Moda na nalewki z muchomora. Ekspert ostrzega. "To trucizna"
W internecie rośnie popularność nalewek z muchomora czerwonego, co budzi poważne obawy ekspertów. Nieuczciwi sprzedawcy wykorzystują luki w prawie, oferując niebezpieczne produkty jako "kolekcjonerskie". Promują także rzekome "cudowne właściwości zdrowotne" tych preparatów.
2024-11-18, 17:30
- Muchomor czerwony zawiera substancje psychoaktywne, które zachowują się jak psychotropy, czyli uzależniają nas. Permanentne stosowanie małych dawek subprogowych powoduje, że uzależniamy się, a to powoduje bardzo duże spustoszenie w naszym organizmie, włącznie z tym, że zaczyna on po prostu działać toksycznie i uszkadzać nam wątrobę czy nerki - przestrzega prof. nauk farmaceutycznych Paweł Ramos ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
"Łatwo przedawkować"
Chociaż toksyczność muchomora czerwonego jest niższa niż innych gatunków z tej rodziny, może on wywoływać szereg niepożądanych objawów, takich jak dolegliwości żołądkowo-jelitowe. W skrajnych przypadkach zatrucia mogą prowadzić do śpiączki, ponieważ efekty euforyczne po spożyciu często przeplatają się z silnym uczuciem senności i wyciszenia.
Jak wyjaśnia profesor, przy spożyciu dużych dawek mogą pojawić się także poważne zaburzenia oddechowe, w tym depresja ośrodka oddechowego, a także zaburzenia rytmu serca, takie jak bradykardia.
REKLAMA
- Efekt spożycia muchomora działa z opóźnieniem 20, 30-minutowym. Brak efektów może skłonić do zażycia kolejnej dawki. Wtedy mamy spotęgowane działanie na organizm, co może doprowadzić do przedawkowania - tłumaczy prof. Ramos. Jak dodaje, w skrajnych przypadkach przy zażyciu bardzo dużej dawki może dojść także do zatrzymania akcji serca, oddychania, a także do śpiączki pacjenta.
Według profesora, problem spożywania muchomora czerwonego dotyczy szczególnie dwóch grup społecznych: młodzieży, która poszukuje nowych, tanich substancji psychostymulujących, oraz osób cierpiących na nieuleczalne choroby, które szukają alternatywnych metod leczenia.
"Żerują na naiwności osób cierpiących"
- Osoby sprzedające żerują na naiwności osób cierpiących z powodu chociażby chorób nowotworowych. Często te osoby przerywają konwencjonalne leczenie, przez co po prostu tracą ostatnią deskę ratunku, zażywając i wierząc w preparaty, które absolutnie nie mają podstaw medycznych - zaznacza prof. Ramos.
- Ten grzyb to trucizna, więc nie możemy go nazwać lekarstwem. W mojej opinii osoby, które go promują, to albo pseudolekarze, albo oszuści, którzy żerują na ludzkim nieszczęściu, wykorzystując choroby i desperację ludzi szukających ratunku. Zdecydowanie przestrzegam przed spożywaniem takich substancji, nawet w małych ilościach - podsumowuje specjalista.
PAP/mg
REKLAMA