85 lat temu Niemcy rozstrzelali 38 obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku
5 października 1939 roku po procesie sądowym Niemcy wykonali wyrok śmierci na bohaterskich obrońcach Poczty Polskiej w Gdańsku. Ponad pół wieku później rozstrzelanie polskich pocztowców zostało zakwalifikowane jako zbrodnia sądowa. Winni mordu nigdy nie ponieśli odpowiedzialności.
2024-10-05, 06:00
Wyrok śmierci na polskich pocztowcach wydano wbrew międzynarodowym konwencjom oraz lokalnemu prawu.
- Ten wyrok wykonany 5 października był zbrodnią sądową, był kuriozum pod wieloma względami, bo łamał nawet prawo ustanowione przez agresorów, przez Niemców - mówił w audycji Polskiego Radia historyk dr Jan Daniluk.
Posłuchaj
"Poczta Polska solą w oku nazistów"
W powstałym w 1920 roku zgodnie z postanowieniami traktatu wersalskiego Wolnym Mieście Gdańsku władzę i kompetencje podzielono pomiędzy II Rzeczpospolitą a Niemcy. Gdańsk znajdował się w obszarze celnym Rzeczpospolitej. Polska miała też prawo prowadzić politykę międzynarodową w imieniu Wolnego Miasta.
REKLAMA
Polacy, choć stanowili ok. 10 proc. mieszkańców miasta, dysponowali własnymi urzędami, szkołami, koleją. Funkcjonowało też polskie harcerstwo i kluby sportowe. Mieli też przywilej posiadania służby pocztowej. Poczta Polska w Gdańsku posiadała status placówki rządowej, a urzędy pocztowe miały charakter jednostek eksterytorialnych.
- Poczta Polska w Gdańsku była takim jaskrawym symbolem obecności Polski, który dla nacjonalistów gdańskich, a później miejscowych nazistów, był solą w oku - tłumaczył dr Jan Daniluk.
Jeszcze wiosną 1939 roku, gdy zaczęły przybierać na sile agresywne działania Niemców wobec Polaków, a wojna stawała się coraz bardziej realna, polskie władze postanowiły wzmocnić placówki pocztowe na terenie Gdańska. W magazynach gromadzono broń, a wśród pocztowców znajdowało się wielu ludzi z przeszkoleniem wojskowym. Do najważniejszej placówki pocztowej - Urzędu Pocztowo-Telegraficznego nr 1 – skierowano ppor. rezerwy Konrada Guderskiego, który odpowiadał za przygotowanie urzędu do odparcia ewentualnego ataku nieprzyjaciela.
Powiązany Artykuł

Wrzesie 1939 roku w Polskim Radiu. Pos uchaj!
Obrona Poczty Polskiej
Ofensywa na wspomniany urząd pocztowy rozpoczęła się 1 września 1939 roku równocześnie z atakiem pancernika Schleswig-Holstein na Westerplatte. W placówce pocztowej przebywało mniej niż 60 pocztowców oraz dozorca z rodziną. Ze strony niemieckiej w akcji brało udział około 180 policjantów oraz nieustalona liczba esesmanów.
REKLAMA
Pierwszy szturm, w czasie którego Niemcy zrobili wyłom w ścianie i weszli do środka, ostatecznie zakończył się odparciem napastników, ale w trakcie walk poległ Konrad Guderski. Obowiązki dowódcy obrony Poczty Polskiej przejął wówczas Alfons Flisykowski.
Niemcy wsparci przez wóz pancerny i ostrzał artyleryjski zmusili obrońców do ukrycia się w piwnicy, gdzie ci kontynuowali obronę. W końcu, aby zmusić pocztowców do kapitulacji, hitlerowcy podpalili budynek. Wobec znaczącej przewagi nieprzyjaciela i braku szans na otrzymanie wsparcia od regularnych polskich jednostek ok. godz. 18.00 podjęto decyzję o kapitulacji.
Dwóch pierwszych obrońców, którzy wyszli przed budynek, by poinformować o poddaniu się, zostało zabitych. Pozostali zostali w większości ujęci przez Niemców, kilku udało się, w zamieszaniu, uciec.
Polscy pocztowcy odpierali niemieckie ataki przez ponad 13 godzin, choć według założeń opracowanych przez Sztab Główny Wojska Polskiego mieli oni utrzymać się w placówce przez ok. sześć godzin. Według badań dra Jana Daniluka w walkach o urząd Poczty Polskiej mogło zginąć lub odnieść rany 35 Niemców.
REKLAMA
- Nie spodziewano się takich problemów i takich strat. Tym można też wytłumaczyć tę zaciekłość, z którą w późniejszym okresie zemścili się na obrońcach - oceniał gość radiowej audycji.
Posłuchaj
Posłuchaj wspomnień obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku.
Wbrew prawu i konwencjom
Obrońców Poczty Polskiej Niemcy potraktowali jak bandytów. Nie uznano ich za żołnierzy, ale jako tych, których żadna konwencja międzynarodowa ochroną nie obejmowała.
Jeszcze we wrześniu 1939 roku 38 obrońców poczty, którzy przeżyli szturm z pierwszego dnia wojny i nie zdołali zbiec, stanęło przed niemieckim sądem wojennym. Ten, wbrew międzynarodowym konwencjom i lokalnemu prawu, skazał ich na śmierć za "działalność partyzancką". 5 października Niemcy rozstrzelali skazanych.
REKLAMA
***
Miejsce pochówku polskich bohaterów było nieznane aż do 1991 roku. Wówczas to w czasie prac budowlanych na gdańskim osiedlu Zaspa natrafiono na zbiorową mogiłę. Badania antropologiczne wykazały, że pochowano w niej rozstrzelanych pocztowców. Dwa lata później dokonano ich powtórnego pochówku na Cmentarzu Ofiar Hitleryzmu w Gdańsku, gdzie spoczywają m.in. zamordowani kolejarze i celnicy z Szymankowa oraz działacze polscy Wolnego Miasta Gdańska.
W maju 1998 roku Krajowy Sąd w Lubece uniewinnił obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku skazanych na śmierć i rozstrzelanych. Sąd uznał, że we wrześniu 1939 roku na terenie Wolnego Miasta Gdańsk nie obowiązywało prawo wojenne III Rzeszy, na mocy którego - i to "z rażącym naruszeniem" tych przepisów - skazano polskich obrońców gdańskiej poczty. Lubecki sąd stwierdził, że postępowanie członków sądu, który wydał wyrok na pocztowców, można zakwalifikować jako zbrodnię sądową.
Winni mordu sądowego nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności.
REKLAMA
Dzieje.pl/th
REKLAMA