Ministra edukacji popełniła błąd? Mucha: ja bym to zrobiła inaczej

Rezygnacja z prac domowych i edukacja zdrowotna - Barbara Nowacka wprowadziła kontrowersyjne zmiany w polskich szkołach. - Ja bym to zrobiła inaczej - powiedziała w radiowej Trójce Joanna Mucha z Polski 2050 i oceniła, że prace domowe powinny wrócić. Zakwestionowała też sposób, w jaki wprowadzono do szkół edukację zdrowotną.

2025-10-07, 11:29

Ministra edukacji popełniła błąd? Mucha: ja bym to zrobiła inaczej
Ministra edukacji Barbara Nowacka. Foto: PAP/Piotr Matusewicz

Najważniejsze informacje w skrócie:

  • Ministra edukacji Barbara Nowacka zniosła obowiązek prac domowych, co spotkało się z krytyką części nauczycieli i rodziców
  • Dużo emocji wywołało też wprowadzenie do szkół nieobowiązkowego przedmiotu edukacja zdrowotna
  • W radiowej Trójce błędy obu rozwiązań wytknęła Joanna Mucha

OGLĄDAJ. Joanna Mucha gościem Renaty Grochal

Na prośbę ministry edukacji Barbary Nowackiej Instytut Badań Edukacyjnych - Państwowy Instytut Badawczy (IBE) przeprowadził ewaluację tego, jak w praktyce sprawdziły się nowe przepisy dotyczące zadawania prac domowych. Raport trafił do MEN i zdaniem Nowackiej, wyłania się z niego pozytywny efekt zmian: młodzież ma więcej czasu. Szefowa MEN jednocześnie zaznaczyła, że czeka na rekomendacje instytutu, po których podejmie decyzję co dalej z pracami domowymi.

Prace domowe. "Ja bym to zrobiła inaczej"

Joanna Mucha stwierdziła, że rok to zbyt krótko, aby rzetelnie ocenić zmiany i konieczne jest szersze badanie. Zauważyła, że prace były zadawane, ale inaczej traktowane. Pytana, czy prace domowe powinny wrócić, potwierdziła. - Tak, ale one nie mogą być zadawane w taki sposób, że dzieciak uczy się jeszcze w domu 4-5 godzin poza szkołą, gdzie już ma 8-9 godzin lekcji, bo nawet żaden dorosły by tego nie wytrzymał - powiedziała. - Musimy naprawdę patrzeć na dobrostan naszych dzieciaków - podkreśliła.

- Ja bym to ewentualnie zrobiła inaczej, gdyby to ode mnie zależało - przyznała gościni radiowej Trójki po pytaniu, czy ministra edukacji popełniła błąd, znosząc obowiązkowe prace domowe. Wyjaśniła, że najpierw powinny być konsultacje ze środowiskami nauczycielskimi i rodzicami, później jakiś pilotaż i dopiero wtedy tego typu decyzja. - Uważam, że tego typu zmiany wymagają znacznie większego przygotowania, a nie takiego wprowadzenia zero- jedynkowego natychmiast - dodała. 

Edukacja zdrowotna - sukces z czasem

Pytana o wprowadzoną przez Barbarę Nowacką edukację zdrowotną, z której rodzice wypisują dzieci, Mucha wyraziła nadzieję, że przedmiot okaże się z czasem sukcesem, "kiedy pokażemy, w jaki sposób ona wygląda, czego uczymy". Wskazała, że ministerstwo pracuje nad tym, żeby zmniejszyć podstawę programową, aby dzieci "miały przestrzeń na ten nowy przedmiot". - Dzisiaj, jeśli to jest przedmiot, który miał być nauczany na dziewiątej lekcji, to po prostu są takie, a nie inne decyzje rodziców o wypisywaniu dziecka z tego przedmiotu - analizowała. 

Jej zdaniem należało wprowadzić edukację zdrowotną jako przedmiot obowiązkowy. - Myślę, że to jest jeden z najważniejszych przedmiotów, jakich dzieci mogą się uczyć w szkole - przyznała. Zastrzegła jednak, że "nie można łamać przekonań rodziców". - Trzeba rodzicom pokazać, czego my uczymy, czego polska szkoła uczy na tym przedmiocie i jestem naprawdę głęboko przekonana, że oni wtedy podejmą decyzję o tym, żeby dzieci były na tych lekcjach - dodała.

Histeria biskupów

Zdaniem Muchy aspekt dodatkowego obciążenie dzieci miał większe znaczenie przy rezygnacji z edukacji zdrowotnej niż sprzeciw biskupów, choć "oba procesy są bardzo istotne". - Dzieci są zbyt obciążone nauką dzisiaj i mają zbyt wiele godzin szkolnych. I to są godziny takie, które spędza się w klasie nad książką, nad zeszytem - mówiła. Ubolewała, że w polskiej szkole cały czas jest mało ruchu, mało zajęć dotyczących sztuki, kreatywności, aby mózg dziecka mógł odpocząć i przejść do innych sfer funkcjonowania.

Zaznaczyła, że drugą kwestią jest ta histeria, która została rozpętana. - Nie obawiam się nazywać tego histerią, dlatego że to nie ma żadnego racjonalnego powodu - stwierdziła. Podkreśliła, że dzieci powinny wiedzieć jakie są symptomu choroby, jak pomóc, kiedy ktoś straci przytomność, jak się zachować w sytuacji zagrożenia, jak się odżywiać. - A ta część dotycząca seksualności - też nie ma diabła, żeby była jasne - mówiła. - Nawet gdybyśmy mieli zrobić tak, że ta edukacja zdrowotna będzie obowiązkowa, poza tą częścią dotyczącą seksualności człowieka, to i tak byłoby to lepsze rozwiązanie niż dzisiejsze - oceniła. Wyjaśniła, że część dotycząca seksualności człowieka "chroni dzieci przed deprawacją, chroni dzieci przed niewłaściwymi zachowaniami". - To jest dokładnie odwrotnie niż to, co próbowali nam wmówić biskupi czy duchowieństwo - przekonywała. 

Wiecie czym jest "sextortion"?

Zwróciła uwagę, że rodzice niekoniecznie mają świadomość zagrożeń, które czyhają na dzieci. Zaapelowała do rodziców, aby poszukali w internecie czym jest "sextortion" i odpowiedzieli sobie, czy znali to zjawisko i są przygotowani, aby ochronić przed nim swoje dziecko. - Kiedy mówimy o profesjonalnych oszustach, którzy są w stanie naprawdę manipulować naszymi dziećmi - ostrzegła.

Czytaj także:

Źródło: Trójka/fc

Polecane

Wróć do strony głównej