Premier League. Manchester United - Chelsea. Angielski klasyk na remis

Manchester United i Chelsea podzieliły się punktami w szlagierze Premier League, który kończył niedzielne mecze 10. kolejki rozgrywek.

2024-11-03, 19:42

Premier League. Manchester United - Chelsea. Angielski klasyk na remis
Piłkarze Manchesteru United i Chelsea podzielili się punktami w ostatnim niedzielnym meczu 10. kolejki Premier League. Foto: EPA/ADAM VAUGHAN

Czy spotkanie Manchesteru United - Chelsea można jeszcze nazywać hitem? Ostatnie sezony dla fanów "Czerwonych Diabłów" to brak znaczących sukcesów i "nieustający kryzys", w którym wciąż nie udaje się dorównać oczekiwaniom. Chelsea zaś także nie ma za sobą zbyt udanych lat, jednak obecnie, od kiedy za sterami stanął Enzo Maresca, wszystko wygląda lepiej niż dobrze.

Manchester United po zwolnieniu Erika ten Haga przystąpił do meczu z Ruudem van Nistelrooyem na trenerskiej ławce, czekając na debiut Portugalczyka Rubena Amorima. W piłkarzach widać było więcej energii, co niewątpliwie podwyższyło londyńczykom poprzeczkę. Spotkanie nie stało jednak na zbyt wysokim poziomie, a okazji do zdobycia goli było jak na lekarstwo. W końcówce pierwszej połowy bliski szczęścia był Rashford, jednak jego potężny strzał w krótki róg zatrzymał się na poprzeczce.

W drugiej połowie przebudziła się Chelsea, a groźny strzał oddał Neto.

W 65. minucie wymarzoną sytuację miał Garnacho, ale strzał z pierwszej piłki był koszmarny. Dwadzieścia minut przed końcem meczu sfaulowany w polu karnym został Hojlund, a sędzia nie miał większych wątpliwości i wskazał na jedenasty metr. Do piłki podszedł Bruno Fernandes i wyprowadził "Czerwone Diabły" na prowadzenie. Radość trwała jednak krótko - w 74. minucie ładnym wolejem ze skraju pola karnego popisał się Caicedo, wyrównując stan meczu. Od tego momentu piłkarze jednej i drugiej drużyny weszli na wyższe obroty. 

REKLAMA

W końcówce nie zabrakło emocji, za to kibice nie zobaczyli już bramek i obie zespoły nie mogą być do końca usatysfakcjonowane podziałem punktów.

We wcześniejszym meczu spotkały się dwa kluby, które mają duże ambicje w tym sezonie. Tottenham i Aston Villa w poprzednich rozgrywkach biły się o miejsce w czołowej czwórce, ale lepsi okazali się piłkarze  Birmingham. Oba projekty, zarówno Unaia Emery'ego, jak i Ange'a Postecoglu, są cały czas w fazie rozwoju, prezentując nieco inną boiskową filozofię.

W niedzielne popołudnie w Londynie widać było od pierwszych minut, że Aston Villa zamierza pokazać tu wyrachowaną piłkę - była nastawiona na kontrę, szukała szybkich akcji po przechwytach. Na prowadzenie wyszła jednak po stałym fragmencie gry, kiedy to do siatki z najbliższej odległości trafił Rogers. 

REKLAMA

W drugiej połowie gry Tottenham ruszył do odrabiania strat, pokazując, że potrafi robić to wybornie. Wyrównanie padło po golu Johnsona, który wykorzystał precyzyjne dogranie Sona. Gospodarze ruszyli do odważnych ataków, chcąc sięgnąć po całą pulę. I udało się zrobić to w spektakularny sposób. Dwie bramki wbił Solanke, a przepiękne trafienie z rzutu wolnego dorzucił Maddison. 

Tottenham zbliżył się do ligowej czołówki, Aston Villa zaś złapała lekką zadyszkę - z pięciu ostatnich spotkań wygrała tylko jedno.

Czytaj także:

ps, PolskieRadio24.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej