Policjanci zatrzymani za skucie zabójcy. Prokuratura wyjaśnia
Decyzja o zatrzymaniu czterech policjantów była podyktowana uzasadnioną obawą, że mogą nie stawić się na wezwanie i uzgodnić wspólną linię obrony - oświadczyła Prokuratura Okręgowa w Warszawie, odpowiadając na doniesienia mediów o zatrzymaniu i doprowadzeniu do prokuratury funkcjonariuszy, którzy kilka lat temu obezwładnili w Warszawie zabójcę.
2025-08-04, 16:15
Zatrzymanie policjantów
Oświadczenie prokuratury jest reakcją na publikację Onetu. I dotyczy sytuacji z 16 lipca, kiedy czterech stołecznych funkcjonariuszy z komendy na Woli zostało skutych w kajdanki i zatrzymanych - jak podaje portal - "na oczach kolegów z komendy i sąsiadów". Następnie zostali doprowadzeni do prokuratury, gdzie postawiono im zarzut przekroczenia uprawnień.
Przedmiotem sprawy jest głośne zabójstwo. Miało ono miejsce na warszawskiej plebanii sześć lat temu. "Jan B. zaatakował nieznanego mu 65-latka, pobił i doprowadził do jego śmierci, uderzając go wielokrotnie głową o posadzkę" - relacjonuje Onet.
W ocenie śledczych - prokuratura posiłkowała się m.in. opinią biegłego z zakresu taktyki i techniki interwencji policyjnej - sposób obezwładnienia Jana B., do którego doszło 11 kwietnia 2019 roku przy ulicy Nowolipki 18 w Warszawie, "był niezgodny z tymi zasadami, w tym z wymogami prawa, etyki zawodowej, dbałości o bezpieczeństwo prawne i fizyczne policjantów oraz obezwładnianego". Prokuratura przekonuje, że zastosowane metody były nieadekwatne w stosunku do potencjalnego zagrożenia.
Prokuratura: obawy są uzasadnione
"Decyzja o zatrzymaniu i doprowadzeniu podejrzanych podyktowana była wyłącznie uzasadnioną obawą, że w przypadku wystawienia podejrzanym wezwań do stawiennictwa, któryś z nich nie stawi się, co pozwoliłoby w późniejszym czasie uzgodnić im wspólną linię obrony po tym, jak dowiedzieliby się oni, co stało się przedmiotem zarzutów" - czytamy w oświadczeniu prokuratury. Śledczy obawiali się, że funkcjonariusze nie odbiorą wezwań do stawiennictwa.
Dodano, że "istniało także uzasadnione ryzyko, że któryś z nich mógłby wpływać na zeznania wezwanych dwóch istotnych świadków". I że "wszyscy podejrzani i dwaj wezwani świadkowie znali się choćby z racji kilkuletniej służby w tej samej komendzie, ponadto dwójka podejrzanych i jeden świadek nadal pełnią służbą w tej samej komendzie".
Szczegóły interwencji
Jak relacjonuje prokuratura, podczas zatrzymania sprawcy zabójstwa zastosowano miotacz gazu obezwładniającego, co - w opinii biegłego - było przekroczeniem uprawnień przez jednego z funkcjonariuszy. Podobnie jak zastosowanie tzw. "kołyski" (mowa o skrępowaniu wszystkich kończyn przez założenie nóg za skute ręce).
Ponadto mundurowi mieli dociskać leżącego Jana B. kolanami (na wysokości karku i pleców) do ziemi, co z wcześniej wymienionymi metodami (gaz i "kołyska") mogło "potęgować u zatrzymanego trudności z oddychaniem", a tym samym wywołać "nagłe zatrzymanie krążenia i niewydolność oddechową".
Jak podaje prokuratura, interwencja została zarejestrowana przez kamery, będące na wyposażeniu trzech funkcjonariuszy. Jeden z policjantów, Piotr M., "z uwagi na dynamikę zdarzeń, miał zapomnieć włączyć kamerę". I dodaje, że "w tym zakresie toczyło się odrębne postępowanie służbowe zakończone rozmową dyscyplinującą [z Piotrem M. - przyp. red.]".
- Maszewo. Atak na policjanta podczas próby zatrzymania. Ujęto sprawcę
- Sosnowiec. Agresywny mężczyzna zdemolował izbę przyjęć. Jest w rękach policji
Źródła: PolskieRadio24.pl/Prokuratura Okręgowa w Warszawie/Onet/łl