Premier League. Grad goli w derbach Londynu. Chelsea wysłała wiadomość Liverpoolowi, Arsenal traci punkty

Tottenham Hotspur, mimo prowadzenia 2:0, przegrał z Chelsea 3:4 w niedzielnych derbach Londynu w Premier League. "The Blues" po czwartym z rzędu zwycięstwie awansowali na drugie miejsce w tabeli. Wcześniej Fulham zremisował 1:1 z Arsenalem, w którym cały mecz rozegrał Jakub Kiwior.

2024-12-08, 20:57

Premier League. Grad goli w derbach Londynu. Chelsea wysłała wiadomość Liverpoolowi, Arsenal traci punkty
Chelsea pokonała Tottenham w derbach Londynu. Foto: PAP/EPA/NEIL HALL

Na stadionie "Kogutów" wszystko zaczęło się po myśli gospodarzy, którzy w 11. minucie prowadzili już 2:0. Po kolejnych sześciu Jadon Sancho zmniejszył straty, ale prawdziwy popis Chelsea dała po przerwie, kiedy zdobyła trzy gole. Dwa z nich z rzutów karnych uzyskał Cole Palmer. Tuż przed końcowym gwizdkiem wynik ustalił Koreańczyk Son Heung-Min.

To szóste w sezonie wyjazdowe zwycięstwo Chelsea, która na obcych stadionach zgromadziła już 19 pkt, najwięcej w całej lidze.

"The Blues" z 31 pkt są na drugiej pozycji, ze stratą czterech do prowadzącego Liverpoolu, który ma mecz zaległy. Jego sobotnie starcie derbowe z Evertonem przełożono z powodu orkanu Darragh, który przyniósł bardzo silny wiatr i ulewy na zachodnim wybrzeżu Wielkiej Brytanii.

Arsenal traci punkty. "Frustrujące"

Wcześniej na Craven Cottage nieźle sobie radzący w tym sezonie Fulham zremisował derbowy pojedynek 1:1 z Arsenalem, w którym całe spotkanie rozegrał na środku Jakub Kiwior. Polak korzysta na kontuzji Brazylijczyka Gabriela i w ciągu pięciu dni po raz drugi pojawił się w podstawowej jedenastce "Kanonierów".

REKLAMA

W niedzielę prowadzenie gospodarzom dał w 11. minucie doświadczony Meksykanin Raul Jimenez, a w 52. wyrównał francuski obrońca William Saliba. W końcówce Bukayo Saka jeszcze raz trafił do siatki Fulham, ale po interwencji VAR gola nie uznano z powodu spalonego.

- Dominowaliśmy przez większość spotkania. Frustrujące jest nie wygrać takiego meczu - powiedział kapitan Arsenalu Martin Odegaard w stacji Sky Sports.

Jak dodał, do końca sezonu jeszcze daleko i walka o upragniony tytuł będzie trwać do samego końca. "Nie obchodzą nas inne drużyny, musimy się skupić na sobie. Mecz po meczu musimy zbierać punkty, więc takie straty muszą boleć" - dodał Norweg.

"Kanonierzy" z 29 pkt plasują się na trzeciej pozycji, a tuż za nimi są broniący tytułu piłkarze Manchesteru City.

REKLAMA

City szuka formy. Żywioł dał odpocząć Liverpoolowi

W sobotę "Obywatele", którzy w środku tygodnia wygrali pierwszy mecz od ponad miesiąca, zremisowali w stolicy z Crystal Palace 2:2. A mogło być jeszcze gorzej, ponieważ goście dwukrotnie musieli gonić wynik.

Na bramkę już w czwartej minucie Kolumbijczyka Daniela Munoza odpowiedział jeszcze w pierwszej połowie Norweg Erling Haaland, który uzyskał 13. gola w sezonie i w klasyfikacji strzelców dogonił Egipcjanina Mohameda Salaha z Liverpoolu.

Z kolei po trafieniu Francuza Maxence'a Lacroix na 2:1 na początku drugiej połowy, do remisu doprowadził w 68. minucie obrońca Rico Lewis. Ten ostatni zobaczył jednak w końcówce meczu dwie żółte kartki i drużyna trener Pepa Guardioli kończyła mecz w dziesiątkę.

- Mamy punkt po nieprawdopodobnej walce, kiedy dwa razy doganialiśmy rywali. Na razie to dla nas "sezon cierpień", ale wciąż dużo gry przed nami. Nie rezygnujemy, będziemy próbować, ale trudno rozmawiać o tytule, gdy się przegrywa cztery spotkania z rzędu, a po jednej wygranej remisuje. Zawodnicy walczą i to jest najważniejsze - ocenił Guardiola, cytowany przez BBC.

REKLAMA

Liverpool pozostał na szczycie z 35 punktami i rozegrał jeden mecz mniej po tym, jak sobotnie derby Merseyside z Evertonem na Goodison Park zostały przełożone z powodu Storm Darragh.

Szalona końcówka w Leicester. Drużyna Modera dała sobie wydrzeć punkty

W niedzielę nie pojawił się na boisku Jakub Moder, a jego Brighton&Hove Albion wypuścił z rąk pewne wydawałoby się zwycięstwo nad beniaminkiem Leicester City. Skończyło się 2:2, choć goście do 86. minuty prowadzi różnicą dwóch bramek.

Najpierw kontaktowego gola uzyskał weteran Jamie Vardy, a wyrównał Jamajczyk Bobby De Cordova-Reid.

- Piłka nożna czasem taka bywa, nie ma co szukać w tym sensu. A tak całkiem poważnie, to nie mamy usprawiedliwienia. Zawaliliśmy, musimy wziąć odpowiedzialność za stratę punktów - przyznał trener Brightonu Fabian Hurzeler. Jego drużyna jest siódma w tabeli, a mogła być piąta.

REKLAMA

Czytaj także:

JK/PAP/PolskieRadio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej