45 lat temu urodził się Sebastian Świderski
Sebastian Świderski, siatkarz. Aktualnie prezes PZPS.
2022-06-26, 05:01
Nic chciał się ścigać
Gorzów Wielkopolski jest jednym z najprężniejszych ośrodków żużlowych w Polsce. Pociąga to za sobą olbrzymie zainteresowanie tą dyscypliną sportu we wszystkich otaczających ją miejscowościach. W jednej z nich, Skwierzynie przyszedł na świat Sebastian Świderski. Miało to miejsce 26 czerwca 1977 roku. Od dziecka bardzo interesował się sportem. Jednak zupełnie nie angażował się w zabawy związane z motoryzacją. Jego pasją stała się jedna z najpiękniejszych gier zespołowych piłka siatkowa. W jej uprawianiu pomógł mu wzrost. Aktualnie mierzy 193 centymetry. Pierwsze kroki w ulubionej dyscyplinie sportu stawiał w gorzowskim Zniczu. Dzięki ambicji i ogromnemu zaangażowaniu stał się wyróżniającym zawodnikiem małego klubu. W wieku 16 lat przeszedł do lokalnego Stilonu. Wśród kolegów nie wyróżniał się gabarytami. To spowodowało, że szkoleniowcy ustawili go na pozycji przyjmującego. Miał odbierać piłki i wykańczać akcje atakami ze skrzydła bądź z drugiej linii. Dwa lata później zadebiutował w pierwszej drużynie. Jego klub niestety zaliczył spadek do serii B. Jednak dzięki wydatnej pomocy młodziutkiego siatkarza już po roku na powrót zasilili szeregi najwyższej klasy rozgrywkowej w naszym kraju. Jego postawa nie uszła uwadze trenerowi juniorskiej reprezentacji Polski.
- W 1996 roku zdobyliśmy mistrzostwo Europy, rok później w Bahrajnie mistrzostwo świata juniorów. Ale do pierwszej kadry trafiliśmy, bo mieliśmy talent i katorżniczo pracowaliśmy. Zdarzało się, że trenowaliśmy na hali dłużej, niż spaliśmy. Trener Mazur (Ireneusz przyp. red.) miał "wojskowy" styl. Wzorował się na Hubercie Wagnerze - wspominał Świderski.
Niespełnione marzenie
Pierwsze sukcesy w dorosłej siatkówce przyszły dopiero po 8 latach. Każdy sportowiec w głębi duszy chciałby zostać mistrzem olimpijskim. I taka okazja nadarzyła się na XXVIII letnich igrzyskach, które odbyły się w stolicy Grecji Atenach. W fazie grupowej po łatwej wygranej 3:0 z silną Serbią i Czarnogórą byliśmy w wyśmienitych humorach. I to się bardzo na nas zemściło. W drugim pojedynku polegliśmy 1:3 z gospodarzami. Później przyszła porażka 0:3 z Francją i zawisło nad nami widmo wczesnego powrotu do domu. Na szczęście pokonaliśmy 3:1 Tunezję. O wyjściu do dalszych gier decydowała potyczka z Argentyną. Po bardzo dramatycznym pojedynku wygraliśmy 3:2, zwyciężając w decydującym secie 20:18. W ćwierćfinale czekała na nas Brazylia. Polegliśmy z kretesem 0:3 z późniejszym mistrzem olimpijskim.
- Tamten mecz z Serbami graliśmy bardzo wcześnie, o 9 rano. Dla nich to było zdecydowanie za wcześnie, pokonaliśmy zespół, który chyba jeszcze spał na boisku. Potem zaczęły się komentarze, że to jest ten czas, że będziemy walczyć o złoto. Dla nas to było za dużo do udźwignięcia. Do tego mieliśmy problem wewnątrz zespołu. Nie było dobrej atmosfery, a to przekłada się na grę - ocenił postawę zespołu Świderski.
REKLAMA
Swoje marzenie o wywalczeniu medalu musiał odłożyć na później.
Największy sukces w karierze
Po nieudanych igrzyskach nastąpiła bardzo poważna zmiana w polskiej siatkówce. Pierwszy raz w historii selekcjonerem reprezentacji narodowej został zagraniczny szkoleniowiec. Był nim Argentyńczyk Raul Lozano. Dzięki niemu nasza drużyna zrobiła olbrzymi postęp. Efekty jego pracy przyszły praktycznie od razu. Awansowaliśmy na XVI czempionat globu, który został przeprowadzony w dalekiej Japonii. Przez pierwszą fazę przeszliśmy jak burza. Pięć zwycięstw nie pozostawiało wątpliwości kto jest najlepszy. Swoją supremację potwierdziliśmy w drugiej części zmagań. Znowu 5 tryumfów. Tak doszliśmy do półfinału. Tam szybko rozprawiliśmy się 3:1 z Bułgaria. Stracony set był dopiero trzecim w dotychczasowych potyczkach. Mieliśmy srebro w kieszeni. O złoto przyszło nam walczyć z Brazylią. Niestety tak jak na olimpiadzie dwa lata wcześniej nie udało nam się tego meczu przechylić na naszą stronę. Ulegliśmy przeciwnikowi w stosunku 0:3.
- Wróciliśmy wtedy na podium mistrzostw po 32 latach przerwy. Wtedy zaczęła się złota era, która trwa do dziś. 2006 rok to dla polskiej męskiej siatkówki data graniczna. Bez tamtego sukcesu nie bylibyśmy teraz w miejscu, w którym jesteśmy - stwierdził Tomasz Swędrowski z Polsatu Sport.
Drugie nieudane podejście
Organizatorem XXIX igrzysk był chiński Pekin. Nasza reprezentacja jechała w roli zdecydowanego faworyta do medalu. Zastanawiano się tylko jakiego będzie koloru. Wszystko wskazywało, że nasze oczekiwania się spełnią. W fazie grupowej zaliczyliśmy tylko jedną wpadkę. Ponownie przegraliśmy 0:3 z Canarinhos. To dało nam prawo gry w ćwierćfinale z trzecią drużyną drugiej grupy Italią. Wydawało się, że nie będzie problemu. A jednak był. Po bardzo dramatycznym pojedynku polegliśmy 2:3. W ostatnim secie ulegliśmy na przewagi 15:17.
REKLAMA
- Nie czuliśmy się słabsi od Włochów. Mieliśmy poczucie, że dobrze się nam z nimi gra. Zadecydowały dwie feralne dla nas akcje w tie-breaku (…) Dla nas ta porażka to był policzek. Bardzo to przeżyliśmy - wspominał Świderski.
Organizm nie wytrzymał
W 2009 roku biało czerwoni szykowali się do czempionatu starego kontynentu. Zorganizowany został mecz towarzyski z ekipą Bułgarii. W jego trakcie przyjmujący zagrywki zawodnik doznał bardzo poważanej kontuzji. Zerwał ścięgno Achillesa. To wyeliminowało go na kilka miesięcy ze startów.
- Problemem ,,Świdra'' był zawsze zbyt niski wzrost, zaledwie 193 centymetry. Jego brak musiał nadrabiać katorżniczą pracą. Jego dosiężny wyskok z miejsca wynosił 110 centymetrów. I w końcu zapłacił za nadludzki wysiłek wysoką cenę. Kontuzje się nawarstwiały, bo organizm wyczerpał swe regeneracyjne możliwości - zauważył Arkadiusz Wodniczak fizjoterapeuta ze Stilonu.
Postanowił powiedzieć stop
Po 5 letnim pobycie w Gorzowie Świderski postanowił realizować swoją pasję w Mostostalu Azoty Kędzierzyn-Koźle. Potem przeniósł się za granicę. Występował przez 7 sezonów na Półwyspie Apenińskim. Reprezentował kolejno RPA-LuigiBacchi.it Perugia oraz Lube Banca Marche Macerata. Po odniesieniu kontuzji i powrocie do sportu przeniósł się na powrót do Polski. Wrócił do Kędzierzyna-Koźla. Pod koniec 2011 r. podjął decyzję o zakończeniu kariery. Oficjalnie poinformował o tym fakcie 12 marca następnego roku.
REKLAMA
- Sport nauczył mnie, że trzeba sobie wyznaczać nowe cele, inspirować postęp zespołu. Ta decyzja to również forma odwdzięczenia się siatkówce za to, co dzięki niej zyskałem jako zawodnik i jako człowiek - stwierdził wicemistrz świata.
Realizuje się w nowej roli
Pozostał ze swoim zespołem. Przez pierwsze 3 lata po zawieszeniu butów na kołku zajmował się trenerką. Jednak ciągnęło go do zarządzania. W 2014 r. został dyrektorem sportowym. Ale tego jeszcze było mu mało. W następnym sezonie wybrano go na prezesa klubu. W 2021 r. postanowił startować w wyborach na pozycję zarządzającego Polskim Związkiem Piłki Siatkowej. 27 września zeszłego roku został wybrany na stanowisko przewodniczącego tej organizacji.
Źródła: sport.gwar.pl, kierunektokio.pl, polskieradio24.pl, olimpijski.pl, sportowefakty.wp.pl, gazetalubuska.pl, zaksa.net,
AK
REKLAMA
REKLAMA