60 lat temu urodził się Dariusz Wdowczyk
2022-09-25, 05:00
Rodzinna pasja
W Warszawie wychowało się wielu wybitnych piłkarzy. Jednym z nich był Dariusz Wdowczyk. Urodził się 25 września 1962 roku. Od najmłodszych lat zafascynował się piłka nożną. Poszedł w ślady starszego rodzeństwa. Bardzo szybko trafił do grup młodzieżowych stołecznej Gwardii.
- To był dla mnie rodzinny klub, bo grali tam też moi starsi bracia. Najstarszy, Robert, który miał z nas największy talent, doznał jednak kontuzji łąkotki (…) z Piotrem zagrałem nawet kilka meczów w pierwszej lidze, a potem przeniósł się do Hutnika - wspominał Wdowczyk.
W barwach milicyjnej drużyny zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej. Bardzo szybko stał się podstawowym obrońcą zespołu. Był na tyle dobry, że zainteresowali się nim działacze „Wojskowych”. W wieku 21 lat zasilił szeregi ekipy z Łazienkowskiej 3. W Legii zaliczył najlepszy okres swojej krajowej kariery. Występował przez siedem sezonów, stając się jednym z najwybitniejszych polskich defensorów. Brakowało mu tylko mistrzostwa. W barwach Legii rozegrał 192 spotkania, zdobył 16 bramek, co jak na obrońcę jest przyzwoitym wynikiem.
Wyspy Brytyjskie
Wdowczykiem zainteresowali się skauci ze Szkocji. Zdeterminowani pozyskaniem polskiego obrońcy byli włodarze Celticu Glasgow. Oba klubu szybko doszły do porozumienia. Nagle pojawił się niespodziewany gracz. Okazała się nim Chelsea Londyn. Ich przedstawiciel namawiał defensora do zerwania już podpisanych umów.
REKLAMA
- Wysłannik The Blues był zdeterminowany, ale przestraszyłem się konsekwencji, cała akcja była zbyt ryzykowna, Gdyby okazało się, że podpisałem profesjonalne kontrakty z dwoma różnymi klubami, miałbym poważne problemy - zauważył piłkarz urodzony w Warszawie.
Pozostał w Szkocji. Występował na Parkhead przez 5 sezonów. Jednak i tym razem nie udało mu się wywalczyć czempionatu. Przeniósł się następnie na 4 lata do Reading. Jego dorobek to 119 gier i 4 trafienia w barwach Celticu oraz 82 spotkania na angielskich boiskach. Po tych wojażach powrócił do kraju. Rozegrał jeszcze tylko kilka spotkań w stołecznej Polonii i zakończył zawodniczą karierę.
Koszulka z orzełkiem na piersi
Wdowczyk rozpoczął przygodę z drużyną narodową już w jej zespołach młodzieżowych. Naturalną koleją rzeczy było przejście do pierwszej reprezentacji. I tak się stało. Zadebiutował pod skrzydłami selekcjonera Antoniego Piechniczka. Uznał on jednak, że ówczesny legionista nie pojedzie na Mistrzostwa Świata do Meksyku. Niemniej znalazł on uznanie w oczach następnych opiekunów biało czerwonych, Wojciecha Łazarka oraz Andrzeja Strejlaua. Występował w koszulce z orzełkiem na piersi przez 8 lat. Rozegrał w niej 53 potyczki, dwukrotnie trafiał do siatki rywali.
Długo oczekiwany tryumf
W ostatnim klubie, w którym występował zaproponowano mu pozycję asystenta głównego trenera. Był nim Zdzisław Podedworny. Jednak po zakończeniu sezonu zastąpił go Jerzy Engel. Ale i on po chwili odszedł do pierwszej reprezentacji. Władze klubu postanowiły, że stery przejmie Wdowczyk. Pod wodzą nowego szkoleniowca „Czarne Koszule” zdobyły drugie w historii mistrzostwo kraju. To olbrzymi sukces bo pierwsze wywalczyli w 1946 roku. Dodatkowo został tryumfatorem Pucharu Ligi oraz Superpucharu. Tym samym osiągnął to, o czym marzył przez całą swoją karierę. To, co nie udało się jako piłkarzowi, udało się jako trenerowi.
REKLAMA
Skomplikowana droga po kolejny czempionat
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ofiarą tej tezy stał się człowiek, który doprowadził do jednego z największych sukcesów Polonii w jej historii. W następnym sezonie miał nieudany początek i został zwolniony. Próbował swoich sił w Orlenie Płock. Później przeszedł do Widzewa Łódź. Pracował tam tylko rok.
- W 2002 r. zostałem trenerem Korony Kielce, która grała wtedy w trzeciej lidze, była na 11 miejscu. Wygraliśmy 10 meczów, ale nie mogliśmy w sportowy sposób rywalizować z Cracovią, która wtedy awansowała. W kolejnym sezonie mieliśmy najlepszy zespół, mieliśmy wszystko, ale działy się dziwne rzeczy - wspominał Wdowczyk.
Po dwóch latach spędzonych w województwie świętokrzyskim, w końcu otrzymał propozycje, o której marzył. Zgłosiła się do niego Legia, w której spędził najlepsze lata swojej kariery. Zastąpił na stanowisku szkoleniowca Jacka Zielińskiego. Na starych śmieciach ponownie osiągnął wielki sukces. Został czempionem naszego kraju. Nastąpiło to w 2006 roku. Niestety tak jak w przypadku pracy przy Konwiktorskiej 6 pierwsza runda następnego sezonu był nie najlepsza i musiał opuścić klub.
- Przykro jest się żegnać z zespołem. To nie jest przyjemny moment, ale wszyscy jesteśmy mężczyznami i jak są problemy, to trzeba je rozwiązywać. Chcę wszystkim podziękować za współpracę - stwierdził urodzony w Warszawie szkoleniowiec.
REKLAMA
Przez chwilę pracował w szkockim Livingston FC. Jednak szybko wrócił do kraju skuszony propozycją stołecznej Polonii.
Zarzuty
Po pół roku pobytu na Konwiktorskiej 6 został zwolniony.
"Mając na względzie zastosowanie środka zapobiegawczego, jakim jest zakaz wykonywania zawodu na czas prowadzonego śledztwa, który na Wdowczyka nałożyła Prokuratura, Zarząd Klubu uznał, że zasadnym krokiem będzie, rozwiązanie z nim umowy o pracę" - brzmiał oficjalny komunikat.
Dwa tygodnie wcześniej szkoleniowiec został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Sprawa związana była z korupcją w polskiej piłce nożnej. Prokurator zarzucił trenerowi wręczanie korzyści majątkowych sędziom i obserwatorom meczów Korony w sezonie 2003/2004. Wdowczyk przyznał się do winy, co przyśpieszyło sprawy. Sąd rejonowy w Kielcach skazał szkoleniowca na 3 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 lat. Wyznaczył grzywnę 100 tys. złotych oraz wydał zakaz pracy w sporcie przez 3 lata.
REKLAMA
- To nie jest łatwa sytuacja dla człowieka. Nikomu tego nie życzę. Najbliżsi wspierali mnie i to bardzo. Dla nich też to było ogromne przeżycie, ale nie chcę o tym mówić - stwierdził Wdowczyk.
Dodatkowo Wydział Dyscypliny PZPN nałożył na niego 7-letni zakaz wykonywania zawodu, który po czterech latach został zawieszony.
Krótki powrót do sportu
Po odbyciu kary od razu znalazł pracodawcę. Ściągnęli go do siebie włodarze Pogoni Szczecin. Pracował tam rok. Dopiero po kilkunastu miesiącach od rozstania z „Portowcami” zatrudniono go w Wiśle z Grodu Kraka.
- Miałem kilka godzin na spakowanie się, wsiadłem w pociąg i po dwóch godzinach byłem już w Krakowie. Wszystkie szczegóły omówiliśmy w pięć minut - wspominał dwukrotny mistrz Polski.
REKLAMA
Jednak i tam nie zabawił zbyt długo. Przeszedł do Piasta Gliwice. Po pół roku pożegnano go. Od tamtej pory postanowił odpocząć od futbolu.
- Zawsze potrafiłem znaleźć sobie miejsce. Nie żyję tylko piłką, mam bliskich, którzy zawsze przy mnie byli i wspierali (…) Nie ciągnie mnie do trenerki, choć okazje do powrotu na ławkę były. Odmawiałem i były to świadome decyzje - zauważył Dariusz Wdowczyk.
Źródła: przegladsportowy.pl, sport.pl, sport.onet.pl, bankier.pl, spoet.interia.pl, dziennik.pl,
AK
REKLAMA
REKLAMA