W Ukrainie dominuje nowy format walk. "To wojna na taktyki, Rosja zmienia podejście"
- Wojna toczy się na najwyższych obrotach. Taktyka goni taktykę. Trzeba reagować niezwykle szybko i inteligentnie. Rosjanie wyleczyli się z podejścia "jakoś to będzie" - mówi portalowi PolskieRadio24.pl płk Serhij Hrabski. Dziś, jak zauważa, konieczne są nie tylko Patrioty, ale też wielowarstwowa obrona powietrzna. Nie wystarczy broń ultradroga, trzeba opanować także tani i masowy format prowadzenia wojny, np. z pomocą dronów.
2025-08-07, 06:30
- Patrioty to bardzo ważne uzbrojenie, ale dziś trzeba czegoś więcej, jeśli chodzi o obronę powietrzną. Ukraina broni się przed większością pocisków, bo ma wielowarstwową obronę powietrzną, mówi portalowi PolskieRadio24.pl płk Serhij Hrabski
- Ultradroga broń jest bardzo potrzebna, ale wojna jest prowadzona dzisiaj przede wszystkim w formacie taniej i efektywnej broni, stosowanej masowo, jak drony
- Rosja bardzo często zmienia taktykę prowadzenia walk, to wymaga szybkiej reakcji. Walka taktyk toczy się na wysokim intelektualnym poziomie i w bardzo szybkim tempie. Najlepiej projektować swoje systemy tak, by można było je rekonfigurować - mówi ukraiński pułkownik
- Rosyjska mentalność to działanie na oślep, że "jakoś to będzie". Teraz już z tego się wyleczyli, ocenia wojskowy
Wyczerpywanie sił obrony powietrznej
- Rosja, podobnie jak Ukraina, w czasie tej wojny szybko dostosowuje się do zmian na polu walki - ostrzega w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl ukraiński pułkownik rezerwy Serhij Hrabski. Zaznacza, że Rosja wciąż wdraża nowe taktyki walk. Najnowsze zmiany w taktyce w ostatnich tygodniach dotyczą m.in. nalotów z powietrza.
- Federacja Rosyjska stawia sobie za cel wyczerpanie naszego systemu obrony powietrznej. Wybierają jedno, dwa, trzy miasta i atakują je bardzo dużą intensywnością. Ma to skutek zarówno militarny, jak i moralno-psychologiczny - relacjonuje wojskowy.
Obecnie przeciążenie systemów obrony powietrznej prowadzi do spadku ich skuteczności. - Przed zmianą taktyki, przed rozpoczęciem tak zmasowanego ostrzału Rosji na wybrane miasta, system obrony powietrznej zapewniał zestrzelenie około 85 procent, a nawet do 90 procent celów powietrznych. A w wyniku zmiany taktyki i masowego użycia pocisków przeciwko jednemu obszarowi, skuteczność systemu obrony powietrznej spada do 45-60 procent. Nie dotyczy to tylko Kijowa - zauważa wojskowy.
Tym samym, jeśli Rosja wystrzeliwuje 20 pocisków, to skuteczność 60 procent oznacza, że 8 z nich może trafić w cele, wskazuje wojskowy. Do tego Rosja z premedytacją atakuje cele cywilne - te łatwiej zniszczyć. - Ostatni cios wymierzony w Odessę spadł niemal wyłącznie na historyczną część miasta, cel ataku był psychologiczny - wskazuje pułkownik.
Wielopoziomowy system obrony powietrznej
Wojskowy ocenia, że mimo zmiany taktyki Rosji, Ukraina wciąż osiąga wysoki wskaźnik niszczenia celów powietrznych. Dzieje się tak dlatego, ponieważ "Ukraina stworzyła wielopoziomowy system przeciwko obronie powietrznej".
Wojskowy dodaje, że taki system nie może składać się tylko z pocisków Patriot, choć oczywiście są one niezwykle ważne. Te systemy są bowiem stosowane przeciwko określonemu rodzajowi środków uderzeniowych.
Według danych ukraińskich sił powietrznych, w czerwcu Rosja wysłała na Ukrainę rekordową wówczas liczbę 5438 dronów. W lipcu Rosja wystrzeliła ich jeszcze więcej - 6129 dronów typu Shahed, czyli 14 razy więcej niż w tym samym miesiącu ubiegłego roku, wtedy Rosja wystrzeliła 423 drony. Tylko w nocy 9 lipca z Rosji wystrzelono 741 dronów.
- Statystyki z czerwca wskazują, że wróg użył przeciwko Ukrainie 5800 dronów - szturmowych lub dronów zwodniczych. Do tego 278 pocisków czy rakiet - zauważa pułkownik. - Zatem rakiety: pociski, balistyczne, manewrujące, naddźwiękowe i tak dalej, nie stanowią nawet 10 procent wszystkich sił i środków, które wróg wystrzelił w naszą stronę - wskazuje wojskowy,
Jak mówi, większość pracy wykonała tutaj "wielopoziomowa tarcza powietrzna". - To wielopoziomowe systemy, które łączą centra dowodzenia, mobilne grupy ogniowe, systemy przeciwlotnicze Gepard, przestarzałe, ale wciąż skuteczne amerykańskie systemy HAWK, pozostałości systemów radzieckich i nową broń, jaka zaczyna się pojawiać na uzbrojeniu Ukrainy - są to drony przechwytujące, lub nazywamy je dronami kinetycznymi - tłumaczy wojskowy.
Zauważa, że obecnie to tania i skuteczna broń jest głównym zagrożeniem dla Ukrainy - i z drugiej strony dla Rosji. Chodzi między innymi o bardzo tanie, ale śmiercionośne drony.
- Obecnie wojna nie jest prowadzona w formacie wykorzystania pojedynczych sztuk ultradrogiej, wysoce skutecznej broni, ale masowego zastosowania taniej i bardzo skutecznej broni - wskazuje ukraiński pułkownik.
Wyleczyli się z podejścia: "jakoś to będzie"
Wojskowy ocenia także, że Rosja zmieniła sposób myślenia. - Choć dysponuje skutecznymi środkami zniszczenia, stale je ulepsza i zmienia taktykę ich użycia, co wymaga dynamicznej reakcji i rekonfiguracji systemów obronnych. Nie możemy zatem popadać w samozadowolenie, gdy mamy systemy Patriot. Konieczne jest stworzenie takich systemów, które pozwolą Ci ulepszyć to, co masz - wskazuje pułkownik.
Jako przykład podaje prace nad tzw. dronem-matką. W Ukrainie stworzono drona, który wznosi się na wysokość jednego kilometra, wystrzeliwuje drony służące do przechwytywania rosyjskich Shahedów. Jednak obecnie Rosja zmieniła taktykę - teraz rosyjskie Shahedy wznoszą się na wysokość do 4 kilometrów i stamtąd atakują obiekty po trajektorii balistycznej. I to sprawia, że skuteczność użycia wyżej opisanych dronów-matek jest dość niska.
- Oznacza to, że teraz znaleźliśmy się na froncie zaawansowanej intelektualnie walki, gdzie wszystko rozgrywa się niezwykle szybko - podkreśla ukraiński pułkownik.
Pierwszy cios może być straszny
Wojskowy ocenia, że to niesie z sobą złe wieści, także dla Polski lub państw bałtyckich. - Rosja uczy się bardzo szybko, jak Ukraina. Dlatego pierwszy cios na innym terenie może być straszny - mówi. W jego ocenie, przed inwazją na jego kraj Rosjanie nie wykazali się odpowiednim uporem i determinacją w przygotowaniach, bo nie spodziewali się tak twardego oporu w Ukrainie.
Jak zaznacza, w rosyjskiej mentalności tradycją jest myślenie, że jakoś to będzie, uda się, na chybił trafił. Byle jak, byle zadziałało. - Jednak już mają za sobą ten etap. Już się z tego wyleczyli - zaznacza wojskowy. Zwraca uwagę, że tym poważniejsze powinny być przygotowania Polski i państw bałtyckich do obrony przed Rosją.
W ocenie wojskowego, Rosja przez cały czas szykuje się do działań wojennych. Pułkownik dodaje, że nie wydaje się, by Rosja mogła zaatakować inne państwa niż Ukraina do pierwszej połowy 2026 roku, ale zastrzega, że wiele zależy n. od odbywających się we wrześniu manewrów Zapad 2025, także od tego jak wielu rosyjskich żołnierzy trafi na Białoruś.
Wskazuje, że Rosja posiadła bardzo dużą umiejętność prowadzenia operacji informacyjnych, psychologicznych i destabilizujących. A takie operacje, jak dodaje, są rozciągnięte w przestrzeni, w czasie i nie zależą w 100 procentach od żadnej konkretnej daty rozpoczęcia wojskowej fazy tej operacji. - Chodzi im także o wzrost liczby pól konfrontacji w społeczeństwie, brak równowagi w społeczeństwie, tworzenie antagonistycznych grup- już samo to może być dowodem na to, że wróg prowadzi pewne operacje - twierdzi wojskowy.
"Mamy półtora roku"
Nowy dowódca wojsk NATO w Europie Alexus Grynkiewicz stwierdził, że mamy półtora roku na przygotowanie się do wojny na Zachodzie i na Bliskim Wschodzie. Szef wojsk NATO w Europie uważa, że wojna między Zachodem a siłami Rosji i Chin może zacząć się już w 2027 roku. Tak mówił w wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Bild".
- Możemy powiedzieć tak, że wojna już się zaczęła. Putin już wypowiedział wojnę wolnemu, demokratycznemu światu. Można już tylko wydzielać fazy wojny. Obecnie ma miejsce informacyjna wojna psychologiczna. Metody stosowane w tej wojnie mogą się zmieniać, ale ona już trwa - uważa nasz rozmówca.
