Roman Zimand. Od piewcy komunizmu do zagorzałego antykomunisty
"Mentalnie znalazł się nie tylko poza takim czy innym «wypaczeniem» komunizmu, ale w ogóle poza komunizmem. Jego zerwanie miało charakter bezapelacyjny i było pozbawione wszelkich niedomówień, zamąceń czy dwuznaczności" – pisał o Romanie Zimandzie teoretyk literatury i krytyk literacki prof. Janusz Sławiński.
2024-11-16, 05:40
Roman Zimand ps. Leopolita urodził się 16 listopada 1926 we Lwowie. Po aresztowaniu ojca przez Sowietów w 1940 roku trafił wraz z matką na zsyłkę do Kazachstanu. Na zesłaniu przebywał do 1945 roku.
Aktywista PPR
Po powrocie do kraju zamieszkał we Wrocławiu, gdzie rozpoczął studia medyczne na tamtejszym uniwersytecie, szybko przeniósł się jednak na socjologię. Historyk dr Justyna Błażejowska, pracownik Biura Badań Historycznych IPN w tekście "Trudna biografia. Roman Zimand »Leopolita« (1926–1992)" , który ukazał się w "Biuletynie IPN" w 2020 roku podkreśla, że Roman Zimand od początku należał do aktywistów Polskiej Partii Robotniczej.
"Podjął pracę w Zarządzie Wojewódzkim Związku Walki Młodych, kierował Wydziałem Polityczno-Wychowawczym. Publikował w organie PPR –»Trybunie Dolnośląskiej«" – pisze Justyna Błażejowska.
W 1948 roku władze partyjne skierowały Zimanda do Warszawy, gdzie do 1949 roku pełnił funkcję sekretarza redakcji "Po Prostu", a w latach 1949–1950 redaktora w pionie wydawniczym w Centralnym Ośrodku Szkolenia Partyjnego.
REKLAMA
W Warszawie kontynuował studia na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie był młodszym asystentem w Katedrze Materializmu Dialektycznego i Historycznego na Wydziale Filozoficzno-Społecznym (1950-1951) oraz aspirantem w Instytucie Kształcenia Kadr Naukowych przy Komitecie Centralnym PZPR (1951–1954). Prowadził także wykłady z estetyki marksistowskiej w Akademii Sztuk Pięknych (1952–1954).
"Tytuł magistra socjologii posiadał jedynie formalnie, w rzeczywistości uczęszczał na zajęcia na polonistyce i historii sztuki" – dopowiada dr Justyna Błażejowska.
Jesienią 1954 roku Zimand przeszedł do "Trybuny Ludu", lecz dwa lata później, wiosną 1956 roku, znalazł się ponownie w "Po Prostu".
"Według uzasadnionych podejrzeń zespołu miał sprawować kontrolę nad coraz bardziej niepokornym tygodnikiem" – zaznacza autorka tekstu "Trudna biografia. Roman Zimand »Leopolita« (1926–1992)".
REKLAMA
W swej pracy dr Błażejowska przywołuje wypowiedź późniejszego premiera Jana Olszewskiego, który wówczas także należał do redakcji "Po Prostu". Podkreślał, że w tamtym okresie Roman Zimand cieszył się zaufaniem władz komunistycznych.
"Wyrażał szczególnie radykalne poglądy, zwalczał «reakcyjną» profesurę i innych przedstawicieli kręgów intelektualnych prezentujących «reakcyjną» postawę. (…) Uchodził za człowieka zaufania zarówno aparatu partyjnego, jak i – nie ma co ukrywać – bezpieki. (…) Zawsze chodził z pistoletem, wręcz demonstracyjnie" – podkreślał Jan Olszewski.
Przemiana Zimanda
Wewnętrzne przekonanie o słuszności umacniania komunizmu w Polsce zaczęła powoli kruszyć się w Zimandzie. Obserwując to, co działo się wówczas w Polsce, zaczął mieć coraz więcej pytań i wątpliwości. Po wybuchu powstania robotników w Poznaniu w czerwcu 1956 roku w tekście "Kilka zwykłych dni we Wrocławiu" postawił wręcz postulat rozwiązania PZPR:
"Jeśli stalinowska była cała partia, jeśli walczymy ze stalinizmem – to czy nie należałoby zlikwidować partii? Czy nie lepiej byłoby zlikwidować ją i od nowa zacząć budowanie partii komunistycznej w Polsce?" – pisał Zimand.
REKLAMA
Justyna Błażejowska zauważa, że kiedy w październiku 1957 roku na ulicach stolicy trwały brutalnie tłumione zamieszki w obronie zawieszonego "Po Prostu", a zespół podejmował próby protestu przeciwko decyzji władzy, Zimand przestał pojawiać się w redakcji.
"Reszta odebrała to jako przejaw strachu o własną skórę… To zniknięcie nie miało jednak żadnego znaczenia z punktu widzenia PZPR. Postawiony przed Centralną Komisją Kontroli Partyjnej w gronie czternastu redaktorów pisma, 16 października stracił legitymację członkowską. (…) Pierwszy sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka publicznie nazwał Zimanda »renegatem«" – zauważa dr Błażejowska.
Mimo utraty zaufania u władz, na początku 1958 roku Zimand otrzymał możliwość pracy w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk (z którym związany był do 1992 roku). W 1961 roku uzyskał stopień doktora nauk humanistycznych, a trzy lata później habilitował się na podstawie rozprawy o dekadentyzmie warszawskim. W 1972 roku otrzymał tytuł profesora.
Pracownicy IBL, tzw. iblowcy, traktowali go z rezerwą. Teoretyk literatury i krytyk literacki prof. Janusz Sławiński, który pracował z Zimandem opowiadał, że "nie był on obdarzany pełnym zaufaniem. Tolerowano go, ale bez specjalnego przekonania".
W przywołanym przez dr Błażejowską cytacie naukowiec wspomina:
REKLAMA
"W miarę upływu czasu coraz wyraźniej zdawałem sobie sprawę, że wśród kolegów z tego samego co i on pokolenia i o podobnej genealogii politycznej jest właściwie jedynym, który mentalnie znalazł się nie tylko poza takim czy innym «wypaczeniem» komunizmu, ale w ogóle poza komunizmem. Jego zerwanie miało charakter bezapelacyjny i było pozbawione wszelkich niedomówień, zamąceń czy dwuznaczności" – stwierdzał prof. Sławiński
Co istotne, Roman Zimand mógł opuścić Polskę w 1968 roku, lecz postanowił zostać, by niejako "odpokutować za swoje błędy" i podejmowane przez niego złe decyzje. Sam tłumaczył, że było to "wyłącznie kwestią odpowiedzialności za jego udział w budowaniu socjalizmu".
"Na wczesnym etapie życia wyrządziłem mnóstwo szkód krajowi i ludziom tutaj. I dlatego nie wyemigrowałem w 1968 roku. Na Zachodzie mógłbym urządzić się lepiej niż w PRL, gdzie żyję na zasadzie wegetacji, ale moim obowiązkiem jest pozostać i próbować przynajmniej odrobić szkodę, którą wyrządziłem" – mówił Romand Zimand w rozmowie z Janem Olszewskim pod koniec lat 70.
Posłuchaj
REKLAMA
Obrońca represjonowanych
Zimand wkrótce włączył się w akcję obrony osób skazanych z powodów politycznych. Na bieżąco śledził dyskusje programowe toczące się w łonie opozycji. Został współpracownikiem Polskiego Porozumienia Niepodległościowego i paryskiej "Kultury", gdzie publikował pod pseudonimem Leopolita. W 1980 był jednym z założycieli Towarzystwa Popierania i Krzewienia Nauki.
"Po Sierpniu '80 szeroko korzystał z możliwości prowadzenia działalności naukowej w oficjalnym nurcie. Zrealizował pomysł iblowskiej sesji poświęconej życiu i dorobkowi nowego noblisty Czesława Miłosza. Należał do organizatorów konferencji » Literatura źle obecna (rekonesans)«, której celem było przybliżenie polskiej powojennej literatury emigracyjnej i krajowej drugiego obiegu. Wniósł wkład w zwołanie niezależnego Kongresu Kultury Polskiej" – mówiła Justyna Błażejowska.
Po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 roku Roman Zimand został internowany i objęty zakazem publikacji. Na wolność wyszedł 29 kwietnia 1982 roku. Do końca lat osiemdziesiątych angażował się w działalność przeciwko władzy, uczestniczył w kolportażu drugoobiegowych publikacji, sprowadzaniu sprzętu na potrzeby niezależnego ruchu wydawniczego, organizował pomoc finansową dla rodzin represjonowanych.
Krytyka literacka
Poza cenzurą Roman Zimand uprawiał zarówno krytykę literacką, jak i publicystykę polityczną. Dr Błażejowska podkreśla, że z powodu bezkompromisowej postawy i antykomunistycznych poglądów nawet w drugim obiegu miewał problemy z drukiem. Podchodził sceptycznie między innymi do porozumień "Okrągłego stołu".
REKLAMA
Po upadku komunizmu w Polsce, kiedy całkowitej destrukcji uległ panteon "literatury upaństwowionej", Romand Zimand zabiegał o promowanie dzieł literackich, które wcześniej cenzura nie dopuszczała do druku. Podkreślał, że niebezpiecznym zjawiskiem jest odziedziczona po poprzednim okresie "polityczna ocena literatury, opatrzona tylko nowymi znakami".
- W tym sensie, w moim przekonaniu, spojrzenia nowego wymaga nie tylko literatura dworska, ale również literatura powstała po stanie wojennym. To znaczy wtedy, kiedy ona była ze zrozumiałych skądinąd względów witana entuzjastycznie, bo w ogóle się pokazała, czy traktowana z pewnym przyzwoleniem – mówił Roman Zimand w audycji Anny Borkowskiej "Literatura, humanistyka i pieniądze" w Polskim Radiu w 1990 roku.
Zimand dodawał, że jednym z takich przykładów jest dla niego kwestia pisarstwa Józefa Mackiewicza.
- Uważam, że jest to bardzo wybitny eseista i znakomity reporter, człowiek o bardzo dużych zasługach dla kultury polskiej, że jego powieści są entuzjastycznie witane, między innymi z takiego względu, że Mackiewicz pokazuje w jaki sposób można być skrajnym antykomunistą nie będąc ani w milimetrze endekiem – powiedział w Polskim Radiu.
REKLAMA
Roman Zimand zauważał, że zmianie musi również ulec system oświaty w Polsce.
- System oświaty socjalistycznej niszczył wszelki autorytet, bo miał być tylko jeden, autorytet partii. Myślę, że droga ku ozdrowieniu jest drogą, która powinna prowadzić przez naturalne wykształcanie się autorytetów uczonych na wyższych uczelniach. Bo autorytetu nie można mianować. Ku temu należy zmierzać. I to w moim przekonaniu byłoby remedium na tę sytuację – zaznaczał Zimand.
Roman Zimand zmarł 8 kwietnia 1992 roku w Warszawie i został pochowany na cmentarzu żydowskim przy ulicy Okopowej. W 2009 roku został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
pcz/jp/im
REKLAMA
Przy pisaniu tekstu korzystano z:
J. Błażejowska, "Trudna biografia. Roman Zimand »Leopolita« (1926–1992)" w: "Biuletyn IPN", nr 7-8/2020
REKLAMA