60 lat temu urodził się Krzysztof Hołowczyc

2022-06-04, 05:01

60 lat temu urodził się Krzysztof Hołowczyc
Sport - kartka z kalendarza . Foto: PR

Wspaniały młodzieniec na swojej szalejącej maszynie

W stolicy polskich jezior Olsztynie 4 czerwca 1962 roku przyszedł na świat Krzysztof Hołowczyc. Od dzieciństwa interesował się motoryzacją. Już w szkole podstawowej wsiadł do gokarta. Tak mu się spodobało, że postanowił, że zostanie kierowcą rajdowym. Jego tata Ludwik uznał, że należy zrobić wszystko aby syn mógł realizować się w swojej pasji.

- Ojciec podarował mi swojego dużego fiata 1500. Całego rozłożyłem i złożyłem z powrotem, przerabiając silnik, skrzynię biegów i jeszcze parę innych rzeczy. Chodził ekstra, prawie nim fruwałem. Już po pierwszym starcie usłyszałem opinie innych kierowców: „Ten gość na sto procent się zabije” - wspominał Hołowczyc.

Gdy miał 22 lata po raz pierwszy wystartował w wyścigu. Był nim Rajd Kormoran. Prowadził trasami Warmii i Mazur, czyli praktycznie był rozgrywany „na podwórku” młodego rajdowca. Wspólnie z pilotem Markiem Omelańczukiem zajął 18 miejsce. Pierwsze sukcesy przyszły rok później. Został Mistrzem Polski w klasie N. Grupa ta charakteryzuje się tym, że ścigające się w niej samochody są praktycznie seryjne. Jedynymi zmianami jakie w nich są możliwe do wprowadzenia to lekki tuning oraz dodatkowe wyposażenie związane z przepisami bezpieczeństwa obowiązującymi na wyścigach. Aby kontynuować starty musiał znaleźć pieniądze na dalsze ściganie. Nie było chętnych aby je wyłożyć. Już miał zarzucić swoja pasje kiedy przyszła propozycja z Fabryki Samochodów Osobowych. Został kierowcą zespołu fabrycznego. Jednak długo w polskim zespole nie pojeździł. Przepaść jaka różniła polski samochód od tych produkowanych za naszymi granicami była tak duża, że na początku lat dziewięćdziesiątych zlikwidowano team. Na szczęście Hołowczyc wyrobił już sobie markę i mógł kontynuować starty.

Wybrał azjatyckie pojazdy

Po zakończeniu ścigania się w stajni FSO przesiadł się na japońska Mazdę 323. Ponownie wywalczył tytuł czempiona naszego kraju w klasie N. W 1994 roku znowu wygrał tę grupę. Dodatkowo stanął na trzecim stopniu podium w Rajdzie Polski. Uczynił to jadąc Toyotą Celicą ST 165. Od tego czasu współpracował z nowym pilotem Maciejem Wisławskim.

REKLAMA

- Wygrywanie jest potrzebne do tego, żeby zdobywać kolejne cele. Gdy jesteś najlepszy, masz sponsorów i cała machina pędzi dalej. Ale myślę, że największa radość jest w gonieniu króliczka - zauważył Hołowczyc.

I gonił go dalej. Mając już wyrobioną wysoką pozycję w świecie rajdowców postanowił spróbować swoich sił w profesjonalnej klasie A, czyli rywalizacji na wyczynowych konstrukcjach. Przesiadł się do Toyoty Turbo 4WD. Ruszył na podbój Europy. Na koniec sezonu zajął drugie miejsce na starym kontynencie. W 1996 r zdobył następny tytuł mistrza kraju. Na Rajdzie Deutschland jego bolid niestety strawił pożar. Wtedy został kierowcą następnego producenta - Subaru.

- Pamiętam swój początek przygody z tą marką. Jak moja Toyota Celica spłonęła w Niemczech, to przez chwilę myślałem, że to koniec. Ale pojawiła się możliwość przesiadki do Imprezy. Jak zaczynaliśmy testować, to zobaczyłem ten samochód od spodu i się przeraziłem. Po pancernej Celice zbudowanej jak czołg, Impreza była taka zwiewna, filigranowa. Ja byłem przekonany, że z tego nic nie będzie. Jeden skok przez hopę i po zawieszeniu. Na szczęście okazało się, że jest inaczej - stwierdził Hołowczyc.

