Bezczelne poselstwo z Moskwy. "Przeciwko godności Rzeczypospolitej"
Poselstwo przysłane przez cara do Warszawy w 1650 roku było dla Polaków i Litwinów szokiem. Moskale stawiali osłabionej Rzeczypospolitej absurdalne i hańbiące żądania, a w razie ich niespełnienia, grozili wojną. Jednocześnie upierali się, że to państwo polsko-litewskie dąży do zerwania pokoju. Kreml pokazał, że przy realizacji imperialnych celów i ich usprawiedliwianiu potrafi dowolnie naginać rzeczywistość.

Tomasz Horsztyński
2025-04-01, 06:05
Atakowanie sąsiednich krajów, łamanie układów i zwalanie całej winy na ofiarę nie jest domeną tylko współczesnej Rosji. Nasz wschodni sąsiad przez stulecia często przed podjęciem działań zbrojnych szukał pretekstów inwazji na inny kraj, by móc, niezależnie od faktów, usprawiedliwić swoje zbrodnicze działania. Jedyny język dyplomacji, jaki rozumiano (i, jak widzimy, do dziś tak jest) na Kremlu, był język siły. Przekonała się o tym Rzeczpospolita w połowie XVII wieku. Wewnętrzne problemy potężnego państwa polsko-litewskiego skusiły Moskwę do podjęcia działań wymierzonych w zachodniego sąsiada.
Bezprecedensowe poselstwo moskiewskie przybyło do Polski, gdy ta mierzyła się z powstaniem kozackim pod wodzą Bohdana Chmielnickiego. Ugoda zborowska zawarta między królem Janem Kazimierzem a zbuntowanymi Kozakami po półtora roku walk, we wrześniu 1649 roku, była dla cara Aleksego dowodem na słabość państwa polsko-litewskiego. Car postanowił to natychmiast wykorzystać i upokorzyć odwiecznego wroga.
Lojalny wobec silnego
Początkowo jednak Aleksy wcale nie dążył do wojny z Rzecząpospolitą. Ba, zgodnie z podpisaną w 1647 roku umową, oba państwa miały sobie pomóc w razie tatarskiego najazdu. Jako że Kozaków w wojnie z królem wsparli Tatarzy, car zgromadził przy granicy z Polską swoje oddziały, by współdziałać z Polakami. Problem w tym, że po dotkliwych porażkach 1648 roku armia polska w zasadzie tymczasowo przestała istnieć.
REKLAMA
- Bitwa nad Żółtymi Wodami. Początek kryzysu Rzeczypospolitej
- Bitwa pod Korsuniem. Zgubne skutki hetmańskiego pijaństwa
Dodatkowo państwo moskiewskie samo musiało się mierzyć z wewnętrznymi rozruchami, więc o prowadzeniu wojny nie mogło być mowy. Poza tym Moskwa po prostu bała się Rzeczypospolitej, od której w ostatnich dziesięcioleciach otrzymywała regularne cięgi. Wciąż pamiętano pobyt polskiej załogi na Kremlu z lat 1610-1612, a ostatnia próba ataku na państwo polsko-litewskie zakończyła się klęską i podpisaniem "wieczystego pokoju" w 1634 roku w Polanowie.
Ówczesny car Michaił przestrzegał swojego syna i następcę, Aleksego, by z Rzecząpospolitą pozostawał w przyjacielskich relacjach. Władca stosował się do rady ojca, póki państwo polsko-litewskie było silne. Gdy tylko dostrzegł poważną rysę na tym wizerunku, natychmiast zmienił taktykę.
- Polacy na Kremlu. "Czas, który zostawił w rosyjskiej pamięci głęboki ślad"
- Wojna smoleńska 1632-1634. "Jedno z największych zwycięstw w naszych dziejach"
Niemiłe złego początki
O zmianie nastrojów na Kremlu przekonali się już polscy posłowie wysłani do Moskwy na przełomie 1649 i 1650 roku, by potwierdzić postanowienia pokoju polanowskiego. Polacy nie tylko nie osiągnęli celu wyprawy, ale zostali potraktowani wręcz wrogo. Car zapowiedział przysłanie swoich wysłanników ze skargą na łamanie przez stronę polską postanowień pokoju.
Polacy wiedzieli więc, że wizyta carskich posłów nie będzie należeć do przyjemnych. Nie spodziewali się jednak, że będzie aż tak trudna. Poselstwo na czele z bojarem Grigorijem Puszkinem przybyło do Warszawy w połowie marca 1650 roku. Moskale zostali przywitani przez litewskich urzędników Kazimierza Tyszkiewicza i Wojciecha Wessela. W państwie polsko-litewskim to właśnie na Litwinach ciążyła troska o utrzymywanie kontaktów cz Moskwą. Wobec buńczucznej postawy posłów, zadanie to nie należało do najłatwiejszych.
Już na wstępie Puszkin nazwał Tyszkiewicza łgarzem, na co ten odpowiedział, że za takie odzywki "u nas w gębę biją" i zapewne by go to spotkało, gdyby nie przybył jako reprezentant cara. Z kolei, gdy poseł dowiedział się, że Wessel nie znał rosyjskiego, spytał "na cóż takiego głupiego król przysłał". Ten odgryzł mu się, że nie on jest głupi, ale "mnie do was głupich przysłano". Padły również mocniejsze słowa i o mały włos nie sięgnięto po szable. Ostatecznie król poprzez gońca kazał Litwinom trzymać nerwy na wodzy i iść gościom we wszystkim na rękę.
W czasie oficjalnych ceremonii powitalnych na zamku królewskim posłowie zapewnili, że przybywają z przyjaźnią, miłością i pokojem, co trochę uspokoiło Polaków i Litwinów. Jednak, jak zauważył kanclerz wielki litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł, "fałsz ich potem się wyjawił".
REKLAMA
Polskie "zbrodnie" przeciwko Moskwie
W czasie pierwszego spotkania z senatorami Puszkin przeczytał z kartki zażalenia, jakie Moskwa ma do Rzeczypospolitej. Chodziło o błędy lub nieścisłości, które polscy i litewscy urzędnicy popełnili w tytulaturze carskiej. Moskale zażądali, by winnych ukarać… śmiercią! I to natychmiast, bez sądu. Głównym winowajcą był wojewoda ruski, słynny dowódca Jeremi Wiśniowiecki. Puszkin przedstawił nawet rzekomy list wojewody do cara, zawierający owe błędy, ale nie chciał go wręczyć senatorom, bo, jak twierdził, bał się, że mu go zabiorą. Zdaniem wybitnego historyka prof. Ludwika Kubali list ten był fałszywką.
Oniemieli senatorowie tłumaczyli posłom, że w Rzeczypospolitej obowiązuje prawo i że bez wyroku nikogo skazać nie można. Poza tym nie można oczekiwać, że za błędy w tytulaturze ktoś zapłaci głową, zwłaszcza na żądanie przedstawicieli obcego państwa.
Innym, równie poważnym, zarzutem przedstawionym przez posłów był fakt, że na terenie Rzeczypospolitej wydawane są książki, w których opisuje się polsko-litewskie sukcesy w wojnach z Moskwą, a o samej Moskwie wyraża się w nich bez należnego szacunku. Ich zdaniem prace te są przykładem na łamanie przez króla Jana Kazimierza postanowień pokoju polanowskiego.
Senatorowie ponownie cierpliwie wyjaśniali, że książki te nie są wydawane ani z rozkazu, ani za wiedzą króla, że w Rzeczypospolitej panuje wolność, że w innych krajach, w tym Moskwie, także wydawane są prace, które przedstawiają państwo polsko-litewskie w nienajlepszym świetle i wreszcie, że postanowienia pokoju polanowskiego milczą na temat twórczości literackiej.
REKLAMA
Poza tym okazało się, że Moskale nie umieją czytać ani po polsku, ani po łacinie, więc nie potrafili sami wskazać , co w tych pracach jest ich zdaniem niewłaściwe.
Moskwa miłuje pokój
Rzeczowe argumenty oparte na faktach nie miały dla posłów żadnego znaczenia. Moskale niewzruszenie trwali przy swoim w myśl starej zasady, "jeśli teoria nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów". Żądali ukarania winnych błędów w tytulaturze, autorów i wydawców "haniebnych" książek oraz spalenia tych prac.
Jeśli nie, oczekiwali zadośćuczynienia w postaci przygranicznych twierdz, w tym najważniejszego Smoleńska, oraz wypłaty ogromnej sumy pieniędzy. Grozili, że niespełnienie tych warunków będzie równoznaczne z zerwaniem pokoju z winy Polaków i Litwinów.
Wbrew wszelkim argumentom stali na stanowisku, że Jan Kazimierz dąży do wojny z Moskwą i zapewniali, że car "nie chce widzieć Polski i Litwy w ostatecznym upadku", a jedynie domaga się na wynagrodzenia za hańbę. Pokazywali również wiernopoddańcze listy (tym razem prawdziwe), jakie Chmielnicki słał do cara z prośbą o pomoc w wojnie z Rzecząpospolitą. Sytuacja była niebezpieczna.
REKLAMA
"Moskale hardo odpowiadali"
W kolejnych tygodniach Moskale nie zmienili swego twardego stanowiska. Nie pomogły ani groźby, ani prośby. Na zapewnienia, że winni zostaną osądzeni na najbliższym sejmie, domagali się natychmiastowego zwołania obrad i pisemnej gwarancji ukarania śmiercią winnych wyżej wymienionych czynów.
