33 lata temu urodził się Paweł Fajdek

33 lata temu urodził się Paweł Fajdek. Brązowy medalista olimpijski w rzucie młotem.

2022-06-04, 05:00

33 lata temu urodził się Paweł Fajdek
Sport - kartka z kalendarza . Foto: PR

Fafik niedoszły kolarz

Świebodzice to miasto usytuowane na Dolnym Śląsku, kilka kilometrów na północ od Wałbrzycha. Tam 4 czerwca 1989 roku przyszedł na świat Paweł Fajdek. Nie należał do dzieci, które szczególną atencją darzyły sport. Jego przyrodni brat uznał, że bardzo dobrze do malucha pasuje przydomek Fafik i tak tytułował. Tata Waldemar próbował go zarazić miłością do dwóch kółek. Jednak akcja spaliła na panewce. Mimo to ojciec nie ustawał w dążeniu do tego aby syn uprawiał jakąś dyscyplinę sportu skoro kolarstwo nie zyskało jego uznania.

- Pół roku namawiałem Pawła, aby poszedł na trening rzutu młotem, prowadzony przez znajomą, Jolantę Kumor. Niczego nie trenował. Miał tylko WF w szkole, no i ganiał za piłką na podwórku. Nie chciałem jednak naciskać, bo już raz go przekonywałem do jakiegoś sportu i nie wyszło - stwierdził rodziciel.

Na szczęście dla polskiej lekkoatletyki Fafik oglądał relacje z XXVII olimpiady, która odbyła się w 2000 roku w dalekiej Australii.

- Przypomina mi się, gdy jako jedenastoletni smarkacz podziwiałem dekorowanego na igrzyskach w Sydney Szymona Ziółkowskiego (zdobył złoty medal przyp. red.). On był najważniejszą inspiracją do rozpoczęcia przez mnie młociarskiej kariery - zauważył urodzony w Świebodzicach sportowiec.

REKLAMA

Zgodził się zostać zawodnikiem klubu Zielony Dąb Żarów. Tam stawiał pierwsze kroki w zupełnie nieznanej mu do tej pory dyscyplinie. Okazało się, że ma doskonałe predyspozycje.

- Miał specyficzny charakter. Nigdy nie odpuszczał. No i nie zawsze chciał się podporządkować. Ale to było dobre - wspominała Kumor, pierwszy szkoleniowiec Fajdka.

Pierwsze koty za płoty

Świebodzianin robił olbrzymie postępy. Istniała szansa, że może zakwalifikować się na najważniejszą imprezę sportową świata, która miała odbyć się w 2012 roku. Wtedy nastąpiła bardzo poważna zmiana mająca kolosalny wpływ na jego dalszą karierę.

- Nie mieliśmy żadnych warunków na to, by przygotowywać się do igrzysk u siebie w gminie, doszliśmy z trenerką do wniosku, że należy zrobić krok w kierunku dalszego rozwoju. Wtedy zapadła decyzja, by przenieść się do Poznania i podjąć współpracę z panem Czesławem Cybulskim - stwierdził Fajdek.

REKLAMA

Pod skrzydłami nowego szkoleniowca zaczął zdobywać trofea. Jego pierwszym poważnym sukcesem było wywalczenie złotego medalu na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy, które odbyły się w czeskiej Ostrawie. W tym samym roku został najlepszym miotaczem na ogólnoświatowej Uniwersjadzie rozgrywanej w chińskim Shenzhen. Posłał młot na odległość 78,14 metra. Te osiągnięcia spowodowały, że zapadła decyzja o wyjeździe 23 latka na XXX igrzyska mające odbyć się w stolicy Wielkiej Brytanii Londynie. Jednak strat ten zupełnie mu nie wyszedł. W eliminacjach spalił wszystkie trzy rzuty. A wystarczyło posłać młot na odległość 74,70 metra aby wystąpić w zmaganiach o medale.

Szybko powrócił na złoty szlak

Aby zapomnieć o wyjątkowo złym występie na olimpiadzie potrzebował znaczącego sukcesu. Udał się na 14 Mistrzostwa Świata w Lekkoatletyce, które odbyły się rok po igrzyskach w stolicy Rosji. Początek zawodów był bardzo nerwowy. Pierwsza próba była nieudana. W drugiej uzyskał 76,17 m. To dało mu 9 pozycję i możliwość występu w finale. Tam w końcu się otworzył. W pierwszym rzucie młot poszybował na odległość 81,97 m. Nikomu nie udało się osiągnąć takiego wyniku. Na szyi Polaka zawisł krążek z najcenniejszego kruszcu.

- Wiedziałem, że tylko złotym medalem w Moskwie mogę w pełni zmyć plamę z igrzysk olimpijskich w Londynie. Nareszcie kamień spadł mi z serca, czuję ogromną ulgę (…) To najpiękniejszy moment w życiu sportowca - zauważył Fajdek.

Od tego momentu znalazł się na szczycie i wcale nie miał zamiaru z niego schodzić. Dwa lata później na mitingu w Szczecinie ustanowił rekord Polski wynikiem 83,93 m. Swoja supremację potwierdził na 15 czempionacie globu w stolicy Chin Pekinie. W kwalifikacjach osiągnął 78,38 m. co było najdłuższym rzutem. W rozgrywce o najwyższy stopień podium jako jedyny przekroczył granicę 80 m. Wygrał posyłając młot o 88 centymetrów dalej. Na tych samych zawodach trzecie miejsce wywalczył Wojciech Nowicki. Mistrz świata nie był do końca usatysfakcjonowany.

REKLAMA

- Dzisiaj jednak jest najgorszy dzień, jeśli chodzi o samopoczucie w roku. Wszystko mnie boli. To pewnie kwestia wysiłku, długiej nocy i małej ilości snu. Od stycznia mam też problemy z barkiem. Na tyle sobie z nim poradziłem, że nie przeszkadza mi to rzucać poza granicę 80 metrów - wspominał po konkursie Fafik.

Kolejne bolesne doświadczenie

Nie było na całym świecie specjalisty z dziedziny lekkiej atletyki, który uważał by, że złoto na XXXI igrzyskach w rzucie młotem zdobędzie kto inny niż nasz reprezentant. Na jego nieszczęście demony sprzed czterech lat powróciły. Był wspaniale przygotowany. Jednak najwyraźniej stres z poprzedniej olimpiady znowu się uzewnętrznił. W kwalifikacjach wypadł tragicznie. Pierwsza próba tradycyjnie został spalona. W drugiej zaliczył 71,33 m. Aby marzyć o awansie do finału musiał rzucić minimum 2,5 metra dalej. I to mu się nie udało. Uzyskał zaledwie 67 centymetrów dłuższą odległość niż w drugim podejściu. Zajął 17 miejsce i musiał pogodzić się z goryczą porażki.

- Kolejne 4-lecie za mną. Było wiele razy przyjemnie, wiele wspaniałych chwil, kilka sukcesów, masa przygód i doświadczeń. Wejść na sam szczyt jest cholernie trudno, a wtedy każdy nawet najmniejszy upadek boli po stokroć bardziej - stwierdził Fajdek.

Jednak polscy kibice mogli się cieszyć. Brąz wywalczył drugi nasz młociarz Nowicki. Po powrocie do kraju dwukrotny czempion świata, który nie mógł odnaleźć się na olimpiadach, postanowił zmienić szkoleniowca. Wrócił do pierwszego trenera Jolanty Kumor. Na kolejnych czempionatach globu urodzony w Świebodzicach lekkoatleta znowu wrócił na szczyt. W Londynie i w Doha w Zjednoczonych Emiratach Arabskich nie było na niego mocnych. Na obu tych zawodach na najniższym stopniu podium zameldował się Nowicki.

REKLAMA

Do trzech razy sztuka

Po ostatnich sukcesach, rok przed XXXII igrzyskami, które miały odbyć się w stolicy Japonii Tokio, postanowił oddać się w ręce Szymona Ziółkowskiego. Życie zatoczyło pętlę. Zawodnik, dzięki któremu rozpoczął karierę miały być tym, który doprowadzi go na najwyższy stopień podium olimpijskiej rywalizacji. W Azji w eliminacjach nastąpił kolejny horror. Jednak w ostatnim rzucie na odległość 76,46 m. udało się Polakowi osiągnąć po raz pierwszy w życiu kwalifikacje do walki o medale. Atmosfera w finale był niezwykle nerwowa. W trzecim podejściu kolega Fajdka, Nowicki rzucił 82,52 m. co zapewniło mu złoty medal. Na szczęście miotacz ze Świebodzic się nie poddał. W ostatniej próbie jego przyrząd poszybował na 81,53 metra. W tamtym momencie był to drugi wynik. Niestety tuż za nim do koła wszedł Norweg Eivind Henriksen i uzyskał odległość dłuższą o 5 centymetrów.

- To zmienia wszystko. Daje ten olimpijski spokój, którego nigdy u mnie nie było. Wątpię, żebym jeszcze kiedykolwiek nie przeszedł eliminacji. Chyba że będę za stary - stwierdził brązowy medalista igrzysk Paweł Fajdek.

Czeka na niego olimpiada w Paryżu w 2024 roku. Tam może w końcu uda mu się zrealizować marzenia i wrócić do ojczyzny z krążkiem z najcenniejszego kruszcu.

Źródła: polskieradio24.pl, przegladsportowy.pl, sport.tvp.pl, sport.pl, sport.interia.pl, pzla.pl, polsatsport.pl

REKLAMA

AK

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej