Polityczny spór po aktach dywersji. "Krytyka jest wilczym prawem opozycji"
W obliczu kolejnych aktów dywersji i ostrych sporów politycznych premier Donald Tusk ogłosił pięć zasad "odpowiedzialności państwowej" na 2026 rok. Zdaniem polityków PiS, jest to próba uciszenia krytyki rządu i służb. - Rozumiem, że premierowi chodzi o to, żeby nie powielać rosyjskiej propagandy. Natomiast prawo do krytyki - w utopijnym świecie konstruktywnej - działań służb jest wilczym prawem opozycji - powiedział w podcaście "Strefa Wpływów" dziennikarz Roch Kowalski.
2025-11-22, 07:00
Najważniejsze informacje w skrócie:
- Po aktach dywersji na kolei i krytyce działań rządu oraz służb przez opozycję, premier Donald Tusk ogłosił pięć zasad "odpowiedzialności państwowej"
- Szef rządu zaapelował m.in. o to, żeby nie atakować polskich służb i wojska, a także, żeby "nie powtarzać rosyjskiej propagandy"
- Spór polityczny po aktach dywersji, w podcaście "Strefa Wpływów" komentowali: Renata Grochal, Jacek Czarnecki i Roch Kowalski
OGLĄDAJ. Renata Grochal, Jacek Czarnecki i Roch Kowalski w "Strefie Wpływów"
Premier Donald Tusk ogłosił pięć zasad, które - jak poinformował rzecznik rządu Adam Szłapka - mają "przywrócić elementarną odpowiedzialność państwową" w 2026 roku, określanym przez premiera jako rok zawieszenia broni. Zasady te obejmują: powstrzymanie się od ataków na polskie służby i wojsko, niepowtarzanie rosyjskiej propagandy, zakończenie wet i legislacyjnego sabotażu, a także jednoznaczne opowiedzenie się po stronie Zachodu i Unii Europejskiej oraz poparcie dla Ukrainy w jej wojnie obronnej z Rosją.
Deklaracja premiera pojawia się w momencie rosnącej liczby aktów dywersji wymierzonych w Polskę. Poza niedawnymi przypadkami sabotażu na torach kolejowych, wcześniej były między innymi podpalenia, jak choćby pożar hali magazynowej przy Marywilskiej w Warszawie. Rząd wiąże te zdarzenia z aktywnością rosyjskich i białoruskich służb oraz z kampanią dezinformacyjną, co - w opinii premiera - czyni koniecznym wypracowanie minimalnych zasad odpowiedzialności politycznej, by nie wzmacniać celów przeciwnika. Podanie przez Donalda Tuska pięciu zasad ma też związek z krytyką działań rządu i służb przez opozycję, która po aktach dywersji na kolei zarzuciła rządzącym nieudolność i opieszałość. Część komentatorów wskazywała natomiast, że wskazane przez premiera zasady, to swoisty szantaż polityczny, który ma wyciszyć krytykę, zwłaszcza ze strony PiS i Konfederacji.
Pięć zasad Tuska. "To nie jest szantaż wobec opozycji"
Jacek Czarnecki w podcaście "Strefa Wpływów" stwierdził, że "tu nie chodzi o szantaż wobec opozycji". - Tylko o to, żeby nie robić takich idiotycznych spotów jak teraz wyprodukowało PiS. Twierdzą w nim, że polski rząd do niczego się nie nadaje. Dla PiS-u jest to bardzo wygodne narzędzie do walki z polskim rządem. Każde podpalenie czy każde takie wysadzenie torów to rzeczy, które mogą się powtarzać. I każde takie wydarzenie może być narzędziem służącym do walenia w rząd. Myślę, że Tuskowi chodzi o to, żeby oni jednak poszukali sobie innych narzędzi. Nie takich, które idą krok w krok z tym, co mówią Rosjanie - podkreślił dziennikarz.
Roch Kowalski z kolei zaznaczył, że rozumie słuszność ogłoszonych przez Donalda Tuska tez i zapewne także to, o co chodzi szefowi rządu. - A chodzi o to, żeby rzeczywiście nie powielać rosyjskiej propagandy. Natomiast prawo do krytyki - w utopijnym świecie takiej konstruktywnej - działań służb jest wilczym prawem opozycji. Niestety mam takie poczucie, że gdyby takie same przykazania czy zasady trzy lata temu z mównicy rzucił premier Mateusz Morawiecki, to byśmy słyszeli o kneblowaniu ust opozycji - powiedział Kowalski.
"Politycy odrobili lekcje z wtargnięcia dronów"
Zdaniem Renaty Grochal strona rządowa po sytuacji kryzysowej związanej z dywersją na kolei zareagowała lepiej niż w przypadku rosyjskiego ataku z września. - Politycy odrobili lekcje z tych dronów, które wleciały we wrześniu do Polski. Wtedy nie było takiej transparentności. Teraz było wszystko transparentnie. Premier kilkadziesiąt godzin po aktach dywersji wystąpił w Sejmie, powiedział co wie. Podał konkrety, między innymi to, że służby ustaliły dwóch Ukraińców, którzy działali najprawdopodobniej na zlecenie Rosji. A później były informacje o zabezpieczonych dowodach, które opublikowała "Rzeczpospolita" - podkreśliła dziennikarka.
Szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz wspólnie z szefem MSWiA Marcinem Kierwińskim oraz szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesławem Kukułą przedstawili założenia operacji "Horyzont". Chodzi o działania na rzecz bezpieczeństwa, ochrony infrastruktury krytycznej, wspólnego patrolowania i współdziałania wszystkich służb państwowych w celu zapobiegania aktom dywersji. Do operacji skierowanych ma być do 10 tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego. Operacja jest następstwem dwóch aktów dywersji, do których doszło na trasie kolejowej Warszawa - Dorohusk. W miejscowości Mika na Mazowszu (powiat garwoliński) eksplozja ładunku wybuchowego zniszczyła tor kolejowy. W innym miejscu, niedaleko stacji kolejowej Gołąb na Lubelszczyźnie (powiat puławski), pociąg z 475 pasażerami musiał nagle hamować z powodu uszkodzonej linii kolejowej. Jak poinformował w Sejmie premier Donald Tusk, osobami odpowiedzialnymi za dywersję są obywatele Ukrainy współpracujący z Rosją.
Czytaj także:
- Kim są twórcy planu Trumpa dla Ukrainy? "Bardziej przedsiębiorcy niż dyplomaci"
- Kreml komentuje plan zakończenia wojny. "Niespójne wersje"
- Polscy dyplomaci w Rosji. "Każdy ich krok jest śledzony"
Źródło: Polskie Radio 24/Robert Bartosewicz