Albrycht Stanisław Radziwiłł, przewodniczący komisji do rozmów z posłami, notował w swoim pamiętniku kilkukrotnie: "nic nie wskóraliśmy z grubym [grubiańskim – przyp. red.] narodem", "wdzięczności żadnej nie pokazali", "Moskale hardo odpowiadali", "z posłami moskiewskimi nic wskórać nie mogliśmy".
Bezowocnym rozmowom czasem przeszkadzały pijatyki ("wino królewskie zatrzymało Moskalów, że do nas nie przybyli"). Kanclerz Radziwiłł przekonywał posłów, "ażeby uporu swego odstąpili, gdyż raczej na wojnę zezwolimy", niż na stawiane przez nich warunki. W podobnym tonie wyrażali się inni senatorowie.
REKLAMA
Na ratunek Tatarzy
Rozmowy stanęły w martwym punkcie. Jan Kazimierz wysłał do Moskwy swojego posła, który miał się upewnić, czy Aleksy rzeczywiście stawia Rzeczypospolitej tak twarde warunki. Swojego gońca, który miał przynieść od cara nowe instrukcje, wysłali też Moskale. Kolejne długie tygodnie oczekiwano ich powrotu.
Niespodziewanie negocjacje przyspieszyli Tatarzy. Żyjący z łupów wojownicy byli utrapieniem zarówno dla Rzeczypospolitej, jak i dla Moskwy. Przybyły w czerwcu 1650 roku do Warszawy poseł od chana proponował stronie polsko-litewskiej wspólną wojnę przeciw Moskwie. Jeśli nie, tatarski władca znowu wesprze kozackich buntowników w wojnie z Rzecząpospolitą.
Tatarzy otwarcie okazywali pogardę moskiewskim posłom, a do tego "wymawiali nam – pisał Radziwiłł – że ich nazbyt szanujemy, którego honoru nigdy nie byli godni".
REKLAMA
- Rzeź Trubeckiego. Krwawy epizod potopu moskiewskiego
- 369 lat temu rozpoczął się potop szwedzki. Dlaczego Szwedzi zaatakowali Rzeczpospolitą?
"Przeciwko godności Rzeczypospolitej"
Zagrożona wojną Moskwa nieco złagodziła swój dotychczasowy przekaz. Padła również propozycja wspólnej walki z Tatarami. Car Aleksy zapewnił o swojej przyjaźni i potępił pretensje o pieniądze i twierdze stawiane przez Puszkina. Nie wycofał się jednak z żądania ukarania winnych "przewinień" w tytulaturze i książkach.
Niemal cały lipiec trwały zacięte negocjacje z upartym Puszkinem, który groził wyjazdem bez podpisania gwarancji pokoju polanowskiego, na którym stronie polskiej bardzo zależało. Ostatecznie zapewniono posłów, że żadnego polsko-tatarskiego sojuszu nie ma, że winni błędów w tytulaturze carskiej będą osądzeni. Zgodzono się także wyrwać z książek i spalić publicznie kartki, które, zdaniem posłów, zawierały obraźliwe dla Moskwy sformułowania oraz zabroniono nabywania i posiadania tych prac.
Wydarzenie to, choć koniecznie dla szczęśliwego zakończenia negocjacji, spotkało się z powszechnym oburzeniem. Jak pisał Radziwiłł, odbyło się to "przeciwko godności Rzeczypospolitej". Dodatkowym upokorzeniem było oddanie posłom marmurowej tablicy, zawierającej tekst o zwycięstwie polskim nad Moskwą, zdobyciem Smoleńska i wzięciem w niewolę cara Wasyla Szujskiego. Pod koniec lipca, po czterech miesiącach, moskiewscy posłowie i ich 120-osoby orszak opuścili w końcu Warszawę. Wyjeżdżali w towarzystwie gwardii królewskiej, która chroniła ich przed wściekłą stołeczną ludnością.
REKLAMA
Od 1650 roku w stosunkach Rzeczypospolitej z Moskwą, przewagę zaczęła zdobywać ta druga. Pozornie drobne ustępstwa wykonane przez Polaków i Litwinów były dla Kremla dowodem nie na dobrą wolę sąsiadów, ale na ich słabość.
Pokój wprawdzie został zagwarantowany, ale dla Moskali nie miało to większego znaczenia. Niedługo później rozpoczęli przygotowania do inwazji, którą przeprowadzili w 1654 roku po oficjalnym przejściu Kozaków pod skrzydła carskie. Z trwającej 13 lat wojny to Moskwa wyszła jako państwo silniejsze.
Źródła: Polskie Radio
REKLAMA
A. S. Radziwiłł, Pamiętniki o dziejach w Polsce, 1980; L. Kubala, Poselstwo Puszkina w Polsce w roku 1650, [w:] Szkice historyczne, Ser. 1, 1901; J. Kaczmarczyk, Bohdan Chmielnicki, 1988.
REKLAMA