"Nie chcemy w Holandii bezrobotnych Polaków"
Tymi słowami holenderski europoseł Barry Madlener skomentował wystąpienie Donalda Tuska, w którym premier mówił o potrzebie otwartości Europy.
2011-07-06, 17:16
Posłuchaj
Madlener - europoseł niezrzeszony, członek holenderskiej nacjonalistycznej Partii na Rzecz Wolności - swoją wypowiedź w Parlamencie Europejskim zaczął od określenia wystąpienia Tuska "najgorszym, jakie ostatnio słyszał".
- Nie chcemy rumuńskich żebraków, bezrobotnych Polaków w Holandii, nie chcemy płacić na Grecję i nie chcemy europejskich podatków, nie chcemy Turcji w Europie - wyliczał.
Na wypowiedź Madlenera zareagował europoseł Michał Kamiński z PJN, który zwrócił uwagę, że na rozszerzeniu Unii o państwa Europy Wschodniej zyskały także stare kraje UE.
- Ile firmy holenderskie zarobiły na rozszerzeniu? Czy nie widzi pan korzyści dla Holandii, że polscy klienci kupują holenderskie produkty? - pytał.
- To nieprawda - ripostował Madlener. - W Holandii mamy bezrobocie, a Polacy pracują taniej albo musimy im płacić zasiłki. Nie widzę żadnych korzyści. Chcemy ich odesłać do Polski, niech sobie tam zostaną - dodał.
fot. screen z TVN24
"To rasizm"
Po tej wymianie zdań lider frakcji socjaldemokratów w Paralmencie Europejskim, Niemiec Martin Schulz, nazywał Madlenera "rasistą". Schulz wyjaśnił, że jego zdaniem wypowiedzi, według których Holandia "jest fantastyczna, ale nie chce płacić za Rumunów i Greków, to rasizm". Dodał, że kojarzy mu się to z wypowiedziami w Niemczech przed II wojną światową.
Schulz zwrócił też uwagę Jerzemu Buzkowi, że to on jako prowadzący posiedzenie powinien zareagować na wystąpienie Madlenera. Przewodniczący PE wyjaśnił, że zareagował już Michał Kamiński, a on nie chce niepotrzebnie podsycać złych emocji.
Tusk, podsumowując debatę, oświadczył, że na "niektóre pytania czy wypowiedzi nie należy reagować w sposób emocjonalny", ponieważ takie opinie są "kompromitujące dla ich autorów, a nie dla wymienianych nacji".
Do wypowiedzi Madlenera odniósł się także przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. Jego zdaniem te "agresywne uwagi pewnych eurosceptyków i eurofobów" to reakcja na fakt, że "największy nowy kraj UE przychodzi z wielkim entuzjazmem, zaufaniem i optymizmem", jaki "chciałby widzieć w innych stolicach".
- Oni byli rozczarowani, ponieważ Polska przynosi pozytywny przekaz dla przyszłości UE, że ta rozszerzona Unia powinna teraz się pogłębiać. Że potrzebujemy więcej Europy, więcej solidarności i więcej zobowiązań dla wspólnych celów. To było główne przesłanie premiera Tuska - podsumował Barroso.
"Nacjonalizm kończy się katastrofą"
Polski premier przedstawił w środę na forum Parlamentu Europejskiego priorytety polskiej prezydencji w Radzie UE.
Wśród najważniejszych wyzwań prezydencji premier wymienił przezwyciężenie kryzysu ekonomicznego i kryzysu zaufania do idei zjednoczenia. Podkreślił, że odpowiedzią Europejczyków na kryzys powinna być dalsza integracja Europy.
Zaznaczył, że ani europejski budżet, ani cele i instytucje Wspólnoty nie są źródłem kryzysu finansowego. - Kiedy Europejczycy wierzyli, że odpowiedzią na zagrożenia jest wzrost nacjonalizmu i etatyzmu, to zawsze kończyło się katastrofą - przypomniał. Odpowiedzią na kryzys powinien być zatem wzrost zaufania do instytucji europejskich i ich wzmocnienie.
Premier przestrzegał przed tendencjami do utraty wiary w integrację, czego przykładem może być debata o przywracaniu granic w UE. - Europa to najlepsze miejsce na ziemi. Nikt niczego lepszego nie wymyślił - powiedział Tusk podczas wystąpienia w Strasburgu, przypominając, że integracja europejska była odpowiedzią na pierwszą i drugą wojnę światową.
Wypowiedź Mandlenera to był jeden z nielicznych krytycznych głosów podczas posiedzenia w Parlamencie Europejskim w Strasburgu z okazji rozpoczęcia polskiej prezydencji.
IAR,PAP,kk
REKLAMA