Ocenia, że niestety, zagrożenie wojną będzie obowiązywać, póki istnieje sojusz państw agresywnych, których liderem są Chiny. - Dlatego metody prowadzenia walki politycznej muszą być stopniowo zmieniane. Nie da już negocjować z wrogiem, gdy zadeklarował swoje zamiary i już działa przeciwko nam - mówi wojskowy.
Zauważa, że Rosja toczy wojnę, której celem jest zniszczenie innych państw. Przypomina, że Rosja bez litości atakuje Kijów, Charków, które sama postrzega jako miasta szczególne, a ich ludność jako "swoją". - A teraz wyobraźcie sobie, co zrobią z ludnością, Warszawy, Łodzi, Lublina, Krakowa, Katowic i kilkuset innych polskich miast - dodaje wojskowy. Zaznacza, że Rosjanie wciąż dopuszczają się aktów ludobójstwa i czynili to w całej swojej historii.
Zdaniem pułkownika wojny można będzie uniknąć, jeśli "Rosja zostanie rzucona na kolana". - Rosja nie jest państwem samowystarczalnym, nie jest w stanie zaspokoić wszystkich swoich potrzeb, nie ma możliwości samodzielnego prowadzenia wojny. Dlatego 90 procent elektroniki, którą znajdujemyw pociskach rakietowych i Shahedach, wytwarzają chińscy producenci - zaznacza wojskowy.
- Wojna już się toczy, ale jeszcze nie ma gorącej, militarnej fazy. Można ją zatrzymać przez zastosowanie zakrojonych na szeroką skal sankcji politycznych i gospodarczych, które pozwolą nam uniknąć konfrontacji militarnej - uważa wojskowy.
Podkreśla, że Rosja nie jest w stanie sama prowadzić działań wojennych, ale wciąż ma duże zapasy uzbrojenia. - W ciągu trzech lat wojny Rosji udało się zniszczyć dwie trzecie radzieckich zapasów czołgów, które znajdowały się na jej terytorium. Nie może odnowić tych zapasów. Tempo budowy czołgów to około 200 sztuk rocznie. Chodzi tu o nowe czołgi od podstaw. Jednak pomimo tego, że Rosja straciła dwie trzecie swojej floty czołgów, nadal ma ponad cztery tysiące czołgów. A ile czołgów ma na przykład Wielka Brytania? Około 200 - zaznacza wojskowy. Dlatego, jak mówi, nie można lekceważyć zagrożenia, a starać się wykorzystać słabość Rosji, jej braki gospodarcze.
Nie można wierzyć w mityczne rezerwy
I też dlatego Polska, przygotowując się na potencjalne zagrożenie ze strony Rosji, powinna polegać na własnych zasobach broni - mówi portalowi PolskieRadio24.pl ukraiński pułkownik rezerwy Serhij Hrabski. Wojny w Ukrainie, i na Bliskim Wschodzie pokazały, że zapasy uzbrojenia potrafią błyskawicznie stopnieć. - Bo tak naprawdę, nikt odpowiednio nie przygotowywał się do tych wojen - zauważa.
W ciągu 12 dni działań wojennych USA przeciwko Iranowi zapasy amerykańskich pocisków i zapasy izraelskiej broni antyrakietowej, a także rakiet, były bardzo wyczerpane i nie można było ich szybko wyrównać - wskazuje wojskowy.
Amerykańska telewizja CNN informowała, że w czasie wojny 12-dniowej Stany Zjednoczone wykorzystały około jednej czwartej zapasów swoich najnowocześniejszych rakiet przechwytujących THAAD, a do tego na światło dzienne wyszły braki w systemie dostaw. Bo tempo ataków znacznie przekraczało plan produkcji. Według CNN USA wystrzeliły 100-150 pocisków THAAD (Terminal High Altitude Area Defense), korzystając z dwóch z siedmiu swoich systemów. Dziennikarze dodają, że USA zakupiły w zeszłym roku 11 nowych pocisków przechwytujących THAAD, w tym roku dostaną zaledwie 12.
Do tego, według amerykańskich mediów, Izraelowi zaczynają kończyć się zapasy pocisków przechwytujących Arrow. Pułkownik Hrabski ocenia, że Izraelczycy potrzebują 2-3 lat, aby uzupełnić zapasy amunicji, działając w obecnym tempie.
- I to jest mój przekaz dla Polski, dla krajów bałtyckich - dziś nie możemy mówić o żadnych mitycznych rezerwach. Musimy wiedzieć, czym konkretnie dysponujemy, na czym możemy polegać, jakie zasoby są dostępne i jak szybko możesz je odnowić - wskazuje.
- Wyborcy Trumpa chcą ostrzejszej polityki. Obawiają się Rosji
- Zmasowany atak dronów na Ukrainę. Uderzyli w dwa obwody
- "To nowa rzeczywistość". Miedwiediew grozi światu rakietami
Źródła: PolskieRadio24.pl/Rozmawiała Agnieszka Kamińska