"Wesoła Lwowska Fala". Od Szczepka i Tońka do fatalnego wywiadu z holenderską krową
– W każdą niedzielę o godzinie dziewiątej wieczorem głośniki całej Polski nastawione były na jedną tylko falę. Nie pamiętam, na jakiej była długości, ale wiem, że była wesoła, bo była lwowska – wspominał Alfred Schütz, kierownik muzyczny "Wesołej Lwowskiej Fali". Pięcioletnie pasmo sukcesów audycji przerwał dopiero krowi ryk, który zabrzmiał zupełnie nie w porę.

Michał Czyżewski
2024-07-16, 05:55
91 lat temu – w niedzielę 16 lipca 1933 roku o godzinie 21.15 - Polskie Radio Lwów nadało pierwszy odcinek programu rozrywkowego "Wesoła Lwowska Fala". Przez pięć kolejnych lat była to najpopularniejsza audycja w II Rzeczpospolitej.
Posłuchaj
W sumie powstało sto osiemdziesiąt siedem wydań programu. Według danych Polskiego Radia mogło ich słuchać nawet sześć milionów obywateli, czyli jedna szósta ludności Polski, a zarazem ponad połowa populacji miast. Po oszałamiającym sukcesie w eterze "Wesoła Lwowska Fala" - na żądanie wielbicieli - rozpoczęła także działalność estradową, dając blisko dwieście występów w całym kraju.

"Kiedy z odbiorników radiowych rozbrzmiewała »Wesoła Lwowska Fala« - w miastach pustoszały lokale rozrywkowe, restauracje, kawiarnie, a nawet teatry i kina" – pisał w artykule "Na wesołej fali" piewca Lwowa Witold Szolginia (1923-1996). – "W domach po godzinie dziewiątej wieczorem przerywano wszelkie zajęcia, a towarzyskie przyjęcia zamieniały się w zbiorowe słuchanie radia".
REKLAMA
"Lwowskim wesołkom", niestroniącym od politycznej satyry, szczęście sprzyjało jednak tylko do czasu. Właściwie od pierwszej emisji mieli oni kłopoty z cenzorskimi działaniami obrażonych dygnitarzy, ale nikt chyba nie spodziewał się tego, co wydarzyło się po audycji nadanej w marcu 1937 roku, gdy niefrasobliwi twórcy "Wesołej Lwowskiej Fali" wywołali skandal dyplomatyczny z udziałem holenderskiej rodziny królewskiej.

Ta pierwsza niedziela
"Wesoła Lwowska Fala" to dzieło niemal wyłącznie jednego człowieka. Był nim Wiktor Budzyński (1906-1972), prawnik, aktor, dramaturg i radiowiec, który karierę humorysty rozpoczął jeszcze na studiach, gdy powołał do istnienia akademicki teatr kabaretowy "Nasze Oczko", wspierający swymi dochodami studencką stołówkę.
– Ta nazwa pełna kokieterii zrodziła się pod urokiem modnych wówczas stołecznych kabaretów, takich jak Perskie Oko i Morskie Oko – wspominał Wiktor Budzyński w Radiu Wolna Europa w 1959 roku. – Ale to lwowskie "Oczko" było nasze, studenckie, akademickie, czupurne, młode, bystre i stało się w latach 1928-1931 oczkiem w głowie lwowskiej, bardzo szerokiej zresztą, publiczności – mówił.