Przesiadł się na Subaru Impreza 555. Ta zmiana przyniosła tryumf polskiej załogi w mistrzostwach Europy w 1997 r. Jedyny jaki wywalczył urodzony w Olszynie rajdowiec. Pogoń za nowymi wyzwaniami spowodowała, że postanowił zmienić pilota. Wisławskiego zastąpił Belg Jean-Marc Fortin. Dwa lata później we dwójkę stanęli na najwyższym stopniu podium czempionatu naszego kraju.

REKLAMA

Rajd Daka

Hołowczyc postanowił nieco zmienić swoje sportowe preferencje. Uznał, że będzie realizował się w zawodach Cross Country. Wieloetapowych wyścigach terenowych. Największym i zarazem najbardziej wymagającym przedstawicielem tego typu rywalizacji jest Rajd Dakar. Po raz pierwszy wystartował w nim w 2005 roku na Mitsubishi Pajero. W latach późniejszych prowadził Nissana Navarę. Okazało się, że jest to zupełnie inny rodzaj rywalizacji. Dwa lata po debiucie uczestnictwo w tym wyścigu nieomal skończyło się tragicznie. Na 13 odcinku samochód prowadzony przez Polaka uległ bardzo poważnemu wypadkowi.

- Fizyka wyraźnie wskazywała na to, że nie mam szans. Na szczęście, przeżyłem. Ktoś u góry stwierdził, że mam tu jeszcze coś do zrobienia. Może to nie jest obecnie popularne stwierdzenie, ale jestem katolikiem i wierzę, że Bóg mnie uratował, bo stwierdził, że to nie jest dobry moment na moją śmierć - stwierdził Hołowczyc.

Nie zniechęciło go to do dalszych startów. W 2015 r. stanął na najniższym stopniu podium w klasyfikacji generalnej.

- Śmiało mogę powiedzieć, że jestem adrenalinoholikiem. Chyba nie ma takiego słowa, ale właśnie od adrenaliny jestem uzależniony - zauważył nasz wybitny rajdowiec.

REKLAMA

FIA Cup for Cross Country Bajas

Formuła ta powstała w 2009 roku. Składają się na nią wyścigi terenowe orgaznizowane w różnych częściach świata. Nie mogą one trwać dłużej niż dwa dni. Urodzony w Olsztynie zawodnik natychmiast zaangażował się w tę rywalizację. Okazało się, że wspaniale sobie radzi. W drugim roku startów zajął pierwsze miejsce w całym cyklu. W 2015 r po zwycięstwie w polskiej edycji Baja oficjalnie ogłosił zakończenie kariery. Na szczęście dla całego rajdowego światka nie spełnił swojej obietnicy. Rok temu po raz kolejny tryumfował w krajowej edycji tych zmagań.

- Faktycznie, to już siódma moja wygrana w Baja Poland. To statystyka, która robi wrażenie. Nie ukrywam, że szczególnie lubię ten rajd - zadeklarował Hołowczyc. 

Szuka wyzwań także poza samochodowymi trasami       

Od 6 grudnia 2007 roku pełnił przez dwa lata funkcję posła w Europarlamencie z ramienia Platformy Obywatelskiej. Po zakończeniu mandatu nie ubiegał się o reelekcje. Pięć lat temu objął zaszczytną funkcję Ambasadora zorganizowanych w Krakowie Światowych Dni Młodzieży. Występował w kilku filmach i serialach. A życiu prywatnym poza trasami wyścigowymi ma czas na życiowe zachcianki.

- Jestem beznadziejnym gadżeciarzem. Uwielbiam mieć nowe sprzęty. Jak jest nowy skuter wodny, to biegnę i kupuję go, bo nie mogę pogodzić się z perspektywą, że ktoś mnie wyprzedzi na jeziorze - opowiadał ze swadą o swojej słabości Krzysztof Hołowczyc.

REKLAMA

Źródła: auto-swiat.pl, wywiadowcy.pl, plejada.pl, vod.tvp.pl, motormag.pl, bajapoland.eu,

AK

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej