych fragmentów gry. Doprowadzał nimi do rozpaczy bramkarzy przeciwnych ekip. Trajektoria lotu piłki po uderzeniu zaskakiwała golkiperów. Wydawało się, że wysoko szybująca futbolówka wyląduje daleko w trybunach, a ona w pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie obniżała lot trafiając do siatki.
- Spadający liść dębu - tak nazwali ją strzegący bramek zawodnicy.
REKLAMA
Tarasiewicz występował w barach zielono biało czerwonych przez 10 sezonów. Pomocnik Wojskowych rozegrał 214 spotkań, w których zdobył 56 goli. W 1989 roku został wybrany przez tygodnik „Piłka Nożna” najlepszym polskim futbolistą.
Maradona ze wschodu
Wybitnym pomocnikiem zainteresowały się zespoły z europejskich lig. Został zawodnikiem szwajcarskiego Neuchatel Xamax. Tam pokazał swój kunszt. Wzniósł się na szczyty swoich możliwości. Został wybrany obcokrajowcem roku w czasie debiutanckiego sezonu na boiskach Helwecji. Zauroczeni jego grą miejscowi kibice oraz dziennikarze sportowi nadali mu bardzo wiele mówiący przydomek "Maradona ze wschodu".
Tarasiewicz tylko raz spotkał na swojej drodze tego wielkiego argentyńskiego piłkarza. Był jeszcze wtedy piłkarzem Śląska.
- Miałem okazję zagrać przeciwko niemu w 1987 roku. W towarzyskim meczu reprezentacja Polski zmierzyła się w Mediolanie z zespołem cudzoziemców, występujących w lidze włoskiej. Diego był już mistrzem świata. Pamiętam sytuację, w której chciałem mu zabrać piłkę. Nie udało się, więc popędziłem za nim i ściąłem go od tyłu. Zrobiło mi się głupio. Ale on szybko wstał i pogroził mi tylko palcem - wspominał wychowanek klubu z Wrocławia.
REKLAMA
Po zakończeniu sezonu w Szwajcarii znalazło się duże grono chętnych na usługi Tarasiewicza. Najwięcej determinacji wykazało francuskie AS Nancy. Podpisał kontrakt na dwa lata. Rozegrał w tym czasie 54 pojedynki, w których trafił do siatki rywali 15 razy.
Więzadła krzyżowe
W 1992 r. zgłosili się po niego pracownicy zdecydowanie silniejszego francuskiego zespołu RC Lens. Wydawało się, że trzydziestolatek będzie podążał na szczyty ligowe kraju znad Loary. Niestety na jednym z pierwszych treningów doznał bardzo poważnej kontuzji. Zerwał więzadła w kolanie. To przekreśliło możliwość zaprezentowania się w nowych barwach. Dwa lata dochodził do siebie. Nie wystąpił w żadnych pojedynku. Do wybitnej formy już nie wrócił. Później próbował swoich sił w klubach niższych klas rozgrywkowych. Był zawodnikiem RC Besancon. Później zasilił Etoile Carouge.
- Wtedy go strasznie nosiło, siedział w domu wściekły jak osa. Zastanawiał się, dlaczego akurat jego to spotkało, dlaczego musi tak szybko skończyć coś, co tak bardzo kocha. Nie wiem, może piłkarze powinni mieć jakieś zajęcia, które mogłyby ich przygotowywać do zakończenia kariery? Wtedy ciężko było z Ryśkiem wytrzymać - zauważyła Joanna Tarasiewicz żona polskiego pomocnika.
W wieku 35 lat postanowił jeszcze raz spróbować swoich sił na boisku. Został zawodnikiem norweskiego FK Sarpsborg. Wystąpił w zaledwie 3 spotkaniach. Podjął decyzję o zawieszeniu butów na kołku.
REKLAMA
Biało-Czerwoni
Jego wybitna postawa na boiskach, kiedy reprezentował barwy Wojskowych, nie uszła uwadze ówczesnemu selekcjonerowi Polski Antoniemu Piechniczkowi. Postanowił sprawdzić, czy pomocnik z Dolnego Śląska przyda mu się w walce o awans na XIII mistrzostwa świata, które miały odbyć się w Meksyku. Debiut wypadł bardzo dobrze. 29 sierpnia 1984 r. wyszedł w podstawowym składzie na towarzyski mecz z Norwegią. Graliśmy w roli gości. W 48 minucie Tarasiewicz zdobył bramkę. Mecz zakończył się wynikiem 1:1. W barwach narodowych wywalczył promocję na mundial. Jednak szkoleniowiec nie dał mu na nim pograć. Nie wystąpił w żadnym pojedynku grupowym.
- W Meksyku nie wytrzymałem, chciałem już lecieć do domu… Powiedziałem trenerowi Piechniczkowi, że nie przyjechałem na mundial na wycieczkę, tylko aby grać i dostałem taką możliwość w spotkaniu z Brazylią w 1/8 finału - wspominał zawodnik Śląska.
Mecz zakończył się zwycięstwem przeciwników 0:4. W koszulce z białym orłem występował do momentu kiedy przytrafiła mu się ciężka kontuzja. Rozegrał 58 spotkań, w których strzelił 9 goli.
Szkoleniowiec
Po zakończeniu kariery zawodniczej mieszkał jeszcze kilka lat poza granicami naszego kraju. Do Polski wrócił w 2004 r. Z otwartymi rękami przyjął go jego macierzysty klub. Został jego szkoleniowcem. Z jednoroczną przerwą na pobyt w Jagielloni Białystok trenował Wojskowych aż do 2010 roku. Wywalczył z nimi awans z trzeciej do drugiej ligi a później do najwyższej klasy rozgrywkowej. Zdobył Puchar Ekstraklasy. Jednak mimo tych niewątpliwych sukcesów został zdymisjonowany.
REKLAMA
- Skoro ktoś mnie chce zwolnić, to proszę bardzo (…) Sam na pewno nie złożę rezygnacji, bo to nie w moim stylu. Rezygnacja oznacza kapitulację, a ja w życiu nigdy się nie poddaję - zadeklarował Tarasiewicz tuż przed opuszczeniem Śląska.
Bardzo szybko znalazł nowego pracodawcę. Był nim Łódzki Klub Sportowy. Później opiekował się piłkarzami Pogoni Szczecin a następnie Zawiszy Bydgoszcz, z którą awansował do Ekstraklasy i zdobył Puchar Polski. Opiekował się także Korona Kielce a po jakimś czasie Miedzią Legnica. W następnych latach pracował w GKS Tychy. Od 19 października 2021 r. objął pozycję szkoleniowca w zespole Arki Gdynia.
- Postawiono przede mną zadanie awansu (…) Arka zasługuje na Ekstraklasę, są tutaj wszelkie warunki do gry na najwyższym poziomie - wspominał Maradona ze wschodu.
Do zakończenia sezonu pozostało 5 spotkań. Do miejsca które gwarantuje bezpośredni awans klub z wybrzeża traci dwa punkty.
REKLAMA
Jednak do dnia dzisiejszego nie spełniło się jego wielki marzenie.
- Chciałbym być kiedyś selekcjonerem reprezentacji Polski - stwierdził Ryszard Tarasiewicz.
Źródła: sport.tvp.pl, 90 minut.pl, slaskworclaw.pl, przegladsportowy.pl, sport.interia.pl
AK
REKLAMA
REKLAMA