Wielkie serca, mocne nogi. Spektakularna wyprawa 60-latków z potrzeby wsparcia chorego chłopca
W 2022 roku u 6-letniego wówczas Frania wykryto złośliwy nowotwór układu nerwowego. Chłopiec dzięki specjalistycznemu leczeniu wraca do zdrowia w barcelońskim szpitalu, ale to nie koniec walki. Wciąż istnieje ryzyko nawrotu. Szczepionka, która może temu zapobiec, kosztuje 1,5 mln złotych. W zgromadzeniu środków postanowili pomóc 60-letni rowerzyści o dobrych i mocnych sercach, którzy ruszyli w trasę do Hiszpanii.
2023-05-25, 20:30
Franek
Wakacje to w życiu każdego dziecka szczególny czas. Wycieczki rowerowe, hasanie po łące, lody na patyku czy truskawki ze śmietaną. Czego pragnąć więcej? Wielu z nas, gdy sięga pamięcią do lat dzieciństwa, podobne chwile wspomina najchętniej.
Dla 6-letniego Franka wakacje w 2022 roku były właśnie takim czasem. Czasem beztroski. Dziecięcej radości. Niestety sielanka nagle została przerwana. Chłopiec w sierpniu zachorował. Początkowo objawy nie wydawały się bardzo poważne, ale konieczna była wizyta w szpitalu. Coś się działo niedobrego.
- Pierwsze objawy to były wymioty i ból pleców. Trafiliśmy na SOR. Po serii badań okazało się, że nasz syn ma ogromnego guza, który jest położony przykręgosłupowo - wspomina mama Franka Małgorzata Foremna. Guz rozciągnął się w śródpiersiu, aż do jamy brzusznej. Rodzice usłyszeli od lekarzy diagnozę - neuroblastoma, czyli nowotwór wieku dziecięcego. Trzeba było natychmiast działać.
- W ciągu dwóch dni zdecydowano się usunąć część guza z kanału kręgowego, bo istniało ryzyko, że wystąpi niedowład nóg. Te guzy mają to do siebie, że w ciągu doby potrafią podwoić swoją objętość - tłumaczy pani Małgorzata.
REKLAMA
Zmiana wycięta z kanału kręgowego okazała się łagodna, ale guz, który pozostał w śródpiersiu i w jamie brzusznej, niestety był złośliwy. Franek miał przerzuty do kości miednicy i kości udowej oraz drobne guzki w płucach.
Pomoc w Barcelonie
Zdesperowani rodzice zaczęli szukać pomocy dla dziecka. Znaleźli szpital w Hiszpanii, który specjalizuje się w leczeniu neuroblastomy, ale terapia była koszmarnie droga. - Na szczęście, dzięki ludziom dobrego serca, dzięki zbiórkom, licytacjom, udało nam się zebrać 2 miliony złotych na tę terapię - wspomina mama Franka. Kobieta od miesięcy przebywa w Barcelonie, gdzie chłopiec jest leczony.
Jak słyszę podczas rozmowy telefonicznej, działania lekarzy przyniosły upragniony skutek i nastąpiła remisja choroby. - Wszystkie zmiany się cofnęły - mówi głosem, który można usłyszeć tylko u osób, które toczą walkę o życie najbliższej osoby. Nie ma w nim radości, jest pragmatyzm, determinacja i ten ciężar niepewnej przyszłości.
A dalej jest walka.
Małgorzata tłumaczy, że kolejnym etapem leczenia jest szczepionka, która ma zapobiec nawrotowi choroby. Lek jest dostępny tylko w jednym z nowojorskich szpitali. - Ta szczepionka jest bardzo droga, jej koszt to 1,5 mln złotych. Nie jest refundowana przez NFZ - mówi. Słyszę też, że preparat jest w trzeciej fazie badań klinicznych. - Dzieci z Polski już na nią latają do USA. Ma uwrażliwić układ immunologiczny na rozpoznawanie tego typu nowotworu i niszczenie komórek, które się pojawią - dodaje.
REKLAMA
Niestety neuroblastoma jest bardzo złośliwym nowotworem, który często powoduje wznowy, co prowadzi do dużo bardziej agresywnego przebiegu choroby. - Nasza walka była niezwykle ciężka, dlatego nie chcielibyśmy jej przechodzić jeszcze raz - słyszę w słuchawce telefonu.
Muszkieterowie na rowerach
Trudno określić inaczej śmiałków w wieku 60+, którzy uznali, że trzeba pomóc Frankowi. Witold Kotarba, Jan Guzik i Zbigniew Cygan postanowili zrobić to w dość nietypowy, by nie rzec, spektakularny sposób. Zdecydowali się bowiem przejechać prawie 4000 km, aby przyciągnąć uwagę ludzi i zachęcić do wpłacania pieniędzy na zbiórkę internetową. Pieniądze automatycznie, przez portal zbiórkowy, są przekazywane rodzinie 7-latka.
- My dla tego chorego chłopca i dla jego rodziny jesteśmy obcymi ludźmi. Ale to dzieciątko mieszka niedaleko nas w pobliskim Głogoczowie - mówi mi pomysłodawczyni inicjatywy Halina Pas. Kobieta tłumaczy, że gdy usłyszała o Franku, o tym, że walka o jego życie się nie skończyła, postanowiła działać. Gdy dowiedziała się, że jej kuzyn Witek z kolegami planuje wyprawę rowerową, pomyślała, że można by ją połączyć z pomocą dla 7-latka. - To była taka luźna rozmowa przy kawie, spontaniczny odruch - opowiada.
REKLAMA
Jak ugadali, tak zrobili. Wspólnie zaprojektowali i wydrukowali baner ze zdjęciem Franka i krótkim opisem jego historii. Panowie naoliwili rowery, spakowali sakwy i ruszyli na zachód przez Niemcy i Francję, by potem ruszyć na południe do Hiszpanii. - Promujemy tę wyprawę na Facebooku, TikToku i na Instagramie. Taki mieliśmy pomysł na pomoc tej rodzinie, żeby ludzie słyszeli o tym i przez to wspomogli te zbiórkę - tłumaczy pomysłodawczyni przedsięwzięcia. Mężczyźni w internecie piszą relację z wyprawy. Fotografują się w miejscach, do których docierają i nagrywają filmiki. Na większości z nich trzymają baner z informacją o zbiórce.
Moja rozmówczyni podkreśla jednocześnie, że Witek, Janek i Zbyszek finansują swoją wyprawę z prywatnych pieniędzy, a cała kwota ze zbiórki charytatywnej trafi do rodziny chłopca. - Mieliśmy też wpłatę od kogoś z Niemiec, od osoby, która widziała ich gdzieś na mieście - opowiada radosnym głosem Halina.
Gdy pytam, dlaczego postanowili pomóc rodzinie z sąsiedniej wsi, mówi, że "trudno przejść obojętnie obok cierpienia dziecka". - Czasami pomaga się ludziom na drugim końcu świata, a to dzieciątko mieszka tak blisko nas - stwierdza.
Janek, Zbyszek i Witold mają już tysiące kilometrów w nogach i ponad 47 tys. złotych (kiedy piszę ten artykuł) zebranych na publicznej zbiórce. To jednak kropla w morzu potrzeb. Ich podróż wciąż trwa, zbiórka się nie kończy, bo zegar tyka.
REKLAMA
6 miesięcy
- Nasz synek w tej chwili czuje się dobrze. Niestety kiedy dostaje wlewy w ramach terapii, to są te gorsze dni. Natomiast dochodzi do siebie, nowotwór się wycofał. Franuś ma chęć do zabawy tak jak zdrowe dziecko - mówi zatroskana Małgorzata, choć, gdy wypowiada te słowa, słyszę, że się uśmiecha.
Ta powściągliwość jest zrozumiała, przed nimi jeszcze dwa i pół miesiąca leczenia. Później, jeśli badania w czerwcu i lipcu potwierdzą utrzymanie remisji, rodzice chłopca chcieliby go wysłać do USA. - Już wstępnie rozmawialiśmy ze szpitalem o planie szczepienia - słyszę. Rodzice chłopca marzą, aby stało się to jak najszybciej, ponieważ preparat jest skuteczny tylko do pół roku od zakończenia leczenia.
- To walka z czasem - kwituje.
Mama Franka wielokrotnie podkreślała podczas naszej rozmowy, że leczenie chłopca nie byłoby możliwe bez pomocy ludzi dobrej woli, którzy pomagali im od początku ich walki o życie syna. - Urosła wokół nas niezwykła grupa ludzi. Teraz do nas dołączyli ci panowie, za co również jestem im bardzo wdzięczna.
REKLAMA
ZBIÓRKA NA FRANKA WCIĄŻ TRWA
Powstało kilka grup, które wspierają chłopca:
"Razem dla Frania Foremnego"
"Rowerowa wyprawa dla Franka ... POLSKA - HISZPANIA"
"Anioły Zosi"
"Mundurowi w walce z rakiem"
Wszystkie łatwo można znaleźć na popularnym serwisie zbiórkowym, na Facebooku i Instagramie. Wciąż do zebrania jest kilkaset tysięcy złotych.
Paweł Kurek
REKLAMA