Relokacja zamiast reparacji? Felieton Miłosza Manasterskiego
Zanim ktoś z dobroci serca podzieli się swoim bogactwem, powinien zwrócić swoje długi. Dla Niemców temat relokacji uchodźców jest ucieczką "do przodu" od tematu reparacji dla Polski i Grecji.
2023-06-09, 19:32
Jeszcze nigdy w historii rozwiązaniem problemów jednego kraju nie było przeniesienie ludności do drugiego, bogatszego. W przeszłości tego rodzaju działania miały charakter podboju. Dzisiaj ten podbój (na razie ekonomiczny i kulturowy) dokonuje się bez jakichkolwiek prób obrony ze strony Unii Europejskiej, która wręcz do niego zachęca.
Premier Mateusz Morawiecki jak zwykle nazywa sprawy wprost: Unia ugina się pod presją przemytników ludzi. Organizacja, która powinna pokazać swoją siłę na arenie międzynarodowej, staje się pośmiewiskiem, na którego decyzje mają wpływ przestępcy. Za dziesięć lat znów europejscy liderzy powiedzą, że trzeba było słuchać polskich przywódców, którzy mają rację w sprawie migracji, tak jak mieli ją w sprawie Rosji.
Presja moralna, jaka jest wywierana przez organizacje promigracyjne i polityków lewicy, ma wywołać głębokie współczucie i otworzyć drzwi do Europy dla każdego, kto stanie w jej progach. A może stanąć nawet kilka miliardów. Jeśli bowiem spojrzeć na dane ekonomiczne, to okaże się, że większa część ludności świata zarabia mniej i żyje na niższym poziomie niż mieszkańcy Unii Europejskiej.
Czy to oznacza, że mamy obowiązek oddać im nasze mieszkania, samochody i przedsiębiorstwa, na które sami ciężko zapracowaliśmy? Taką logiką kierowali się komuniści, którzy zachęcali robotników do przejęcia "środków produkcji", czyli w praktyce odebrania własności wszystkim, którzy mieli więcej niż oni sami. Wydawałoby się, że po stu latach od rewolucji październikowej nikt nie powinien mieć już wątpliwości: komunizm produkuje nędzę i niedostatek. Masowe przyjmowanie ludności z krajów kulturowo obcych i dopuszczenie ich do europejskich systemów finansowych jest tym samym, co akt przejęcia prywatnych aktywów przez komunistów. I tak samo nie przyniesie nikomu szczęścia.
REKLAMA
Tymczasem większość kontrolująca Unię Europejską robi wszystko, by nasze kraje dosłownie zdemolować. Za tą większością stoją nasi najbliżsi sąsiedzi: - To nie Włochy czy Grecja, ale Niemcy bardzo mocno naciskają na relokację migrantów w Unii Europejskiej, gdyż szybko wędrują oni do Niemiec, gdzie pomoc o charakterze socjalnym jest najwyższa w całej Unii - mówił w Studiu PAP europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk.
Niemiecka polityka migracyjna jest wybuchową mieszanką cynizmu, chciwości i naiwności. Żaden inny polityk w Europie nie jest tak odpowiedzialny za kryzys emigracyjny, jak była kanclerz Angela Merkel. To ona w swojej polityce "Herzlich wilkommen" zaprosiła cały świat do wyprawy po europejskie złote runo.
Jednym z powodów z pewnością było przekonanie o potrzebie pozyskania taniej siły roboczej. Merkel "załatwiła" wcześniej tanie surowce energetyczne z Rosji, więc drugim problemem do rozwiązania okazał się kryzys demograficzny. Brak rąk na rynku do wykonywania prostych czynności miał zostać rozwiązany napływem migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. Mieli pracować za niższe stawki niż Polacy czy Rumunii. To niemiecki cynizm i chciwość, a naiwność polegała na założeniu, że muzułmańscy migranci będą grzecznie pracować i nie zamierzają przysparzać żadnych problemów. Naiwność granicząca z głupotą, bo przecież doświadczenia choćby Francuzów czy Szwedów pokazywały coś zupełnie odwrotnego.
Dzisiaj motywy ekonomiczne RFN wydają się niezmienne. Niemcy czekają na reset z Rosją i nadal forsują politykę wpuszczania każdego, niezależnie od kosztów społecznych (bezpieczeństwo) i ekonomicznych. Merkel uznała, że RFN, gdzie środki socjalne na utrzymanie migrantów są najwyższe w Europie, może się "podzielić" swoim bogactwem. Większość Niemców uważa nawet, że działa w ten sposób niezwykle etycznie, zarzucając innym narodom (w tym Polakom) egoizm.
REKLAMA
Problem w tym, że w kwestiach moralnych Niemcy również nie mają racji. Zanim się ktoś podzieli swoim sukcesem finansowym z innymi, musi spłacić długi. Te zaś Republika Federalna Niemiec ma ogromne – i to wobec swoich bliskich sąsiadów. 6,2 bln złotych jest winna Polsce w ramach reparacji wojennych. Grecja oczekuje od Berlina zadośćuczynienia za drugą wojnę światową w kwocie 289 mld euro. A inne kraje naszej części Europy także mogłyby (i powinny) wystawić RFN rachunki.
Tymczasem rząd Niemiec stanowczo odmawia tak Polakom, jak i Grekom, uznając sprawę za niebyłą. Za to uważa za moralne oferowanie kosztownego wsparcia obywatelom krajów, które z reguły nie ucierpiały w ogóle z powodu zbrodni III Rzeszy.
Przestawienie uwagi Europejczyków z reparacji na relokację jest zupełnie celowe. W najbliższych miesiącach zapewne zobaczymy w mediach znów kampanię wywołującą współczucie wobec migrantów. Jak można myśleć o sprawach sprzed siedemdziesięciu lat, skoro teraz ludzie cierpią, umierają i potrzebują naszego wsparcia – będą nas pytać niemieccy politycy. Określenie „naszego” jest tutaj zupełnie celowe, nie chodzi przecież o to, że zamiast reparacji Niemcy wesprą Arabów, Syryjczyków czy Sudańczyków. To my razem musimy ich wspierać. My wszyscy mamy za to zapłacić rachunek, po 22 tys. euro za głowę migranta.
Niemcy polityką migracyjną szkodzą całej Europie. Szkodzą też samym sobie, bo życie w Niemczech jest coraz mniej bezpieczne i przyjemne, zwłaszcza dla młodych kobiet. Choć teoretycznie walczą z rasizmem i uprzedzeniami, w gruncie rzeczy właśnie kierują się niechęcią wobec swoich wschodnich sąsiadów. Pokazują swoją niechęć do Polaków, którzy nie są dla nich godni zadośćuczynienia za odrażające zbrodnie. Pokazują dezaprobatę wobec Ukraińców, dla których wsparcie to 45 euro dla jednego uchodźcy. To muzułmanie z Bliskiego Wschodu i Afryki bardziej zasługują na niemieckie finansowanie.
REKLAMA
Ale kto powiedział, że rasizm musi dotyczyć koloru skóry?
Miłosz Manasterski
REKLAMA