Już w tamtej epoce Budzyński nawiązał współpracę z kilkoma przyszłymi gwiazdami audycji kabaretowych lwowskiej rozgłośni, m.in. Kazimierzem Wajdą, Mieczysławem Mondererem czy Józefem Wieszczkiem. W kilka lat teatrzyk stał się poważną instytucją, miał własne dekoracje, 28-osobową orkiestrę, chór i gromadę statystów, ponadto wynajmował wojskowy zespół instrumentów dętych.
REKLAMA
W 1931 roku "Nasze Oczko" wystawiło ostatnią sztukę Wiktora Budzyńskiego pod tytułem "Tu straszy", a następnie wraz z kierownikiem część zespołu teatralnego przeszła do Polskiego Radia Lwów. – Stamtąd popłynęła na całą Polskę piosenka naszego miasta, dialog regionalny i głosy dawnych wykonawców mojego teatrzyku studenckiego. Nikt oczywiście z nas nie przypuszczał wtedy, że rodzi się w ten sposób, całkiem miłe zresztą, niemowlę, któremu na imię miało być "Wesoła Lwowska Fala" – opowiadał Wiktor Budzyński.
Posłuchaj
25-letni utalentowany artysta musiał mieć dar przekonywania, skoro udało mu się namówić Juliusza Petrego (1890-1961), dyrektora rozgłośni we Lwowie, do prawdziwej rewolucji w niedzielnej ramówce. Działające zaledwie od roku Polskie Radio Lwów z reguły retransmitowało wówczas produkcje rozgłośni warszawskiej, Wiktor Budzyński przedstawił zaś zuchwały pomysł: od zera stworzy trwający pół dnia autorski program rozrywkowy. I tak właśnie zrobił.
Na początku była "Wesoła Lwowska Niedziela", nadawane raz w miesiącu, ale za to ośmiogodzinne pasmo audycji kabaretowych i satyrycznych z piosenkami. "Niedziela" od razu bardzo przypadła do gustu lwowianom, a potem także, za sprawą retransmisji, słuchaczom w innych miastach II RP. W odpowiedzi na ten aplauz Juliusz Petry po konsultacji z centralą Polskiego Radia oddał zespołowi Budzyńskiego każdy niedzielny wieczór, wprawdzie w dużo skromniejszym wymiarze czasowym, ale za to z ogólnopolską emisją.
REKLAMA
Drobnej korekcie poddano tytuł programu - teraz była to "Wesoła Lwowska Fala". Nie zmieniło się tylko jedno: podobnie jak w "Naszym Oczku" i "Wesołej Lwowskiej Niedzieli" pomysłodawcą, autorem większości tekstów i kierownikiem artystycznym był Wiktor Budzyński, jeden z twórców najbardziej zasłużonych dla współczesnego mitu polskiego, wielokulturowego Lwowa.

"Mikser najwytrawniejszych koktajli humoru"
– W październiku 1932 roku zaproszony zostałem przez Wiktora do udziału w tak zwanych "Wesołych Niedzielach" – opowiadał w 1977 roku na antenie Radia Wolna Europa Alfred Schütz (1910-1999), kompozytor, autor melodii słynnych "Czerwonych maków pod Monte Cassino". – Do współpracy w tej audycji mobilizowano wszystkich, którzy mogli zaofiarować słuchaczowi coś wesołego. Każdej niedzieli od godziny czwartej po południu do dwunastej w nocy przewijał się przed radiosłuchaczami całej Polski korowód lwowskiego folkloru w piosenkach, skeczach, monologach i dialogach. Ale co za dużo, to niezdrowo. Toteż wkrótce "Wesołe niedziele" ustąpiły miejsca początkowo godzinnej, a potem półgodzinnej audycji pod nazwą "Wesoła Lwowska Fala" – mówił.
Posłuchaj
Alfred Schütz przez kilka lat należał do grupy "lwowskich wesołków", pełniąc funkcję kierownika muzycznego audycji. – W skład całego zespołu wchodzili Szczepko i Tońko, Aprikosenkranz i Untenbaum, ciotka Bańdziuchowa, Włada Majewska, Ewa Stojowska, radca Strońć, Wieszczek, Chór Wesołej Piątki, Czesław Halski i moja skromna osoba. Ale duszą i spiritus movens "Wesołej Fali" był Wiktor Budzyński, ten świetny mikser najwytrawniejszych koktajli humoru, który dosłownie dwoił się i troił w pracy. Artystyczna kuchnia "Wesołej Fali" funkcjonowała znakomicie – relacjonował.
REKLAMA
Kompozytor nie ukrywał, że epokę lwowskiego kabaretu radiowego darzy po latach niesłabnącym sentymentem. – O dziewiątej wieczór zielone i czerwone światełko w studiu były dla nas widomym znakiem, że próba skończona i że zaczyna się zabawa. Prawdziwa zabawa! Kiedy pewny siebie Szczepko i naiwny, a czupurny Tońko czy też Aprikosenkranz z Untenbaumem puszczali w świat perły swojego humoru, nie tylko głośniki całej Polski pękały ze śmiechu, ale i my wszyscy w studiu wraz z zaproszonymi gośćmi zalewaliśmy się łzami. Tak było fajno, że aż hej! – wspominał.

