Zbombardowanie Peenemünde. Polski wywiad i angielskie bomby w walce z tajną bronią Hitlera
Wunderwaffe – cudowna broń Hitlera - miała odmienić oblicze wojny na korzyść Niemiec, które ponosiły kolejne porażki w starciach z aliantami. Dzięki polskiemu wywiadowi udało się zlokalizować tajną bazę, w której produkowano śmiercionośną broń, a za pomocą angielskich bombowców niemal doszczętnie ją zniszczono.
2025-08-18, 08:05
82 lata temu, w nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 roku, w ramach operacji "Hydra" lotnictwo brytyjskie zbombardowało niemiecki ośrodek naukowo-konstrukcyjny i poligon doświadczalny w Peenemünde zlokalizowany na wyspie Uznam. W bazie tej nazistowscy naukowcy prowadzili prace nad bezzałogowym samolotem odrzutowym V-1 i pociskiem rakietowym typu V-2.
W akcji zniszczenia tajnego ośrodka badań w Peenemünde udział wzięło blisko 600 brytyjskich bombowców, które zrzuciły niemal 2000 bomb burzących i zapalających.
Posłuchaj
- W nocy obudził nas potężny huk - wspominał w audycji Polskiego Radia jeden z więźniów, których Niemcy wykorzystywali do pracy w Peenemünde. - Ziemia drżała, wszystko się trzęsło. To trwało kilka godzin. Okna były zasłonięte drewnianymi okiennicami, a przez szpary między deskami wpadało tyle światła, że było widno prawie jak w dzień.
Zniszczone doszczętnie zostały naziemne budynki, hale i wyrzutnie pocisków, ale przetrwały laboratoria ukryte pod ziemią. W wyniku operacji śmierć poniosło kilkuset niemieckich pracowników, w tym ponad setka wybitnych naukowców. Naloty przeżył m.in. konstruktor Werner von Braun, który pod koniec wojny oddał się w ręce Amerykanów, by w kolejnych latach pracować nad produkcją rakiet za oceanem. To rakieta jego konstrukcji wyniosła na orbitę załogę misji Apollo 11, która później stanęła na Księżycu.
- Widziałem osiedle naukowców SS, które poszło całkowicie w ruiny - opowiadał w audycji Polskiego Radia polski przymusowy pracownik w bazie w Peenemünde. - Pożary trwały na wyspie jeszcze przez jakieś dwa tygodnie, bo niektóre bomby były bombami opóźnionego działania. Także nie skończyło się na bombardowaniu, bo niektóre bomby wybuchały wiele godzin po nalocie i ponownie powodowały pożary.
Konspiracja i sabotaż
Prace nad skonstruowaniem broni rakietowej w ośrodku Peenemünde rozpoczęły się jeszcze w latach 30. XX wieku. W trakcie II wojny światowej, aby przyspieszyć budowę pocisków, Niemcy zaczęli wykorzystywać niewolniczą pracę więźniów. W tym celu stworzyli na wyspie Uznam obozy, do których sprowadzali osoby przetrzymywane w KL Ravensbrück. Wśród nich byli również Polacy.
- Grupa, w której pracowałem, została skierowana do wynoszenia worków z cementem. Było to w odległości może stu metrów od miejsca startów rakiety V2. Wówczas cała nasza grupa miała możność przyjrzeć się jej z bliska, prawie że pomacać to V-2 - słyszymy w relacji świadka przytoczonej w radiowej audycji.
Przymusowi pracownicy na wyspie Uznam bardzo szybko zaczęli tworzyć struktury konspiracyjne i przeprowadzać akcje sabotażowe.
- Mieliśmy dostęp do wszystkich części, jakie tylko były potrzebne do montowania V1 i V2. Każdy z nas na własną rękę niszczył, co się tylko dało zniszczyć - wspominał jeden z więźniów.
- Ja osobiście pracowałem z palnikiem w ręku, przy cięciu częściowo zużytych członów rakiet i samych korpusów - opowiadał inny więzień. - Więc oczywiście ta akcja sabotażu była dość łatwa, bo mając palnik w ręku, nie jest tak trudno przejechać się po jakichś złączach.
Praca polskiego wywiadu
Polskim więźniom, którzy byli zmuszeni do pracy w Peenemünde, udało się nawiązać kontakty z Armią Krajową i przekazać informacje o tajnych pracach prowadzonych na wyspie Uznam. Jeszcze w 1942 roku rozpracowaniem tajnej bazy zajęła się komórka wywiadu AK pod dowództwem inż. Antoniego Kocjana.
Posłuchaj
Zadanie to nie było łatwe. Ośrodek badawczy znajdował się w głębi terytorium III Rzeszy i był pilnie strzeżony. Jednak polscy konspiratorzy po raz kolejny wykazali się niezwykłą pomysłowością i znaleźli sposób na spenetrowanie tajnej bazy.
Do wykonania zadania skierowano m.in. dwóch doskonale mówiących po niemiecku agentów o pseudonimach "Tolek" i "Felek". Konspiratorzy ubrani w mundury SS i wyposażeni w specjalne dokumenty znaleźli się na wyspie Uznam pod pretekstem poszukiwania miejsca na obóz wypoczynkowy dla żołnierzy Grupy Armii "Środek".
Tuż pod Peenemünde celowo uszkodzili swój motocykl i poprosili obozowy warsztat o pomoc. O nic niepodejrzewani Polacy znaleźli się więc w tajnej bazie. Gdy mechanicy naprawiali ich pojazd, konspiratorzy dokładnie obejrzeli cały ośrodek - po wypożyczeniu motorówki przyjrzeli mu się również od strony morza – wykonali szkice i spisali raport.

Zasługi Armii Krajowej
Początkowo Brytyjczycy bagatelizowali wiadomości dostarczane przez wywiad Armii Krajowej. Zareagowali dopiero w 1943 roku, kiedy do Anglii zaczęły nadchodzić informacje z Francji i Danii o przygotowaniach Niemców do użycia Wunderwaffe.
Posłuchaj
- Anglicy uruchomili całą sieć swoich wywiadowców, zwrócili się również do rządu polskiego na uchodźctwie. Wiosną 1943 roku wywiad polski ustalił z całą dokładnością miejsce doświadczeń. Było to właśnie Peenemünde - mówił w Polskim Radiu Michał Wojewódzki, badacz polskiego wkładu w rozpracowanie Wunderwaffe, autor książki "Akcja V-1, V-2".
Informacje zdobyte przez Armię Krajową trafiły do Londynu wiosną 1943 roku. Dzięki wysiłkowi polskiego wywiadu udało się zlokalizować tajną bazę i ją zbombardować.
- Nie ulega wątpliwości, że wiosną 1943 roku wywiad AK dostarczył Anglikom szczegółowych informacji oraz szkiców i musiał wywrzeć wpływ na decyzję prewencyjnego i zmasowanego zbombardowania Peenemünde - oceniał w audycji "Polska z oddali" były dyrektor Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa Jan Nowak-Jeziorański.
Zbombardowanie ośrodka badawczego w Peenemünde zahamowało, ale niestety nie zakończyło prac nad tajną bronią Hitlera. Zdaniem gen. Dwighta Eisenhowera sierpniowa operacja opóźniła wykorzystanie Wunderwaffe o pół roku. Pierwsze pociski V-1 wysłane w kierunku Wysp Brytyjskich zostały wystrzelone w nocy z 13 na 14 czerwca 1944 roku.
***
Po zniszczeniu tajnej bazy na wyspie Uznam Niemcy przenieśli ośrodek badawczy w okolice Nordhausen na południu Niemiec, gdzie do przymusowej pracy wykorzystywano więźniów obozu Mittelbau-Dora. Poligon doświadczalny przenieśli do wsi Blizna na Podkarpaciu.
Wiosną 1944 roku niewybuch pocisku V-2, który wylądował w okolicy Sarnak nad Bugiem, został przechwycony przez żołnierzy Armii Krajowej. Znalezione części do Warszawy przewiózł dr Zygmunt Niepokój, konspirator, major i lekarz.
Posłuchaj
- Podjąłem się tej sprawy dlatego, że mój samochód był zarejestrowany dla zwalczania epidemii. W worku z kartoflami stopniowo przywoziliśmy to do Warszawy - mówił dr Zygmunt Niepokój.
Współpracujący z AK profesorowie Politechniki Warszawskiej dokładnie zbadali rakietę. Następnie części pocisku zostały przesłane do Anglii na pokładzie brytyjskiego samolotu. Polscy żołnierze ponownie przyczynili się do rozpracowania tajnej broni Hitlera.
Źródło: Polskie Radio/th
Przy pisaniu tego artykułu korzystałem z pracy:
P. Matusak, Dokumenty potwierdzające udział Armii Krajowej w rozpracowywaniu niemieckiej broni rakietowej, "Szkice Podlaskie", nr 10, 2002.