Koreańska broń, polska siła. Felieton Miłosza Manasterskiego
Koreańskie przysłowie mówi: "Nie napinaj łuku, gdy masz kołczan pusty". Nowe kontrakty zbrojeniowe ministerstwa obrony narodowej to pomysł na szybkie wypełnienie polskich kołczanów w bardzo ostre strzały - pisze w swoim felietonie Miłosz Manasterski.
2022-08-01, 08:45
Wicepremier i minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak podpisał ogromny kontrakt z Koreą Południową na dostawy czołgów, samolotów i armatohaubic. Współpraca z koreańskimi przedsiębiorstwami nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem. Z Koreą Południową łączy nas wieloletnia i udana współpraca gospodarcza, która rozpoczęła się praktycznie od momentu nawiązania stosunków dyplomatycznych w 1989 r. Wystarczy wymienić dwa koreańskie koncerny, które wybudowały w Polsce potężne zakłady - Samsunga i LG.
To jednak nie wszystko. Przykładów współpracy z koreańskimi podmiotami gospodarczymi można wskazać znacznie więcej. Tylko w 2021 r. roku przedsiębiorstwa z tego kraju zainwestowały w ramach Polskiej Strefy Inwestycji ponad 3,5 mld zł i stworzyły pół tysiąca nowych miejsc pracy. A w styczniu tego roku koreański koncern Enchem Poland zdecydował się zainwestować ponad 240 mln zł na terenie Tarnobrzeskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej EURO-PARK WISŁOSAN (TSSE) w Kobierzycach na Dolnym Śląsku. Powstanie tam zakład produkujący roztwory elektrolityczne wykorzystywanych w akumulatorach samochodowych.
Na liście największych pozaeuropejskich inwestorów w naszym kraju Korea Południowa zajmuje drugie miejsce (po Stanach Zjednoczonych). Czwartej największa gospodarka Azji postrzega nasz kraj jako przyjazny, dobrze znany i przyszłościowy. Dla nas zaś szczególnie istotne jest to, że koreańskie przedsiębiorstwa sprowadzają do Polski wysokie technologie.
Umowy ministerstwa obrony narodowej należy traktować więc nie tylko w kategoriach militarnych, ale i gospodarczych. Wicepremier Błaszczak mówi wprost, że pierwsze partie sprzętu mają przyjechać z Korei, kolejne zaś mają powstawać już u nas, w nowo zbudowanych zakładach. Współpraca polskiej i koreańskiej zbrojeniówki zresztą już trwa. Nie wszyscy wiedzą, że doskonale sprawdzająca się na Ukrainie polska samobieżna armatohaubica Krab korzysta z podwozia produkcji Samsung Techwin. Dokładnie tego samego, które jest wykorzystywane w zamówionej przez MON koreańskiej armatohaubicy K9.
REKLAMA
Szczególnie imponujący jest plan produkcji w naszym kraju 800 egzemplarzy spolonizowanej wersji czołgu K2. To szansa na przywrócenie zdolności produkcyjnych polskiego przemysłu obronnego oraz pozyskanie przez niego nowych kompetencji. Trzeba trzymać kciuki za produkcję w Polsce jak największej ilości komponentów także do armatohaubic K9 i myśliwców FA-50. MON zapowiada także, że będzie się przyglądał projektowi KF-21. To nowy koreański samolot, który właśnie 19 lipca 2022 r. po raz pierwszy poderwał się do lotu. KF-21 nosi nazwę Boramae, co po koreańsku oznacza jastrzębia. A to łączy go z naszymi F-16 Jastrząb. Koreański myśliwiec znajduje się jednak wpół drogi między czwartą a piątą generacją, zatem technologicznie nieco niżej od F-35, ale za to zdecydowanie wyżej od F-16. Czy zdecydujemy się na jego zakup i produkcję w Polsce? Wymaga to jeszcze wielu analiz, ale sam pomysł wydaje się bardzo atrakcyjny.
- Zakup myśliwców FA-50 dla Polski. "Infrastruktura lotnictwa wojskowego jest gotowa na ich przyjęcie"
- Południowokoreańskie czołgi i samoloty dla polskiej armii. Szef MON zdradził szczegóły
Zwłaszcza że stworzenie dużego potencjału produkcyjnego pozwoli myśleć także o kontraktach dla innych kontrahentów niż polskie wojsko. W tym roku Ukraina zamówiła dla siebie 54 Kraby. To największy zagraniczny kontrakt trzydziestolecia polskiej zbrojeniówki, ale nie jest wcale powiedziane, że ostatni. Nasz wschodni sąsiad może zostać stałym klientem naszego przemysłu obronnego (poza armatohaubicami doskonale sprawdzają się tam Pioruny, Groty, jak i polskie drony). Jest też bardzo duża szansa, że poszerzona o polsko-koreańskie produkty oferta znajdzie uznanie u innych europejskich partnerów, którzy deklarują wzmacnianie swoich armii.
Na razie priorytetem jednak jest zaopatrzenie naszego wojska. I tutaj trzeba bardzo pogratulować wicepremierowi Błaszczakowi zdolności do podejmowania szybkich i odważnych decyzji. Kolejka po broń i sprzęt wojskowy z USA wydłuża się z każdym dniem. Europa i nie tylko ona zdecydowała o konieczności szybkiego podniesienia poziomu swojego uzbrojenia. A kontrakt koreański ma być realizowany w tempie iście ekspresowym, co dla nas jest kluczowe. Naszego przeciwnika nie odstraszą przecież zawarte umowy na najlepszą broń świata, tylko te strzały, które naprawdę mamy w kołczanie. Dostawy amerykańskiego uzbrojenia do szybkich nie należą, trzeba więc podwójnie cieszyć się z tego, w jakim czasie koreańscy producenci są gotowi dostarczyć nam czołgi, samoloty i armatohaubice. A także rozpocząć ich produkcję w Polsce.
REKLAMA
Decyzje MON spotykają się z krytyką, która jednak momentami staje się kuriozalna. Ci, którzy atakowali wcześniej rząd PiS za to, że kupuje niemal wyłącznie amerykańskie uzbrojenie, dzisiaj wyrażają żal z powodu odstępstwa od tej zasady. Krytycy ignorują problem dostępności, ale przede wszystkim fakt, że obecne kontrakty MON są zaprojektowane pod inną skalę polskiej armii.
Jeszcze niedawno eksperci twierdzili, że jest nam potrzebne jakiegoś rodzaju smart-wojsko opierające się na futurystycznej technologii i siłach specjalnych. Taka koncepcja zakładała redukowanie armii oraz inwestowanie w bardzo kosztowny sprzęt kupowany w niewielkich ilościach. Agresja Federacji Rosyjskiej pokazała, że małe wojsko nie wystarczy do skutecznej obrony granic tak dużego kraju, jak Polska. Wielu polityków tymczasem ocenia zakupy tak, jakby ich odbiorcą nadal miała być armia stutysięczna. Inni z kolei widzą już Wojsko Polskie w liczbie trzykrotnie większej (zgodnie z planami rządu). Jedni i drudzy są jednak w błędzie.
Dzisiaj na Ukrainie pod bronią znajduje się około miliona żołnierzy. I to jest właściwa skala, pod którą MON musi "zrobić zakupy". Nie tylko dla regularnej armii w liczbie 250 tys. żołnierzy zawodowych i 50 tys. żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Ale także dla świetnie wyszkolonej rezerwy. Nie ma więc żadnej przesady w potężnych zamówieniach Ministerstwa Obrony Narodowej, w przypadku których znaczenie ma także aspekt ekonomiczny (oferta koreańska jest finansowo bardzo korzystna). Budujemy potencjał obronny, który musi zawierać wyposażenie także dla dodatkowych 600-700 tys. rezerwistów. A to oznacza, że w naszym kołczanie potrzebujemy dużo bardzo ostrych strzał.
Przygotowanie nowej armii i jej rezerw nie jest czynnością możliwą do wykonania w ciągu kilku miesięcy. Jednak inne koreańskie przysłowie mówi: "W dziesięć lat poruszyć można nawet góry". A jeśli za owe dziesięć lat będziemy mogli w razie zagrożenia wystawić doskonale wyposażoną milionową armię - gwarantuję, że ani w Moskwie, ani w żadnej innej stolicy świata, nikt nie podejmie ryzyka konfrontacji z Polską.
REKLAMA
Miłosz Manasterski
REKLAMA