Najśmieszniejsze gwiazdy Lwowa
Niektóre z wymienionych przez Alfreda Schütza postaci przybliżył historyk radia Maciej Józef Kwiatkowski (1920-1994) w gawędzie z 1987 roku. – Największą popularność zyskało sobie dwóch lwowskich batiarów - Szczepko i Tońko, mówiących slangiem lwowskiej ulicy. Postacie te stworzyli Kazimierz Wajda, spiker rozgłośni, oraz Henryk Vogelfänger, prawnik, pracownik magistratu miasta Lwowa. Dalszą postacią był cudowny relikt C.K. Austrii, radca tajny (sam nie wie i drugiemu nie powie) Strońć, kreowany przez Wilhelma Korabiowskiego – opowiadał.
Posłuchaj
Korabiowski (1907-1944) jako radca Strońć rozśmieszał publiczność powiedzonkami kierowanymi do syna Marcelka, w którego wcielała się Ada Sadowska (1899-1963). Oto dwa przykłady:
REKLAMA
"jak będziesz, Marcelku, grzeczny, to tata się halby piwa napije";
"bądź, Marcelku, posłuszny, to tata cię weźmie ze sobą pod cukiernię Zaleskiego na Akademickiej ulicy, abyś mógł zobaczyć, jak ludzie lody jedzą".

W wielokulturowym Lwowie nie mogło zabraknąć Żydów, a wraz z nimi oryginalnego żydowskiego języka i szmoncesów. "Wesoła Lwowska Fala" prezentowała parę żartownisiów Aprikosenkranza i Untenbauma, odgrywanych odpowiednio przez Mieczysława Monderera (1905-1941) i Adolfa Fleischera (1896-1942). Pewnego razu dwójka ta zalazła za skórę Marianowi Zyndramowi-Kościałkowskiemu (1892-1946), który w latach 30. piastował rozmaite urzędy ministerialne i przez kilka miesięcy był premierem. Aprikosenkranz i Untenbaum w radiowym skeczu tak sobie dworowali z polityka:
"– Pan słyszał, że w Biskupinie wykopali rycerza Zyndrama?
– I co z nim zrobili?
– Wstawili go do rządu!".
REKLAMA
Dialog ten stał się, nie pierwszy zresztą i nie jedyny raz, źródłem kłopotów zespołu "Wesołej Lwowskiej Fali", którego "swawole" próbowała jakoś ukrócić państwowa cenzura. Wiktor Budzyński mało jednak dbał o dobre relacje z rządem, a ostrze satyry kierował także w stronę samych kontrolerów, tworząc zabawne postaci cenzorów.

W "Wesołej Lwowskiej Fali" artystyczną karierę rozpoczynała dwudziestodwuletnia Włada Majewska (1911-2011), aktorka, pieśniarka, dziennikarka, która po wojnie na pewien czas została żoną Wiktora Budzyńskiego, a poza tym znana była jako działaczka emigracyjna, a przede wszystkim współtwórczyni kabaretów literackich Mariana Hemara (1901-1972). We lwowskiej audycji była śpiewaczką i parodystką znakomicie wcielającą się w role sławnych pieśniarek tamtej epoki. Drugą żeńską gwiazdą radiowego kabaretu była Teodozja Lisiewicz (1903-1975), która jako ciotka Bańdziuchowa, kobieta z ludu, występowała solo lub w towarzystwie Szczepka i Tońka.

"Przez mikrofon ty to puścisz"
Szczepko i Tońko to, jak wspomniał Maciej Józef Kwiatkowski, najsłynniejsze postacie "Wesołej Lwowskiej Fali", kreacje, bez których audycja być może nie zdobyła takiego rozgłosu. Szczepkiem był Kazimierz Wajda (1905-1955), Tońkiem zaś Henryk Vogelfänger (1904-1990). Aktorzy stali się dzięki tym rolom tak popularni, że bardzo szybko zaczęto angażować ich do filmów fabularnych, z których do dzisiaj przetrwały produkcje "Będzie lepiej" (1936) oraz "Włóczęgi" (1939). Piosenka, którą Szczepko i Tońko zaśpiewali w drugim z tych obrazów, to legendarny utwór ze słowami Emanuela Szlechtera (1904-1943) i muzyką Henryka Warsa (1902-1977) pod tytułem "Lwów jest jeden na świecie", znany także jako "Tylko we Lwowie":
"Mużliwy, że wiency ładniejszych jest miast,
Lecz Lwów jest jedyn na świeci!
I z niegu wyjechać – ta dzież ja by móg?
Ta mamciu, ta skarż mni Bóg!
REKLAMA
Bu dzie jest na świeci tak dobrzy jak tu?
Tylku wy Lwowi!
Dzie budzi piusenka i tuli do snu?
Tylku we Lwowi!"

Szczepko i Tońko rozpropagowali w całej II Rzeczpospolitej niepowtarzalną gwarę miejską Lwowa zwaną "bałakiem", a także postaci lwowskich batiarów, czyli uliczników, osób z marginesu społecznego, osób, z którymi nie chciały mieć nic do czynienia rodziny uważające się za "szanowne". W 1984 roku w wywiadzie dla Radia Wolna Europa Henryk Vogelfänger wspominał, że bałak był jego naturalnym środowiskiem językowym, a batiarzy byli kompanami codziennych zabaw.
– Stąd jest ta moja znajomość tego dialektu, którego absolutnie nie znają tak zwane "lepsze dzieci", "z dobrych domów", ze śródmieścia, albo tacy, których rodzice chronili przed kontaktami z tym batiarskim światem. Nie znają i nie chcieli nigdy znać, bo mówiło się: "pani syn mówi jak batiar!" – opowiadał.
Posłuchaj
REKLAMA
Lwowska gwara stała się dla Henryka Vogelfängera, który miał być prawnikiem, przepustką do świata rewii i kabaretu. Wiktor Budzyński, który był jego "serdecznym i bliskim przyjacielem" od czasów szkolnych, zachwycił się bałakaniem Vogelfängera na jednym z przyjęć. – W wesołym nastroju, wśród młodych ludzi improwizowałem monolog batiara, który był w kinie i widział pod tytułem "Cudowna małpa Rango". Zwrócił się do mnie Wiktor Budzyński: "ty wiesz, że przez mikrofon ty to puścisz" – wspominał radiowy Tońko.
I tak Vogelfänger trafił do "Wesołej Lwowskiej Fali", gdzie już czekał na niego Kazimierz Wajda, by wspólnymi siłami stworzyć najzabawniejszy duet w dziejach Polskiego Radia nie tylko na Kresach.

Wspaniały okropny ryk
Koniec audycji Wiktora Budzyńskiego przyszedł nagle i w towarzystwie nieprzyjemności, choć wszystko zaczęło się od zwykłego żartu na antenie, takiego, jakich przez pięć lat wyemitowano już setki, ryzykując najwyżej pogrożeniem palcem przez cenzora.
– "Wesoła Lwowska Fala" bawiła cały kraj przez ponad sto osiemdziesiąt niedziel, aż do fatalnego marca 1937 roku, gdy Józef Wieszczek wspaniale zaryczał jako ilustracja akustyczna do dowcipu o holenderskiej krowie, nadanego akurat w tym czasie, gdy na kuracji w Krynicy gościła ówczesna następczyni tronu, a późniejsza królowa holenderska Julianna – opowiadał Maciej Józef Kwiatkowski.
REKLAMA
Józef Wieszczek był we lwowskiej rozgłośni odpowiedzialny właśnie za parodiowanie odgłosów zwierząt i z tego obowiązku wywiązywał się znakomicie. Gdy więc Wiktor Budzyński, niepomny kontekstu polityki europejskiej, postanowił przeprowadzić wywiad z holenderską krową, tylko Wieszczek mógł ją zagrać. Obaj kabareciarze swoim występem wywołali straszliwy skandal.

– Lwowscy radiowcy przekonali się przy okazji, jak potężnym środkiem masowego przekazu jest radio – zauważył Maciej Józef Kwiatkowski. – Dowcip, który byłby tylko nietaktem w kabarecie, przekazany w programie ogólnopolskim Polskiego Radia stał się incydentem dyplomatycznym. Dyrektor rozgłośni, znakomity radiowiec Juliusz Petry, za brak nadzoru został zwolniony ze skutkiem natychmiastowym, lecz wobec gwałtownych protestów radiosłuchaczy i radiowców został zesłany na pewien czas do rozgłośni wileńskiej. Audycja została zdjęta z anteny, lecz pod presją słuchaczy wracała pod różnymi nazwami zastępczymi – mówił.
Jednym z nowych tytułów było wzorowane na lwowskim zawołaniu "Tajoj". Audycja jednak, otoczona znacznie surowszą opieką cenzury, nie była już w stanie osiągnąć tych samych artystycznych i satyrycznych wyżyn, co wcześniej.
Posłuchaj
REKLAMA
Wkrótce nadeszła wojna. Po ataku Niemiec i Sowietów członkowie zespołu "Wesołej Lwowskiej Fali" opuścili kraj i schronili się w Rumunii, gdzie przez pewien czas udawało im się nadawać "Wojenną Lwowską Falę". W kolejnych latach, zmobilizowani do armii, tworzyli we Francji i Wielkiej Brytanii Czołówkę Teatralną Wojska Polskiego. Po wojnie zespół przestał istnieć. Ci, którzy przeżyli, rozpoczęli zupełnie nowe rozdziały swoich biografii - jedni w PRL, inni na emigracji.

Źródło: Polskie Radio
REKLAMA