Film "Trzy kolory. Czerwony". Kieślowski pyta o ludzką kondycję

29 lat temu, 12 maja 1994 roku, w czwartkowy wieczór odbyła się premiera trzeciego z serii filmu "Trzy kolory. Czerwony" w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego.

2023-05-12, 05:30

Film "Trzy kolory. Czerwony". Kieślowski pyta o ludzką kondycję
Irene Jacob, Jean-Louis Trintignant - kadr z filmu "Trzy kolory. Czerwony" w reż. Krzysztofa Kieślowskiego, 1994 r.Foto: Forum

Ostatni film Kieślowskiego

Filmu z jednej strony oceniony został jako wybitny, podkreślający całą karierę reżysera, nominowany do wielu nagród, a z drugiej atakowany przez różne środowiska filmowe. Faktem jest, że film dostał jedną tylko wielką nagrodę i był to Cezar '94 za najlepszą muzykę autorstwa Zbigniewa Preisnera. Obraz był też kandydatem do Złotej Palmy w Cannes - jednak za sprawą nagonki napędzanej m.in. przez słynnego Jean-Luca Godarda, jury nie przyznało filmowi żadnej nagrody. Dość powiedzieć, że rozgoryczony Kieślowski zdecydował po tych wizerunkowych klęskach porzucić kino i w konsekwencji był to jego ostatni film.

Symbole i pytania

Słynna filmowa "kolorowa trylogia", nawiązywała do barw francuskiej flagi i do kolorów wielkiej rewolucji francuskiej, gdzie niebieski oznaczał wolność, biały równość, a czerwony braterstwo. Każdy z filmów w swoisty i charakterystyczny dla Kieślowskiego sposób wchodzi w polemikę między fabułą, kolorem i symboliką. W skrajnym przypadku odchodzenia od linearnej fabuły zostaje jedynie symbolika i przewodnia jej barwa. Ewa Nawój, na łamach portalu Culture.pl, pisze o twórczości reżysera pod koniec jego kariery: "Reżyser umownie traktuje w tych filmach czas i miejsce akcji, konstruuje modelowe wyabstrahowane sytuacje, nie po to, by jak poprzednio otaczający człowieka świat opisać, lecz by go pojąć tak, jak został stworzony. Świadomie odziera przedstawioną rzeczywistość z realizmu szczegółów, by odsłonić jej metafizyczny szkielet. "Czerwony" jest tego przykładem wręcz modelowym, być może, pod wieloma względami, najdoskonalszym. Reżyser powraca w obrazie niejako do źródeł swojego metafizycznego pojmowania kondycji ludzkiej, podobnie jak w "Przypadku" filozofując na temat hipotetycznych wariantów losu ludzkiego".

Pozazmysłowe szczegóły filmu

Film w każdej mierze warto zobaczyć i przeżyć go osobiście. Żaden opis nie odda tych metafizycznych odniesień reżysera, któremu w tworzeniu scenariusza pomagał Krzysztof Piesiewicz, znany choćby dzięki współpracy z Kieślowskim nad poszczególnymi częściami "Dekalogu". Dla właściwej i osobistej oceny tego filmu niezwykle ważna jest też sugestia napisana przez recenzentkę, a przemawiająca za koniecznością jego obejrzenia: "Choć myślowo "Czerwony" bliski jest "Przypadkowi", to formalnie jest od niego bardzo odległy. "Przypadek", sięgający korzeniami szkoły filmu dokumentalnego, bogaty był w realistyczny szczegół, służący do opisania rzeczywistości. W "Czerwonym" szczegół jest tak samo ważny lub może nawet ważniejszy, ale służy on do opisania nierzeczywistości, tego, co nieuchwytne, pozazmysłowe, leżące, by tak rzec, w kompetencji demiurga".

Wybitni aktorzy, wybitne zdjęcia

Niezwykle istotnym w tym względzie faktem staje się także operatorski kunszt Piotra Sobocińskiego, współpracującego już wcześniej z Kieślowskim choćby przy "Dekalogu", który na festiwalu operatorów filmowych Camerimage otrzymał w 1994 roku Srebrną Żabę (nagrodę główną). Ważnym elementem tego filmu jest też obsada dwu głównych ról kobiecej i męskiej. Jak opisuje to portal Film Polski: "Ogromnym atutem "Czerwonego" są aktorzy: Irene Jacob, która grała już u Kieślowskiego w "Podwójnym życiu Weroniki" i Jean-Louis Trintignant, jeden z najznakomitszych aktorów francuskiego kina. Wspaniałe są także zdjęcia Piotra Sobocińskiego. Ciepłe tonacje, miękkie światło robiące wrażenie naturalnego i długie ujęcia sprawiają, że plenery - kręcone w Lozannie i Genewie - wydają się bardziej namalowane niż sfotografowane".

REKLAMA

Warto tu też dodać znamienne słowa z portalu "Iluzjon. Muzeum Sztuki Filmowej": "Znakomicie zagrana rola Sędziego należy do najwybitniejszych kreacji w dorobku Jean-Louis Trintignanta. Co ciekawe, aktor zapytany po premierze Czerwonego, czy chciałby jeszcze współpracować z Claude’em Lelouchem (reżyserem kultowej "Kobiety i mężczyzny" z Trintignantem), odpowiedział: Wolałbym z Kieślowskim".

Obejrzyjmy zatem ten wybitny film, warto, bo jak pisze wybitna krytyk Maria Kornatowska: "Jawi się zatem ostatnia część wielkiej trylogii jako traktat o przeznaczeniu. Więcej - jako film o Bogu. Czerwony jest przecież kolorem ludzkiej duszy (wiemy to od czasu "Szeptów i krzyków"), miłości, niepokoju, agresji. Tak, agresji również".

PP

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej