65 lat temu urodził się bokser Kazimierz Adach

Kazimierz Adach, brązowy medalista olimpijski z Moskwy.

2022-05-09, 05:00

65 lat temu urodził się bokser Kazimierz Adach
Sport - kartka z kalendarza . Foto: PR

23 letni bokser Kazimierz Adach, zawodnik Czarnych Słupsk, marzył o wyjeździe na olimpiadę. Zbliżały się XXII igrzyska, które miały odbyć się w 1980 roku w stolicy Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Jednak na najważniejszą światową imprezę sportową zawsze jadą najlepsi. A on na czempionacie Polski uległ w finale wagi lekkiej do 60 kilogramów Adamowi Piwowarskiemu reprezentującemu Carbo Gliwice. Drugim konkurentem do występu w Rosji, i to najgroźniejszym, był Leszek Kosedowski zawodnik Stoczniowca Gdańsk. Adach pokonał go w półfinale mistrzostw, ale tylko dlatego, że pięściarz z wybrzeża doznał kontuzji. A Kosedowski był ówczesnym brązowym medalistą olimpijskim wagi piórkowej z Montrealu. Szkoleniowcy reprezentacji uznali go za podstawowego pięściarza wagi lekkiej. Reprezentant Czarnych miał być rezerwowym.

- Nie poddawałem się i dalej starałem się przekonać trenerów, aby na mnie postawili. Dobrze wypadłem na sparingach w Zakopanem z rywalami z NRD oraz Kosedowskim, miałem też dobre występy w turniejach. Na ostatnie zgrupowanie do Cetniewa Leszek już nie przyjechał, było pewne, że to ja jadę do ZSRR - wspominał Adach.

Okazało się, że nie wyleczona do końca kontuzja wykluczyła zawodnika Stoczniowca. Selekcjoner Czesław Ptak skompletował liczącą 11 bokserów drużynę biało czerwonych na igrzyska w ZSRR. Znalazł się w niej 23 letni debiutant, jeden z najmłodszych w zespole, zawodnik ze Słupska. Tym samym zrealizował swoje wielkie marzenie.

Największa niespodzianka

Adach jako pierwszy z Polaków rozpoczął rywalizację na ringu w Moskwie. Zżerała go debiutancka trema. W dodatku nie miał pojęcia jaką klasę reprezentuje jego pierwszy rywal. Był nim Bouna Sonskhamphon z Laosu.

REKLAMA

- W tamtych czasach nie było możliwości zdobycia jakichkolwiek informacji o przeciwnikach z tak egzotycznego państwa. Na moje szczęście był wyraźnie słabszy i w drugiej rundzie bój się skończył - stwierdził Adach.

Pojedynek zakończył się przez nokaut techniczny. W następnej rundzie Polak trafił na zawodnika pochodzącego z Tanzanii Omara Glayalę. Bez żadnego problemu pokonał go w stosunku 5:0. W ćwierćfinale los skojarzył go z bardzo groźnym pięściarzem z Bałkanów Florianem Livadaru. To była bardzo trudna potyczka.

- Rumun walczył nie fair, chciał doprowadzić do sytuacji, w której odpadnę z zawodów wskutek kontuzji. A tymczasem sam doznał urazu łuku brwiowego i na 3 sekundy przed ostatnim gongiem sędzia przerwał walkę. Byłem trochę zaskoczony, bo i tak był już koniec, ale taka była decyzja. Cieszyłem się bardzo, miałem zapewniony medal, lecz byłem też zmartwiony, gdyż nasz lekarz odradzał mi rywalizację w półfinale z Angelem Herrerą (reprezentant Kuby przyp. red.) (…) Chciałem walczyć i dostałem zgodę - przyznał bokser Czarnych Słupsk.

Starał się jak najlepiej przygotować do pojedynku, ale niesportowa postawa Rumuna niestety uniemożliwiła mu występ w takiej dyspozycji w jakich chciałby do niego przystąpić. Potyczka była jednostronnym widowiskiem. Polak poległ 0:5.

REKLAMA

- Zdawałem sobie sprawę, że czeka mnie najtrudniejsza walka w życiu. Sam walczyłem jako mańkut, a Herrera też boksował z odwrotnej pozycji, co mi nie pasowało. Przegrałem, ale byłem szczęśliwy ze zdobycia brązowego krążka - zauważył Kazimierz Adach.

To był jedna z największych niespodzianek w wykonaniu naszych bokserów na tej olimpiadzie. Mało brakowało a pięściarz z wybrzeża nie pojechał na te zawody. A jak już się na nie dostał to stanął na najniższym stopniu podium. Polacy wywalczyli 5 krążków. Jeden srebrny był udziałem Pawła Skrzecza w wadze półciężkiej. Pozostali wywalczyli medale z najmniej cennego kruszcu. Poza zawodnikiem Czarnych dokonali tego Jerzy Rybicki w średniej, Kazimierz Szczerba w półśredniej oraz Krzysztof Kosedowski w piórkowej.

Całe sportowe życie związał ze Słupskiem

9 maja 1957 roku w nadmorskiej Ustce przyszedł na świat Kazimierz Adach. Filigranowy wulkan energii parał się wszelkimi możliwymi dyscyplinami. Największy wpływ na jego karierę sportową wywarła relacja telewizyjna z XIX igrzysk, które odbyły się w 1968 r. w Meksyku. Na niej, po porywającej walce finałowej z Kubańczykiem Enrique Regueiferosem, złoty medal olimpijski w wadze lekkopółśredniej wywalczył Jerzy Kulej. Właśnie wtedy 11 latek podjął decyzję o swojej przyszłości. Natychmiast udał się do odległego o kilkanaście kilometrów od jego miejsca urodzenia Słupska. Tam zasilił szeregi lokalnego zespołu bokserskiego. W nim zadebiutował.

- To było w tej samej hali, w której i dzisiaj trenują młodzi pięściarze Czarnych Słupsk. Przyszedłem i już zostałem. Był wrzesień. I to trwa do dzisiaj, wciąż w tym samym obiekcie przy ul. Ogrodowej. Dwa miesiące potem, w listopadzie miałem pierwsza walkę. Zwycięską - wspominał Adach.

REKLAMA

W tym klubie pozostał przez całą swoją karierę. Mimo wielu propozycji nigdy go nie opuścił.

Kariera

Mierzący zaledwie 162 centymetry wzrostu zawodnik walczył na ringach z odwrotnej pozycji. Tak jakby jego wiodącą ręką była lewa, a on uderzał prawą. W nomenklaturze pięściarskiej bokser, który przyjmuje tę postawę nazywa się fałszywym mańkutem. Brąz zdobyty na igrzyskach w Moskwie był jego pierwszym i jak się potem okazało największym tryumfem w karierze. Na krajowych ringach królował na początku lat osiemdziesiątych. Trzykrotnie tryumfował w czempionatach Polski. Dodatkowo pięć razy stawał na drugim bądź trzecim stopniu podium. Występował na mistrzostwach globu jak i starego kontynentu, ale bez sukcesów. Dwukrotnie wygrał Turniej im. Feliksa Stamma. Reprezentował nasz kraj w spotkaniach międzynarodowych gdzie wygrał 4 pojedynki a w sześciu musiał uznać się za pokonanego. W 1986 roku zawiesił rękawice na kołku. W całej swojej karierze stoczył 309 walk z których 275 wygrał, 6 zremisował a 28 przegrał.

Pozostał przy swojej dyscyplinie

Adach nie poprzestał jedynie na karierze sportowej. Został absolwentem Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Słupsku gdzie uzyskał tytuł magistra geografii. Jednak nie pracował w wyuczonym zawodzie. Po zakończeniu kariery postanowił zając się szkoleniem. Jego największym osiągnięciem było dwukrotne zdobycie tytułu mistrza Polski będąc trenerem Czarnych. Osiągnął je w 1990 oraz rok później. Do dnia dzisiejszego żadnemu prowadzącemu Słupczan nie udało się dojść tak wysoko.

- Wolałem wychodzić na ring. W roli trenera przeżywałem wszystko ze wzmożoną intensywnością. Było więcej nerwów, emocjonowania się. Pięściarz tak nie ma. Wychodzi i walczy - stwierdził brązowy medalista olimpijski.

REKLAMA

W roku 2001 zaproponowano mu posadę prezesa klubu. Długo się nie zastanawiał. Przyjął ją i rozpoczął zarządzanie. Jednak ostatnio postanowił nieco zmienić swoje życie.

- Postanowiłem, że więcej czasu będę poświęcał rodzinie, wnuczkom. Chciałem też coś zrobić dla siebie i zacząłem biegać maratony. Do tej pory przebiegłem trzy, a mój rekord to 3 godziny 23 minuty. Niedawno wróciłem do treningów po kontuzji kolan. Oba nadal skrzypią jak stare zawiasy, ale nie jest źle. Biegam co drugi dzień, aby po treningu móc spokojnie się zregenerować (…)

Mając 63 lata rywalizuję ze znacznie młodszymi biegaczami - zauważył Kazimierz Adach.

Źródła: olimpijski.pl, dzieje.pl, gp24.pl, przegladsportowy.pl

REKLAMA

AK

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej