Tusk tłumaczył studentom, że nie był wobec Merkel uległy. Po chwili musiał spytać: "Dlaczego się śmiejecie?"

Donald Tusk gościł we wtorek na Uniwersytecie Wrocławskim. Podczas spotkania ze studentami lider PO przekonywał, że był jedną z osób najbardziej zaangażowanych w blokowanie Nord Streamu 2. Zaprzeczył też tezie o swojej uległości wobec Angeli Merkel. Po jego słowach część osób na sali wybuchła śmiechem.

2022-06-08, 11:52

Tusk tłumaczył studentom, że nie był wobec Merkel uległy. Po chwili musiał spytać: "Dlaczego się śmiejecie?"
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk odpowiadał we Wrocławiu na pytania studentów. Poruszył m.in. kwestię polityki wobec Ukrainy, Rosji i Unii Europejskiej. Foto: PAP/Maciej Kulczyński

Donald Tusk wygłosił we wtorek na Uniwersytecie Wrocławskim wykład zatytułowany "Wojna i pokój", poświęcony obecnej sytuacji geopolitycznej. Po prelekcji były premier odpowiadał na pytania studentów. Jedno z nich dotyczyło jego "uległości wobec Merkel". - Ta teza nie jest prawdziwa - stwierdził lider PO.

Po tych słowach na sali było słychać śmiech. - Dlaczego się śmiejecie? - odpowiedział na to Donald Tusk. - Jeszcze jako polski premier, a później przez obie kadencje w Radzie Europejskiej - jest mi o tyle przykro, że jest to udokumentowane i można to znaleźć w 15 sekund w internecie, w dowolnych dokumentach - byłem zaangażowany, być może najbardziej w Unii Europejskiej, w zablokowanie Nord Stream 2. Tylko że Niemcy i Merkel nie byli tym zainteresowani - argumentował szef Platformy.

"Nie mam sobie nic do zarzucenia"

W dalszej części odpowiedzi Donald Tusk stwierdził, że w UE i na Ukrainie ma opinię polityka "radykalnie antyrosyjskiego, który był w ostrym konflikcie z Angelą Merkel, jeżeli chodzi Nord Stream 2 i kwestie migracyjne". - Był nawet taki wielki wstępniak w "Le Soir" - największej gazecie belgijskiej - zatytułowany "monomaniac", że byłem kompletnie "szajbnięty" na punkcie mobilizacji Europy przeciwko Rosji w sprawie ukraińskiej - powiedział były premier.

REKLAMA

- Dużo zależy jednak od punktu widzenia. Ja generalnie nie jestem radykałem. Nie rozpoczynam wojny z kolejnym narodem każdego dnia, tak jak to robi PiS-owska dyplomacja. Staram się używać zupełnie innych narzędzi, ale w sprawach ukraińskich i Merkel byłem bardzo pryncypialny i uparty. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Zrobiłem więcej niż maksa w ramach moich możliwości - stwierdził.

Podkreślił, że "jest w tym kontekście czasem opluwany". - Ale kiedy jestem na Ukrainie, to mnie ludzie sami zaczepiają. Jestem tam dobrze rozpoznawany i muszę wam powiedzieć, że nigdzie na świecie - poza Polską - nie spotykam się z tyloma ludźmi, którzy mi dziękują i ze łzami w oczach mówią: także dzięki panu Ukraina jest wciąż niepodległa - wskazał Donald Tusk.

Zobacz także:

"Polska nie stanie na czele antyrosyjskiej krucjaty"

Poszliśmy więc za namową szefa Platformy, by "wpisać w internecie" i sprawdzić poziom jego zaangażowania w sprawę ukraińską. Tak natrafiliśmy na sejmową wypowiedź z września 2014 r., w której Donald Tusk stwierdził, że "Polska, póki on jest premierem, nie stanie na czele antyrosyjskiej krucjaty". Było to blisko rok po wydarzeniach na kijowskim Euromajdanie i kilka miesięcy po zaanektowaniu Krymu przez Rosję.

Bardzo mocno skrytykował go wtedy prezes PiS Jarosław Kaczyński. - Premier szybko oświadcza, że nie staniemy na czele antyrosyjskiej krucjaty. Szybko rezygnujemy z wejścia w tę rolę, która dawała nam pewne znaczenie w Europie, bo kiedy za naszych rządów należeliśmy do tych trzech państw, które przeciwstawiały się wchodzeniu Rosji w Europę, nadmiernym wpływom rosyjskim, to wtedy mieliśmy znaczenie, właśnie dlatego, że w jakiejś bardzo ważnej sprawie zajmowaliśmy odrębne stanowisko. Tu to straciliśmy. Zostaliśmy ze sprawy ukraińskiej wypchnięci. W tej chwili ta sprawa jest załatwiana bez nas, chociaż jesteśmy największym obok Rosji sąsiadem Ukrainy, a powinniśmy w tym uczestniczyć. To jest kwestia naszego znaczenia - oceniał wówczas Jarosław Kaczyński.

