Co z tą Polską (i co z tym Lisem)? Felieton Miłosza Manasterskiego

Minęło już kilka dni od zwolnienia przez niemieckich pracodawców Tomasza Lisa z funkcji redaktora naczelnego "Newsweeka". Obyło się bez listów protestacyjnych, dramatycznych oświadczeń o stanie demokracji  czy choćby jednej demonstracji pod redakcją. Chciałoby się zapytać, cytując tytuł dawnego programu Tomasza Lisa: "Co z ta Polską?"

2022-05-30, 11:55

Co z tą Polską (i co z tym Lisem)? Felieton Miłosza Manasterskiego
Polskie media to oczko w głowie opozycji, która regularnie skarży się w Brukseli na wyimaginowane ograniczenia wolności słowa w Polsce - pisze Miłosz Manasterski. Foto: Shutterstock/Grand Warszawski

Polskie media to oczko w głowie opozycji, która regularnie skarży się w Brukseli (i w innych stolicach świata) na wyimaginowane ograniczenia wolności słowa w "tym kraju" i "prześladowania" dziennikarzy. Nie pod lupą, ale wręcz pod mikroskopem są media publiczne. Mamy już periodyki i portale wyspecjalizowane w stałym "monitoringu" mediów narodowych, które kreują na "niezłomnego, niezależnego dziennikarza" i "ofiarę reżimu" każdego, kto opuścił TVP czy PR. Według opozycji ktokolwiek pracował w Polskim Radio czy Telewizji Polskiej przed 2015 rokiem jest fachowcem tak zasłużonym, że należy mu się dożywotnie stanowisko, awans i podwyżka. I to nawet jeśli nie wykonywał poleceń przełożonych, przychodził do pracy pod wpływem alkoholu albo jego kompetencje zawodowe zostały boleśnie zweryfikowane przez życie.

Gigantyczna histeria

Do historii przeszła gigantyczna histeria rozpętana wokół Trójki, w wyniku której ludzie, którym praca w radio sprawiała samolubną przyjemność, próbowali zniszczyć wizerunek całego radia publicznego. Następnie w ramach źle rozumianej solidarności zawodowej założyli dwa nowe radia internetowe. Musiały być dwa, bo w jednym zabrakłoby przecież miejsca dla wszystkich gwiazd i radiowych osobowości, które wcześniej ścieśniały się na Myśliwieckiej. Choć nowe "post-Trójkowe" radia dzisiaj skupione są na wzajemnym zwalczaniu się i konfliktach wewnętrznych, prawdziwa Trójka nadal jest na cenzurowanym. Panuje powszechne przekonanie, że nigdy nie będzie taka jak "stara". Problem w tym, że to dobrze. Bo i mało kto wie, jaka ta "stara Trójka" była, ponieważ większość akurat wtedy wolała słuchać komercyjnej konkurencji. Grono dawnych słuchaczy "starej Trójki" rośnie jednak z każdym dniem, bo przecież w wielu kręgach dzisiaj nie wypada powiedzieć, że słuchać się jej nie dało.

Zostawmy jednak media publiczne. Z perspektywy zwolenników opozycji dużo ważniejsze są ich media tożsamościowe, nazywane górnolotnie "wolnymi". Bez ich istnienia opozycja straci całkowicie swój powab i zdolność do mobilizacji swoich zwolenników. Na wagę złota są tutaj takie postaci jak Tomasz Lis, który jak nikt inny potrafił prowadzić na tekturowe barykady Komitet Obrony Demokracji czy Obywateli RP. Czy rzeczywiście?

Fundamentalna zmiana w tygodniku "Newsweek", jakim była niezapowiedziana i niewyjaśniona nikomu zmiana redaktora naczelnego, powinna spowodować prawdziwą burzę. Zwłaszcza że chodzi o osobę niezwykle popularną i rozpoznawalną, namaszczoną przez samego Wojciecha Jaruzelskiego na "arystokratę dziennikarstwa". Autorytet elit III RP z dnia na dzień stracił pracę w "Newsweeku", którego był wszystkim: duchem, twarzą, intelektem, emocjami, a nawet literówkami. I nic się nie stało.

REKLAMA

"I nic się nie stało"

Wierni czytelnicy nie przynieśli trumny na posiedzenie zarządu niemieckiego wydawcy. Nie było ogólnopolskich protestów pod pomnikami bitwy pod Grunwaldem. Nikt w pozostałych "wolnych mediach" nie krzyczał, że to koniec świata, upadek demokracji i kres Polski. Zirytowani prenumeratorzy nie rozwiązali umów z tygodnikiem. Stare wydania „Newsweeka” pod redakcją Lisa nie doczekały się oprawienia w ramki i aukcji na rzecz WOŚP. Nie zebrano nawet trzech podpisów za natychmiastowym przywróceniem Lisa do pracy. Nie powstała żadna publiczna zbiórka na rzecz wykupu tytułu i przekazania go wprost w ręce "asa przestworzy niezależnego dziennikarstwa". Redakcyjni koledzy Lisa nie rzucili papierami i nie zaproponowali mu wspólnego wydawania choćby internetowego portalu dla wiernych i hojnych czytelników.

Chciałoby się zapytać "Co z tą Polską?". Ten tytuł dawnego programu telewizyjnego Tomasza Lisa wydaje się dzisiaj brzmieć bardziej aktualnie niż kiedykolwiek wcześniej.

I co z tym Lisem? Dlaczego tak bezcennej gwiazdy dziennikarstwa medialna konkurencja natychmiast nie zabrała na swój pokład? Dlaczego medialna gwiazda Tomasza Lisa nagle zaczęła świecić tak słabo, że jego los nikogo nie obchodzi?

"Nie wypada kontestować"

Czy dlatego nikt nie protestuje wokół redakcji "Newsweeka", że zwolennikom opozycji nie wypada kontestować decyzji NIEMIECKIEGO pracodawcy? Czy wielbiciele dziennikarza znaleźli się między Hansem a Tomaszem i nie wiedzą, jak zaprotestować, żeby przypadkiem nie obrazić niemieckich wydawców? Bo jak się zdenerwują, to jeszcze odsprzedadzą "Newsweeka" koncernowi Polska Press?

REKLAMA

A może to kwestia nieprzyjemnego zapachu, który roznosi się wokół redakcji i coraz to ciekawszych plotek o tym, czego się w niej dopuszczano? Ale czy wielkim gwiazdom dziennikarstwa nie powinno się wybaczyć wszystkiego? Przecież one walczą codziennie, martwią się o to, co z tą Polską. Czy można ot tak zapomnieć redaktora Lisa, nawet gdyby okazało się, że jako człowiek ma jakieś "słabości"?

Jakakolwiek jest przyczyna ciszy wokół Tomasza Lisa - jedno jest pewne. Środowisko zwolenników opozycji - jeśli przyjdzie polecenie z Berlina - nie będzie lojalne nawet wobec swoich najbardziej zasłużonych przedstawicieli. To jednocześnie oznacza, że wszystkie zachwyty nad dziennikarską wielkością byłego redaktora naczelnego "Newsweeka" były tylko udawane i na pokaz. Tak jak dzisiejsze uwielbienie dla "starej Trójki".

Miłosz Manasterski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej