"Karetki nie były w stanie dojechać na miejsce katastrofy smoleńskiej"
Reporterom "Naszego Dziennika" udało się porozmawiać z osobami z obsady karetek, które 10 kwietnia spieszyły na pomoc.
2011-04-23, 10:00
Ustalili, że 10 kwietnia na miejsce katastrofy wyjechały trzy karetki. Dwie z miejskiej smoleńskiej stacji pogotowia ratunkowego i jedna ze stacji rejonowej. Oprócz tego na miejscu dyżurowała jeszcze jedna karetka od początku przewidziana do zabezpieczania wizyty polskiej delegacji.
"Nasz Dziennik" rozmawiał między innymi z Aleksandrą Ignatienkową, ratownikiem z karetki, która miała stanowić zabezpieczenie medyczne wizyty Lecha Kaczyńskiego. Do tej pory - podkreśla gazeta - nie przesłuchały jej polska i rosyjska prokuratura.
- Byliśmy jednymi z pierwszych, którzy tam dotarli. Widzieliśmy fragmenty samolotu. Wszystko w ziemi takiej błotnistej, mokrej jak po roztopach - opowiada Ignatienkowa.
Wspomina, że od razu wezwano dodatkowe karetki, których zespoły szły na miejsce katastrofy pieszo, ponieważ nie było jak dojechać od strony szosy.
- Naszym zadaniem było szukanie żywych, ale ich nie było. To nie były zwłoki, tylko fragmenty ciał, krew wnętrzności - mówi Aleksandra Ignetienkowi "Naszemu Dziennikowi".
IAR,kk
REKLAMA