Zdaniem Donalda Tuska owa krytyka jego prorosyjskich działań stwarzała "fałszywy obraz, że Polska to jest rusofobiczny kraj z rusofobicznymi władzami i że ktokolwiek w Polsce rządzi, zawsze Polska będzie organizowała Europę w jakiejś awanturze antyrosyjskiej". Ówczesny premier przekonywał, że stanowi to dla niego problem w relacjach ze "wszystkimi partnerami europejskimi".

- To jest tak naprawdę jeden z najpoważniejszych dylematów polskiej polityki dzisiaj, nie tylko w Europie, także wobec Stanów Zjednoczonych - w jaki sposób zachować wiarygodność państwa odpowiedzialnego, obliczalnego, niepakującego sąsiadów w awantury, a równocześnie państwa, które stanowczo będzie broniło swoich interesów na wschód od naszych granic. I jestem przekonany, że dzisiaj Polska zbiera dobre żniwo tej polityki, chociaż ryzyka są oczywiste. I są to ryzyka związane z próbą zbudowania wokół Polski atmosfery jako państwa, które naraża Europę na nieustanny konflikt z Rosją. Z całą pewnością tego typu nieodpowiedzialne wypowiedzi jak pańska, tzn. że Polska powinna stanąć na czele takiej krucjaty antyrosyjskiej, utrudniają, a nie ułatwiają ciężką pracę polskiej dyplomacji - mówił Donald Tusk.

REKLAMA

Kilka dni po tych słowach ówczesny premier podał się do dymisji, by już w grudniu 2014 r. objąć stanowisko szefa Rady Europejskiej.

"Europa nie może zrobić za Ukrainę wszystkiego"

Sprawując nową funkcję, Donald Tusk gościł 27 kwietnia 2015 r. w Kijowie. Wziął wtedy udział w szczycie Ukraina-Unia Europejska.

Jednym z inicjatorów spotkania był ówczesny prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, który domagał się od europejskiej delegacji perspektywy członkostwa w UE dla swojego kraju, zniesienia obowiązku wizowego i bardziej aktywnej roli Brukseli w procesie pokojowym na Wschodzie.

Donald Tusk odpowiedział wtedy, że "Europa nie może zrobić za Ukrainę wszystkiego".

REKLAMA

Poroszenko zwrócił się także z prośbą o wysłanie na Ukrainę międzynarodowej misji wojskowej pod auspicjami UE. - Nie ma takiej możliwości - usłyszał z ust szefa RE.

Zobacz także:

Historia Nord Streamu i Nord Streamu 2

Przy historii działań Donalda Tuska dla bezpieczeństwa w regionie nie sposób nie wspomnieć też o przywołanym przez niego Nord Streamie i Nord Streamie 2. Decyzja o budowie pierwszej nitki rosyjsko-niemieckiej inwestycji zapadła w 2005 r., a gazociąg pełną przepustowość uzyskał w 2012 r. Równolegle toczyła się też budowa jego drugiej odnogi.

Dziennikarz TVP Info Michał Rachoń ujawnił w tym kontekście notatkę polskich służb wojskowych z ambasady w Moskwie. Wojskowi dyplomaci pisali w 2008 r., że Rosjanie oczekiwali od polskiego rządu bierności ws. Nord Streamu. Miałby to być "kolejny krok" na drodze do "uregulowania" stosunków między Polską a Rosją.

REKLAMA

W szyfrogramie podkreślono, że oświadczenie takie może być również złożone podczas spotkania szefów rządów Polski i Rosji, czyli Tuska oraz Władimira Putina.

"Warto zauważyć, że cena polityczna tego »ustępstwa« ze strony polskiego rządu byłaby wyższa niż jej efekt polityczny, tym bardziej, że Federacja Rosyjska przyjmie ją raczej jako coś, co jej się należało" - czytamy w szyfrogramie dyplomatów.

W zamian Rosja miałaby "przedłożyć określone oficjalne gwarancje, że gazociąg północny nie jest projektem przeciwko interesom Polski oraz ponownie zaprosić ją do udziału w tym projekcie".

W tym samym czasie główny koalicjant PO i wicepremier w rządzie Tuska Waldemar Pawlak zapewniał, że Polska powinna zaopatrywać się w gaz z Rosji, a co więcej, reżim Putina powinien wysyłać swój surowiec do Europy przez nasz kraj. 

REKLAMA

Z kolei Radosław Sikorski jeszcze w 2015 r. pisał, że sprzeciw rządu PiS wobec Nord Streamu był błędem. "Błędem było niedołączenie się do projektu, gdy jasnym się stało, że nie potrafimy go zatrzymać" - uważał szef MSZ w rządzie Donalda Tuska.

jp/tvp.info

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej